| 27 |

73 7 0
                                    

Wieczorem rozległa się jakaś sprzeczka przed drzwiami. Może nie tyle sprzeczka, co po prostu ci przeklęci klawisze nie potrafili ze sobą rozmawiać po cichu, krzycząc do siebie z każdą błahostką. Ciocia właśnie kończyła jedną z podrzuconych jej dziś na śniadaniu krzyżówek, starając się zachowywać jak największą ciszę, aby nie zbudzić chowającego się od świata chłopaka, ale zdaje sie, że klawisze mieli dla niego z goła inne plany, wchodząc pospiesznie do celi, przez co czarnowłosy wystawił głowę spod kołdry, trochę zdezorientowany:

- Powiedz mi, ile ty jesteś wart Agust? Trzymamy cię tu mniej niż tydzień, a zarabiamy na tobie krocie za byle telefony i spotkania. Może powinniśmy cię wystawić gdzieś w klatce i zbierać hajs za oglądanie?,

- Jakie spotkania? - zmarszczył brwi. Resztę wypowiedzi zignorował,

- Idź i sam zobacz. Ktoś koniecznie chciał się z tobą spotkać i właśnie czeka, aż się tam zjawisz. Pośpiesz się, bo nie mamy całego dnia, a nie jesteś gwiazdą tylko więźniem i ktoś cię musi tam zaprowadzić, żebyś nikogo po drodze nie pozabijał - Min zmarszczył nos, hamując w sobie atak złości za ten komentarz. Wygrzebał się spod kołdry, ubrał klapki i przeczesał dłonią włosy, zanim ruszył do drzwi, od razu zakładając ręce za siebie. Skrzywił się na uczucie zaciskania dłoni na jego nadgarstkach. Wiedział, że drugi klawisz pójdzie za nim z bronią w gotowości.

Sala spotkań znajdowała się trochę w odosobnieniu. Prowadził do niej długi cienki korytarz z odrapanymi ścianami. Tam pewnie ludzie odreagowywali swoje emocje. Przy wylocie stało dwóch masywnych klawiszy, którzy tylko obrzucili Agusta przelotnym spojrzeniem, zaraz wracając do pracy. Na progu jego dłonie zostały puszczone, a on sam mógł rozejrzeć się po sali. Było dość późno, dlatego rozmowy prowadziło tylko dwoje więźniów, jednak dość szybko rzucał się w oczy siedzący tyłem mężczyzna, przy którego stoliku nikt jeszcze nie siedział. I Yoongi też nie miał ochoty iść tam siedzieć. Ale nie miał wyboru:

- Masz niezły tupet, żeby tu przyłazić. - warknął, siadając naprzeciwko blondyna. Ten chciał coś odpowiedzieć, ale tylko wytrzeszczył oczy, a jego dawniej uśmiechnięte usta rozwierały się powoli coraz szerzej - Kurwa, maseczka...,

- Nie mówiłeś, że bez niej jesteś taki piękny. - wypalił zanim ugryzł się w język - To ciebie widziałem w tej kawiarni, prawda?,

- Ta. - wywrócił oczyma, czując lekki rumieniec. ,,Piękny". Nie pamiętał czy ktokolwiek go tak kiedykolwiek nazwał - Czego chcesz?,

- Po pierwsze przepraszam. Wydawało mi się, że tak się uratuje i przy okazji, że będziesz bezpieczniejszy, ale...nie ma się co tłumaczyć. Zjebałem po całej lini. I teraz oboje jesteśmy skazani na śmierć,

- Powiesz coś czego nie wiem? - wywrócił oczyma - A te denne przeprosiny przyjmę tylko dlatego, że w pierdlu mi całkiem dobrze. Byłoby nawet i zajebiście, gdyby nie wisząca nade mną groźba śmierci,

- Dzięki. - uśmiechnął się blado, przyglądając się chłopakowi. Nie mógł się napatrzeć na jego śliczne delikatne rysy, uroczy wygląd, te roztrzepane włoski, jasną buźkę i widoczne w dużych ładnych oczach zaspanie. Boże czemu tak się nim zachwycał? Spuścił nieco wzrok, zauważając teraz coś innego, przez co aż zmarszczył brwi - Co ci się stało w rękę?,

- Mała kara od klawisza - westchnął,

- Kara? - zmarszczył brwi - Za co? Co zrobiłeś?,

- Nie sprzedałem cię. - uniósł wzrok ze stolika na głębokie oczy swojego rozmówcy, delikatnie się uśmiechając. Zaraz sam zmarszczył brwi zauważając dużą ranę na jego łuku brwiowym - A ty co zrobiłeś? Wygląda paskudnie,

- Nie sprzedałem cię. - uśmiechnął się szeroko, czując jakby w tej chwili otaczała ich jakaś magiczna bańka. Jakby ich wrogie relacje nieco się złagodziły - Słuchaj...wiem, że zawaliłem i to po całej lini-,

- Przez grzeczność nie zaprzeczę,

- Ale naprawię to. Mam pewien plan, jeśli tylko się zgodzisz,

- Jaki ,,plan"? - przechylił głowę zainteresowany,

- Wyciągam cię stąd i spieprzamy gdzie pieprz rośnie,

- My?,

- Dobra, może i nie zaczęliśmy najlepiej, ale chyba w rajdzie o życie nie powinna ci przeszkadzać moja obecność,

- Nie o to chodzi, ale...przecież możesz uciec sam - zauważył. Nie rozumiał dlaczego miałoby mu zależeć na tym, by zabrać go ze sobą,

- Z jakiegoś powodu cię lubię, okej? - uciekł spojrzeniem na ścianę za Minem - Budzisz sympatię i nie chcę, żebyś zginął,

- To miłe - uśmiechnął się delikatnie, czując niemałe wzruszenie,

- To jak?,

- Dokąd?,

- Przed siebie. Pewnie skończymy w kilku hotelach po drodze i- - przerwał rozwierając gwałtownie oczy - Znaczy, żeby spać, no nie? W bagażniku nie można każdej nocy spędzić, prawda? Tam też dają jedzenie i- dobra, nie ważne, po prostu o kilka zahaczymy. A poza tym nie wiem...może jednak znajdziemy jakieś bezpieczne miejsce? A może będziemy do śmierci w trasie? Grunt żeby przeżyć, nie?,

- Głupi ten twój plan. - uznał, a Jiminowi uśmiech zaraz zrzednął. Do tej pory uważał, że był genialny - Ale poniekąd ekscytujący. Lepsze życie z tobą w jednym samochodzie niż śmierć,

- Dzięki? - parsknął - Czyli...w to wchodzisz?,

- Pewnie, czemu nie? - odparł, zamierając, gdy poczuł jak ramiona blondyna obejmując czule jego ciało. Nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Nie pamiętał od dawna tego uczucia, bo ciocia tuliła go głównie po to, żeby było mu lepiej i w ogóle miało to miejsce może raz czy dwa razy, a to teraz było...takie ich. To było jak symbol nowej więzi, jak niema zgoda na wspólne życie, jak wymiana swoich radości. To było...dziwne. Ale cholernie przyjemne - Jimin, bo ochroniarz się krzywo patrzy. Nie wolno się długo tulić,

- To się nie liczy za ,,tulenie", nie odwzajemniłeś,

- Dopiero co wsadziłeś mnie do pierdla, a teraz ot tak mnie tulisz. Wybacz, ale nie za bardzo umiem na ciebie reagować,

- Nie rzucasz mi się do gardła, a to już coś - uniósł lekko kąciki ust do góry,

- Powiesz mi, jak mam stąd niby wyjść? - spytał, gdy ekscytację w końcu zastąpiła logika,

- O to się nie martw. Załatwiłem gościa, który ma cię wyprowadzić. Jutro w nocy będę czekał na skrzyżowaniu przy tej polnej drodze za lasem wisielców. Jest nieuczęszczana i nie ma tam kamer. To jest jakieś piętnaście minut stąd,

- Las wisielców jako szansa na przeżycie? To lubię. - parsknął - Od razu mówię: nie dam sobie nic wstrzyknąć, ani nie dam się pobić, ogłuszyć czy zgwałcić,

- No to zabrałeś mi cztery pierwsze plany, ale ten typ da radę znaleźć jakiś piąty, w końcu to znajomy popularnego ochroniarza. Wyprowadzi cię w stanie idealnym lub prawie idealnym,

- Ty też łapy przy sobie,

- Nic na co nie masz ochoty. - wystawił dłonie do pozycji obronnej - Czyli co? Od jutra wolni?,

- Od jutra wolni. - uśmiechnął się kiwając lekko głową - Ale włam mi się do domu po jakieś ubrania, co? I zobacz czy ktoś zajął się Susu. Adres zaraz ci nabazgram na chusteczce,

- Tak jest szefie,

- Mały szefie jak już. Najważniejsi ludzie w moim życiu tak do mnie mówią, a skoro resztę mam spędzić z tobą to...sam rozumiesz.

Starry Eyes | YoonMinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz