»Chapter-66«

5.5K 280 45
                                    

Słyszę czyjeś kroki więc jak najszybciej, rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie postaci, wracam na dziedziniec. Wszystko nadal jest pootwierane i nie widać żadnego strażnika. Wchodzę do zamku i pocieram zimne ramiona. Jak na tę porę roku jest tu stanowczo za chłodno. Nie wiem, czy zależy to od kontynentu, czy jak. U nas po Dobrej Stronie zawsze było ciepło. W ogóle nie miewaliśmy zimy. Czasami chciałam by i też tam spadł śnieg, tak dla odmiany. Niestety mogłam go podziwiać tylko na obrazkach w książkach.

Wzdycham i chwytam klamkę od drzwi do mojej sypialni. Zapominam, że je zamknięta, więc uderzam w nie jak idiotka, z myślą że są już otworzone.

Grzebię sobie potajemnie w staniku, by wyciągnąć klucz.

Nie ma go?

Marszczę brwi i dokładniej to robię.

Wzdycham i biję sobie  z placka w czoło, za to, że pewnie zgubiłam go jak oglądałam plac zamku.

Wypuszczam ze świstem powietrze i obracam się na pięcie, by następnie szybko pobiec do wyjścia.

Kurde, mogłam bardziej pilnować tego durnego klucza, a nie podziwiać widoki. Modlę się tylko w duchu, by Zayn nie chciał iść do mojej sypialni. Zastałby wtedy Harrego i byłoby nieciekawie.

Kucam i przeszukuję palcami trawę by znaleźć zagubioną rzecz. Nic to nie daje, więc idę dalej szukać obok gargulców. Tutaj też nic nie ma, a mój wzrok kieruje się na drzewo, pod którym stała tajemnicza osoba.

Przełykam ślinę kiedy widzę jak strażnicy idą w moim kierunku. Z szybkością błyskawicy wracam do zamku, by mnie nie przyłapali.

Opieram się o ścianę i normuję oddech.

Świetnie, normalnie super. Ciekawe jak ja się teraz dostanę do mojego pokoju.

Wzdycham, ale świta mi jedna myśl.

Gosposia.

Udaję się do kuchni i od razu ją zauważam. Gotuje coś, odwrócona do mnie tyłem.

- Chciałam pani bardzo podziękować. - zaczynam, a ona aż się wzdryga, a następnie odwraca do mnie. Lekko się uśmiecha i normuje oddech. - Przepraszam, nie chciałam panią przestraszyć.

- Za co? - pyta i chwyta inną łyżkę, by pomieszać sałatkę.

- Za to, że wstawiła się pani dzisiaj za mnie. Nie wiem, co by się stało gdyby nie pani.

- Nie ma za co. - uśmiecha się do mnie. - Ale uważaj. - jej humor blednie. - Nie możesz cały czas zostać przyłapywana. Pan Zayn nigdy nie żartuje, mówiąc że komuś się coś stanie.

- Wiem i przepraszam za to, że to pani mogła ucierpieć. Mogłam być bardziej domyślna i tam nie iść. - ostatnie zdanie mówię do siebie ciszej, a ona posyła mi lekki uśmiech.

- Mów mi po imieniu. Charper. - posyła mi szeroki uśmiech, ale nagle jej danie zaczyna się przypalać. Zwinnie ściąga go z ogrzewania i stawia na specjalnym miejscu.

- Bella. - przedstawiam się z nikłym uśmiechem i słyszę jej chichot. Oczywiście, że zna moje imię, bo jakby inaczej? 

Wzdycham przypominając sobie po co tak naprawdę tu przyszłam.

- Więc Charper. - zaczynam ostrożnie, a ona odwraca się w moją stronę. - Masz może zapasowy klucz do mojej sypialni?

- Tak mam. Przynieść ci?

- Tak, jakbyś mogła.

- Za chwilkę wracam. - wychodzi z kuchni, a ja wzdycham z ulgą. Może mi się upiecze.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Where stories live. Discover now