»Chapter-12«

7.6K 409 20
                                    

Kiedy się ściemnia. Potajemnie wymykam się z zamku i udaję się do szpitala. Lustruję wzrokiem otoczenie, czy  nie ma tu Minewry, albo co najgorsze ojca.

- Hej - mówię do Lancelota, kiedy wchodzę do jego sali. Od razu siadam na krześle obok jego łóżka. 

- Hej - uśmiecha się - Cieszę się, że przyszłaś. 

- Jak się czujesz? - pytam i mam nadzieję, że dobrze.

- Teraz, gdy przyszłaś? Dużo lepiej. - posyłam mu lekki uśmiech.

- A tak naprawdę?

- Dobrze. Boli trochę mniej, ale jednak boli.

- Wiesz, że jestem ci dozgonnie wdzięczna? Gdyby nie ty, nawet nie chcę myśleć co by się stało. Dziękuję ci.

- Nie ma za co dziękować. To zaszczyt. 

- Nie, tak tylko pytam. Jestem Harry. - nie jest przyjemnie kiedy mierzy mnie wzrokiem. - To zaszczyt. Zostać uratowanym przez księżniczkę.

-Muszę już iść - mówię speszona i zaniepokojona.

Jest dziwny.

- Co cię trapi? - wyrywa mnie z zamyślenia.
Harry.

- Nic Lancelocie, to błahostki. - kłamię. Coś często mi się to zdarza.

- Na pewno? Wyglądasz na zmartwioną.

- Bo tak jest. Martwię się o ciebie. - i też o Harrego.

- Niepotrzebnie. Dam radę, zobaczysz.

- Wiem - uśmiecham się do niego.

- Twój ojciec wie, że tutaj jesteś?

- Nie i przestań mówić jak Minewra. - cicho chichoczę.

- Po prostu martwi się o ciebie, tak jak i wszyscy.

- Wiem. Jestem wam za to bardzo wdzięczna, ale pewne sprawy powinnam sama rozwiązać.

- Masz jakieś problemy? - marszczy brwi. 

Chłopie, nawet sobie sprawy nie zdajesz.

- Nie, tak tylko mówię. - znowu kłamię. Ten Zayn sprowadza mnie na złą drogę.

- Na pewno? - unosi jedną brew.

- Na pewno.

Spędzam jeszcze  15 minut z Lancelotem, a następnie udaję się do wyjścia ze szpitala. Robi się coraz ciemniej, a jak tato zobaczy, że mnie nie ma to... nawet nie chcę o tym myśleć. Jeszcze gorzej by było, gdybym spotkała Zayna. Na samą tę myśl przebiega mnie dreszcz. Biegł za tobą - te słowa Lancelota nie dają mi spokoju. Przecież go pocałowałam, tak? Wszystko miał być dobrze. Miał mnie puścić wolno, a Harrego uwolnić. Swoją drogą dlaczego ja się martwię o Harrego? Przecież on też jest demonem, w dodatku bratem Zayna. Okłamał mnie wiele razy.

Nagle jakieś dziecko zatrzymuje się przede mną.

- Hej. Jesteś Bella, tak? - pyta. To chłopiec, ma może 10 lat. Nie więcej. - To dla ciebie. - podaje mi jakąś kopertę.

- Do mnie? - dziwię się i rozpakowuję ją.

                                                 SPOTKAJ SIĘ ZE MNĄ                                    

                                                                                                   ZAYN. 

Na samą wzmiankę o jego imieniu robi mi się gęsia skórka na  całym ciele. Po co mam się z nim spotkać? W dodatku ściemnia się, a ja nie mam przyjemności być z nim sam na sam w nocy. W dzień też nie.

- Masz może przy sobie coś do pisania? - pytam to dziecko. Kiwa twierdząco głową i podaje  mi długopis. Dziękuję mu i zaczynam pisać.

                                                    NIE. ODWAL SIĘ ODE MNIE           

                                                                        

Zapakowuję kartkę z powrotem do koperty i podaję ją chłopcu. Ale coś mi tu  nie gra.

- Skąd masz tą kopertę? - pytam go. No bo jak, Zayn normalnie podszedł do tego dziecka i podał mu list, a następnie kazał mi go dać? Bez sensu.

- Taki pan mi go dał - mówi pogodnie.

- A zauważyłeś  w nim coś dziwnego?

- Nie, a powinienem ?

- Tak, a jak on wyglądał ?

- Był wysoki.

- A może coś jeszcze?

- Jest ciemno, dokładnie nie widziałem. - mówi. Nie będę już go męczyć. Wzdycham i mówię mu, że może już iść. Ten karze mi czekać i biegnie gdzieś w stronę pobliskiego ogrodu. Nie widzę, go przez dłuższą chwilę i już mam sobie iść, kiedy jednak się pojawia, ale idzie w inną stronę. Znika z pola mojego widzenia. Mam sobie iść? Może Zayn odpuścił. Odwracam się by iść drogą do zamku ale uderzam w coś twardego. Spoglądam w górę i widzę Zayna. 

O mój Boże.

Moje serce bije z zawrotną szybkością.

- Czego chcesz? - pytam, ostrzej niż zamierzałam. On unosi brew i podchodzi do mnie.

- Widzę, że czujesz się pewniej na swoim terenie.

- Odczep się od mnie. W ogóle odczep się od tego świata. Jest dla nas, dla aniołów a nie dla demonów. Ulżyło ci kiedy prawie zabiłeś Lancelota? - słowa same wychodzą mi z ust. Jestem na niego wściekła. 

- Prawie? - pyta i mruży oczy. O Boże. Za dużo gadam. - Chyba powinienem skończyć to co zacząłem -  wymija mnie i  kieruje się ścieżką do szpitala. 

O nie, nie pozwolę na to.

Dotykam jego ramienia skutecznie go odwracając.

Nie mam pojęcia skąd u mnie tyle odwagi.

- Nie tkniesz go.

- A chcesz się założyć skarbie? - uśmiecha się ironicznie, całkiem odwracając w moją stronę. Bije od niego dziwna aura, bardzo nieprzyjemna. - Nie sądzę abyś zdołała mnie powstrzymać.

- Ja może nie, ale wojsko tak.

Uśmiecha się lekko, zbijając mnie z tropu.

- Osłabiasz mnie kobieto, naprawdę. - kręci głową szukając sobie po kieszeniach. Przełykam swoją dumę zakładając ręce na piersiach.

- Zapomnij o mnie - mówię, tak jak na przyszłą królowe przystało. - Tak będzie lepiej dla wszystkich.

Wyciąga z kieszeni papierosa i odpala go. Macham ręką czując nieprzyjemny zapach. Kaszlę na co jego kąciki ust drgają.

- Prędzej zapomnę jak się oddycha.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu