| 33 |

73 5 0
                                    

Zdaje się, że motel był znacznie mniej popularny niż przypuszczali dotychczas. Był środek pory obiadowej, a poza nimi do jadalni zawitał tylko ten staruszek ze sklepu niedaleko i jakaś młoda dziewczyna siedząca z nosem w książce o grubości wystarczającej by jedno uderzenie odebrało człowiekowi życie. Chłopcy zajęli miejsca przy najbardziej oddalonym stoliku, siadając naprzeciwko siebie, a obsługa jakby tylko na to czekała, zaraz przyniosła im parujące miski zupy pomidorowej i talerze pełne sałatki i pieczonego kurczaka z frytkami. Pachniało obłędnie:

- No to smacznego. - uśmiechnął się różowowłosy i nie czekając na odpowiedź wziął się za swoją porcję zupy. O dziwo jedzenie smakowało jeszcze lepiej niż pachniało i o ile można by zrzucić to na doskwierający głód, o tyle już pod koniec porcji niezmieniona opinia oznaczała już po prostu mistrzostwo szefa kuchni - Hey Yoongi?,

- Mhm? - mruknął przez zapchane frytkami usta,

- Co powiesz na wieczorny spacer?,

- Zachciało ci się łazić po zmroku po ulicach niemal opuszczonego miasteczka? Serio? - zmarszczył brwi,

- Nie patrzyłem na to z tej strony - wzruszył ramionami próbując mięsa. Soczyste,

- Na nocny spacer można patrzeć tylko na dwa sposoby: niebezpieczny debilizm, albo romantyczne bzdety. Ewentualnie konieczność, ale skoro to propozycja, a nie nakaz, to chyba trzecia możliwość odpada,

- ,,Romantyczne bzdety", huh? - wywrócił oczyma - Coś zbyt często mi podobne rzeczy sugerujesz. Czyżbyś na mnie leciał?,

- Ja? To ty proponujesz dziwne rzeczy. Jak nie dobierasz się do moich włosów, to chcesz ciągać nocą po wsi,

- Ty ten kij codziennie w dupę wsadzasz czy jest tam zatwierdzony na stałe? - czarnowłosy zacisnął szczękę. Trudno mu było powiedzieć dlaczego, ale te słowa trochę go zabolały. Wcale nie był sztywniakiem, po prostu nie dopuszczał ludzi zbyt blisko siebie woląc zbywać żartem podobne propozycje, aby druga osoba sama z nich zrezygnowała. Poza tym jak niby miał się czuć komfortowo przy Jiminie? Nie był dla niego jak ciocia, nie mógł sobie pozwalać na odpuszczenie w jego obecności, musząc koniecznie pozostać twardym. Takim ten go znał i nie mógł pokazać mu się jako inny,

- Wiesz, jakoś straciłem apetyt - mruknął, odsuwając się od stołu, zanim bez większego wyjaśnienia wyszedł. Jimina zamurowało. Wydawało mu się, że oboje sobie żartują; w żadnym wypadku nie chciał urazić Yoongiego. Miał wrażenie, że choć w miarę się ze sobą dogadują, to nie potrafią się zrozumieć, jakby oboje trzymali jakieś tarcze broniące ich przed sobą, które nie mogły same opaść.

***

Min wszedł do łazienki, uderzając pięścią w płytki. Zdusił w sobie krzyk bólu i złości, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Był wściekły na siebie, że zamiast przemilczeć sprawę, zdecydował się odejść. To wiązało się z koniecznością rozmowy, bo przecież to było wręcz oczywiste, że Park będzie drążył. Cholera. A było między nimi tak dobrze. Było mu z nim tak dobrze.

Nie mylił się. Już chwilę później drzwi się otworzyły, a skoro żadna obsługa sprzątająca miała się tutaj nie kręcić, mogła to być tylko jedna osoba. W pierwszej chwili myślał, że najlepiej będzie się zamknąć na zamek w tej łazience, ale to byłoby jeszcze bardziej podejrzane, dlatego jednak wyszedł, ze zdumieniem dostrzegając swój talerz w dłoniach różowowłosego:

- Pozwolili zabrać na trochę. Jeśli chcesz mogę stąd wyjść, ale błagam skończ obiad, bo potrzebujemy siły - w jego oczach dało się dostrzec szczerą skruchę, która nienal wywoływała poczucie winy. Ale Yoongi nie zamierzał mu się poddać,

- I? - ponaglił,

- I przepraszam. Po głębszym zastanowieniu faktycznie zabrzmiałem dość chamsko - westchnął,

- Niech będzie. - wywrócił oczyma - I nie wychodź, lepiej się tu nie plątać,

- W porządku - skinął, podając czarnowłosemu obiad, zanim po cichu przeniósł się na swoje łóżko, nie chcąc mu sobą przeszkadzać. Zamysł był dobry, ale po trzech minutach chorej ciszy Min zaczynał mieć już dosyć jego podlizywania się. Zdaje się, że mu wybaczył,

- Pójdę z tobą na ten głupi spacer - wymamrotał kończąc sałatkę,

- Nie musisz, nie czuj się mi winny czegokolwiek,

- Nie czuję. Po prostu to nie taki zły pomysł...chyba. - westchnął - Ale nie ma to żadnego drugiego dna, prawda?,

- Jesteś kurewsko podejrzliwy. - zauważył - Zwykły spacer, bo pasuje się trochę rozruszać, nie?,

- Okej, możemy pójść. - skinął, odkładając na bok pusty talerz. Jimin nadal siedział cicho, wpatrując się w dywan, a ta dziwna cholernie niekomfortowa cisza doprowadzała Mina do białej gorączki - I nie jestem sztywny,

- Przecież już za to przeprosiłem - jęknął,

- Tylko cię informuję. Nie jestem sztywny tylko nie potrafię ci jeszcze na tyle zaufać, by sobie popuścić, dobra? Nie wiem czy to się zmieni, więc lepiej polub mnie takiego, jaki jestem,

- Już to zrobiłem. I to całkiem dawno...zdaje się, że wtedy, kiedy pierwszy raz rozmawialiśmy w moim biurze. Wydawałeś się sympatyczny,

- Dlatego nie dajesz mi zdechnąć?,

- Chyba tak. - wzruszył ramionami - Jakaś cząstka mnie uznała, że chce cię żywego. Najlepiej obok...głupie, co?,

- Powiedziałbym, że tak, ale ta sama cząstka u mnie uznała, że twoje towarzystwo jest mi na tyle miłe, że tułaczka z tobą zabrzmiała lepiej od siedzenia w schronie z kumplami. To dopiero głupie - uśmiechnął się zawstydzony swoją szczerością,

- Czyli...zgoda?,

- Zgoda. A teraz drzemka,

- Ile ty chcesz spać?,

- Skoro noc spędzamy poza motelem, a rano ruszamy, to chyba wypada odespać teraz, nie? Z resztą co mamy tu do roboty? Nawet byle rzutek tu nie mają, o telewizorze czy tarasie nie wspominając,

- Moglibyśmy obmyśleć plan działania,

- Tak szybko znudził ci się duch wolności? - roześmiał się, po chwili poważniejąc - Mamy chociaż punkt wyjścia?,

- Chyba liczę na cudowne olśnienie - uśmiechnął się blado, zaraz ziewając,

- Zmęczony nie dostaniesz olśnienia. - skrzywił się - Drzemka poobiednia to wręcz wymóg,

- Skąd ty się urwałeś?,

- Z więzienia.

Starry Eyes | YoonMinWhere stories live. Discover now