#6

170 23 2
                                    

 Pamiętam dokładnie noc, kiedy po raz pierwszy go spotkałam. To było dwudziestego pierwszego grudnia, koło godziny czwartej. Kończyłam tego dnia siedem lat. Krople deszczu uderzały o dachy, parapety i okna, a ciemność nocy co chwila przecinała jasna błyskawica, rozświetlając wzory na ścianach mego pokoju.

 Ogień w kominku zdążył zgasnąć już kilka godzin temu, został tylko wypalony popiół. Powinnam była spać już od dłuższego czasu, ale nie potrafiłam. Moja dłoń ciągle wędrowała do policzka. Pod palcami wyczuwałam nierówną, śliską szramę, zamiast delikatnej dziecięcej skóry. Na początku Adgar miał wyjątkowo ciężką rękę, a ja wpadłam jeszcze na kant szafki.

 Ta blizna zostanie mi na całe życie. Dowód Jego okrucieństwa.

 Wraz z kolejnym grzmotem, moim ciałem wstrząsnął szloch. Bałam się burz, ich gwałtowności i nieprzewidywalności.

 Tak bardzo kojarzyły mi się z Adgarem.

 Z następnym błyskiem w kącie pokazała się postać. Była bardziej cieniem niż istotą ludzką. Mężczyzna, a przynajmniej tak wtedy przypuszczałam, zdawał się mieć tylko oczy, reszta ginęła w nieprzeniknionym mroku.

 Jego tęczówki miały dziwny kolor spranego złota, zmieszanego z szarością. Zdawały się pochłaniać całe światło, a mimo to w pewien sposób jaśniały.

 "Nareszcie cię odnalazłem, mój mały skarbie", powiedział. Miał słaby, zachrypnięty głos, w którym nadal słychać było echo dawnego sarkastycznego basu, jakim zapewne był wcześniej. Spojrzałam w jego oczy. Mój strach powoli znikał, jakby on go zabierał.

 To była pierwsza noc od lat, którą przespałam spokojnie.

Pamiętnik MrocznejWhere stories live. Discover now