»Chapter-45«

6.5K 313 59
                                    

- Bella, co się dzieje? - pytam zaniepokojony, spoglądając nerwowo to na nią to na ten jebany patyczek.

Gdy czyta się różne smutne historie, łatwo jest sobie wyobrazić, że bohatersko stawiamy czoło trudnościom, znacznie trudniej jest poradzić sobie z nieszczęściem, które naprawdę nas dotyka.

Zamykam oczy i zastanawiam się, czy nieszczęście naprawdę nas zaskakuje, czy też może w jakiś sposób - w formie niepokoju albo może głębokiego przeczucia - mamy wrażenie, że nadchodzi? 

- Zayn... - słyszę szept Belli, ale nie otwieram oczu. 

Czuję jak dłonie Belli dotykają mojego nadgarstka, a następnie wkładają w nie test ciążowy. 

- Spójrz. - szepcze, a ja momentalnie otwieram oczy. Nie wiem dlaczego, ale złość zaczyna dotleniać wszystkie komórki, mojego ciała.

Uspokój się Zayn. 

W oczach Belli czai się smutek i ból. To nie wróży nic dobrego.

Spoglądam na patyczek z lękiem, ale nic z niego nie rozumiem. To jest w ciąży czy nie? Bo już głupieję.

- Co to znaczy? - pytam niezbyt miło, ale szlak mnie trafi jeśli okaże się pozytywny. 

Bella przełyka ślinę i spogląda na mnie. Kilka łez ucieka jej z oczu, ale ich nie wyciera. Zaczynam szybciej oddychać, a moja złość rośnie. Nie wiem dlaczego ale czuję się zawiedziony. Ból wkrada się do mojego serca nieodwracalnie. 

- Nie jest pozytywny. - szepcze nadal płacząc, a ja niezamierzenie tak ściskam patyczek, że łamie się w pół i ląduje na podłodze.

- Kurwa mać - prawie krzyczę i ciągnę się za włosy, ale po chwili dociera do mnie znaczenie jej słów. - Nie jesteś w ciąży?
 Ona lekko się wzdryga, ale przełyka ślinę i bierze głęboki oddech.

- Nie, nie jestem. - mówi mi, ale łzy nadal płyną z jej oczu. 

- To dlaczego płaczesz? - pytam już dużo spokojniej. Napięcie ze mnie zeszło i czuję się dużo lepiej ze świadomością, że nie nosi w sobie czyjegoś dziecka.

Bella spogląda na mnie i wyciąga jakąś kartkę. Zdezorientowany odbieram ją od niej i rozkładam  tak abym mógł przeczytać.

Droga Bello, a raczej Droga Żono.

Chciałbym ci tylko uświadomić, że jeśli nie wrócisz do mnie, twój ojciec zginie śmiercią tragiczną. Odetnę mu głowę i postawię sobie na komodzie. Taka nowa ozdoba. Radzę ci to przemyśleć, bo ja nie żartuję. Zayn nie musi nic o tym wiedzieć. Po prostu do mnie wróć, a będzie wszystko po staremu. Decyzja należy do ciebie. Domyślam się, że jednak mnie nie słuchasz i pokazujesz to mojemu kochanemu braciszkowi, więc chcę ci jedynie przypomnieć, że masz czas do tygodnia. Bella jest moją żoną, a ty wpierdalasz się gdzie cię nie proszą. Miałeś swoją szansę, ale królestwo i władza było dla ciebie ważniejsze niż ona, dlatego skorzystałem z tej okazji. To JA jestem jej mężem nie ty. To JA zakładałem jej obrączkę na palec i to JA odebrałem jej dziewictwo. 

Bello radzę ci wracać gdzie twoje miejsce, czyli do mnie, inaczej pożałujesz. 

Nie wiem Zayn co chcesz osiągnąć trzymając ją u siebie. Przecież dobrze wiesz, że bez żadnej przeszkody mogę ją odzyskać zgłaszając się do Władcy Prawa. Nie masz żadnych podstaw by mi ją zabierać.

Przemyś to Bella, inaczej pożałujesz.

                                                                           Z poważaniem Twój kochany mąż. 

Ze złości aż zgniatam  kartkę i trzymam ją w zamkniętej pięści najmocniej jak mogę. 

Spoglądam na Belle, a patrzy na mnie badawczym wzrokiem.

- Boję się o ojca. - mówi mi, a jej głos się łamie. Nie wiem co mam jej odpowiedzieć, więc tylko zamykam ją w swoich ramionach.

- Wszystko będzie dobrze. - pocieszam ją. Teraz tylko to musi wystarczyć.

- Skąd wiesz? - płacze mi w ramię trzęsąc się. No nie mam tej pewności, ale dał nam czas do tygodnia. Jest pojebany, ale słowa dotrzymuje.

- Musimy pojechać do moich rodziców. - szepczę jej we włosy, a ona momentalnie odrywa się ode mnie.

- Co?

- A w szczególności musimy pogadać z moją matką. Ona jedyna może zamknąć przejście na dobrą stronę. - mówię jej. To wydaje się teraz najlepszym rozwiązaniem.

Bella podciąga nosem i spogląda na mnie zapłakanymi oczyma.

- Ona tak potrafi? - pyta.

- Moja matka?

- Tak.

-  Jest aniołem dobroci i tylko ona zna na to zaklęcie. - mówię jej i przyznaję jej przed sobą jaki byłem głupi nie mówią jej o tym.

- Twoja mama jest aniołem? - prawie krztusi się powietrzem.

- Tak, to dlatego chodziliśmy bezgranicznie po Dobrej Stronie. Harry wykradł jej to zaklęcie, uciekając tam myśląc że go nie złapię. - tłumaczę jej i lękam się że on mógł sobie je gdzieś zapisać, by znowu wejść do tego drugiego świata. Nasza matka była zawiedziona tym, że bez jej pozwolenia wkroczyliśmy na nie nasz teren. Nie dość, że to ta dobra strefa i możemy wyrządzić tak różne szkody, to jest to jej rodzinne państwo. Tam się wychowała i dorastała.

Widzę na twarzy Belli jak maluje się nadzieja. Odgarniam jej z czoła niesforny kosmyk włosów i łapię ją za dłoń.

- Wtedy mój tato będzie bezpieczny? - pyta żywo, z czego lekko się uśmiecham.

- Tak.

- Więc jedźmy już teraz! -wstaje, ciągnąc mnie w stronę wyjścia.

- Nie Bella, nie dzisiaj. - mówię jej i staję w miejscu. Odwraca się do mnie z zawodem.

- Zayn proszę...

- Pojedziemy jutro. Teraz robi się już ciemno.

- Jutro miałeś jechać do Merangi. - przypomina mi zakładając ręce na piersi. Nic nie poradzę, że zaczyna podniecać mnie coraz bardziej.

- Zrobimy tak. Jutro z rana pojedziemy do moich rodziców, a później odwiedzimy Merangę. - proponuję.

- Mówiłeś, że Meranga daje się przekonać tylko rano.
Ja pierdole.

- Damy radę. - mówię po chwili i oplatam ją rękami w tali.

- Na pewno?

- Na pewno.

                                                                               *  *  *

< Następny dzień >

Budzi mnie lekkie potrząsanie za ramiona. Zdezorientowany budzę się i widzę Belle. No tak, kto by inny obudził mnie o tak wczesnej porze.

- Co się stało  - pytam zaspany spoglądając na zegarek. - Jest piąta. - jęczę i dalej kładę głowę na poduszce.

- Zayn, nie śpij. - karci mnie dalej mną potrząsając. - Mam sprawę.

Podnoszę głowę i spoglądam na nią.

- Jaką sprawę? - pytam marszcząc brwi, a ona oblewa się wielkim rumieńcem.

- Bo ja te.... no...  trzeba mi...  - milknie spuszczając wzrok. 

- Co ci trzeba? - ponaglam widząc jaka jest zakłopotana.

Spogląda na mnie, jeszcze bardziej się czerwieniejąc.

- Podpaski.

O kurwa.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Where stories live. Discover now