»Chapter-36«

7K 328 12
                                    

W moim gardle rośnie wielka gula, której nie mogę przełknąć.

On tu jest.

Stoi przede mną.

Jest cały i zdrowy.

Żyje.

Wciąż wpatrując się w jego karmelowe oczy chcę do niego podejść, ale on jakby czytał mi w myślach cofa się o krok.

Rani mnie tym.

- Zdobycz wojenna - wtrąca mój porywacz i podchodzi do mnie. Chwyta mnie za dłoń i podnosi do pozycji stojącej. Wszystko mnie boli. Nawet mój najmniejszy palec u nogi.

- Jeśli jej nie wypuścisz popamiętasz mnie do końca życia. - ostrzega Zayn, a we mnie rodzą się nowe nadzieje. Może nie jestem mu aż tak obojętna.

- Nie strasz Zayn. - ostrzega go.

Zayn wyciąga miecz i mierzy nim w mężczyznę. 

- Straż! - krzyczy, a po chwili pojawia się jego wojsko w gotowości do ataku.

Zayn jest  jak maszyna do zabijania. Pamiętam jak zamordował tego człowieka w lesie i porzucił. Nikt nie zasłużył sobie na taki los.
Nie wspominając, że zaatakował Lancelota.

Przed oczy nasuwa mi się wizja wojny w królestwie Abbara. Ci wszyscy zabici ludzie. Ta krew, poodcinane kończyny - ta głowa która katulała się za nami...

Tego szoku po prostu nie da się opisać.

- Przestań. - mówię z goryczą do Zayna. On zdziwiony odwraca do mnie głowę. - Czy ty potrafisz tylko zabijać? - mój głos wydaje się dużo odważniejszy niż zamierzałam by był. - Nie chcę by już nikt  został przeze mnie zabity. 

Łzy zaczynają same kapać mi z oczu. Zabito dzisiaj wystarczająco dużo osób, nie chcę żeby było ich jeszcze więcej.

Zayn nieruchomieje i widzę jak toczy wewnętrzną walkę. Dobrze wiem, że dałby im rade, ale to mu nie wyjdzie na dobre. Mi też. Żyć z tą świadomością, że przez ciebie ktoś został zabity, to nie jest fajne.

Zayn zaciska szczękę i chowa miecz. Spoglądam na mężczyznę obok mnie i widzę, że uśmiecha się wyraźnie zaskoczony.

- O proszę, wielki Zayn uciszony przez moją niewolnicę. - stwierdza zdumiony z przebiegłym uśmieszkiem majaczącym na ustach. Ten podchodzi do niego z przerażającym wyrazem twarzy.

- Z chęcią popatrzę sobie na twoje zwłoki. - mówi i rzucając mu ostatnie spojrzenie, wychodzi.

Zostawił mnie.

Poszedł sobie.

Nie zawrócił, by mnie ratować.

Nie chce mnie.

- Choć - mężczyzna łapie mnie za dłoń, przez co patrzę na niego zaskoczona. - Skarzę naszykować ci kąpiel, a potem kolację.

                                                                                     *  *  *

< Perspektywa Zayna >

- Czego chcesz? - pytam Merangę, kiedy znajdujemy się w sali tronowej. Od kiedy pamiętam śmierdziało tu nowością, nadal tak jest. - Nie będę dla ciebie walczył - uprzedzam, kiedy przypominam sobie, jak kiedyś wezwał mnie tylko i wyłącznie po to. Bo mi kurwa chce się wstawać o 11 i jechać do niego. Dla jasności wstaję  po południu.

- Dlaczego?  - pyta zdziwiony. - Dobrze byś na tym wyszedł.

- Powiedziałem nie. - powtarzam się, czując rosnącą irytację do tego gościa. Wkurwia mnie całym sobą. Zawsze jest pewny siebie i przemądrzały. Tak naprawdę chuja wie. Jest mądry tylko w mordzie, a jak przyjdzie co do czego woła swoich strażników zamiast załatwić swoje sprawy sam.

- Jak chcesz. - rzuca i nalewa mi wina. Nie wiem kurwa, czy czasami go nie zatruł, ale kurewsko chce mi się pić.

Zayn uspokój się - przypomina mi mój wewnętrzny demon. Ma rację. Muszę wrócić do zamku trzeźwy, a nie tak jak niedawno, napierdolony whiskey.

- Mam coś dla ciebie. - mówi i pokazuje bym poszedł za nim. Tak robię, stając po środku sali.

- Niby co? - pytam wpatrując się w korytarz przede mną.

- To. - wskazuje na straż wlokących jakąś osobę. Jego chyba kurwa do reszty pojebało.

Kto to jest ? - pyta mój demon. Nie wiem, ale lustruję ją wzrokiem kiedy rzucają mi ją przed stopy. Kobiety się tak nie traktuje. Wpierdoliłbym im gdybym był sam za to, ale mam gapiów. Mam jedną zasadę. Kobieta mnie urodziła, więc nigdy nie podniosę na nią ręki.

Dziewczyna ma poplamioną suknię i rozczochrane włosy. Podnosi wzrok na moje buty. No wiem, że są  ładne ale nie musi się gapić, akurat na nie. Jest mi niezręcznie. Wolałem jak wpatrywała się w dywan.

Jej wzrok lustruje mnie wyżej i wyżej. Kiedy spoglądam jej w oczy mój świat nagle runie w gruzach. To Bella. Dzień w dzień budziłem się wyrzutami sumienia, że ją zostawiłem dla Harrego. A ja Zayn Malik król wielkiego państwa, nie mam wyrzutów sumienia.

Widzę jak jest zdziwiona moim widokiem, ja również. Robię krok do tyłu kiedy widzę, że chce podejść. Kiedy mnie dotknie, ulegnę i porwę ją byle dalej stąd.

- Wojenna zdobycz. - Meranga przerywa moje rozmyślenia i podchodzi do dziewczyny. 

- Jeśli jej nie wypuścisz popamiętasz mnie do końca życia. - mówię całkiem poważnie. Zabiję go przy pierwszej lepszej okazji.

- Nie strasz Zayn.

Wyciągam miecz i mierzę nim w niego. Chcę go w końcu zabić i mieć święty spokój. 

- Straż! - krzyczy. Tego właśnie się spodziewałem. Brudną robotę zwali na swoich poddanych. Nie ma za grosz odwagi.

Po chwili pojawia się kilku z jego ludzi mierzących we mnie mieczami.

Rozpierdolę ich na kwaśne jabłko. Niech tylko który wykona pierwszy ruch, a będzie gryzł ziemię. 

- Przestań. - odwracam się zdziwiony do Belli. Ona to powiedziała, czy się przesłyszałem? - Czy ty potrafisz tylko zabijać? Nie chcę by już nikt  został przeze mnie zabity. - z jej oczu zaczynają kapać łzy.

Nabieram powietrze do płuc, by się uspokoić. Nie chce bym nikogo zabijał. To dla mnie bez różnicy. Jestem demonem. Mam to w naturze.

Po chwili chowam miecz i poddaję się. Nigdy jeszcze tego nie robiłem, więc czuję się dziwnie.

- O proszę, wielki Zayn uciszony przez moją niewolnicę. - stwierdza zdumiony Meranga z przebiegłym uśmieszkiem majaczącym na ustach. Tak się kurwa nie będziemy bawić.

Podchodzę do niego z kamiennym wyrazem twarzy.

- Z chęcią popatrzę sobie na twoje zwłoki. - mówię, bardzo, ale to bardzo poważnie.

Rzucam mu ostatnie spojrzenie i wychodzę.
Mam tego kurwa dość.

                                                                                          *  *  *

< Perspektywa Belli >

Spędzam 2 godziny mocząc się w wannie. W końcu jakaś odmiana. Kiedy wychodzę, czuję się jak nowo narodzona. Pomijając fakt, że moja rany pieką jak szalone. Dostaję od służących nową suknię - białą. 

Kiedy jestem już gotowa, wychodzę z łazienki i zostaję zaprowadzona do jadalni. Porywacz proponuje mi różne dania, ale żadnego nie chcę. Nie jestem głodna, ale i też boję się, że mógł tam coś dosypać.

Wkurzony mężczyzna woła straż.

- Zróbcie z nią co chcecie. Nie jest już nic warta, jak Zayn jej nie chce. - syczy i odchodzi od stołu. Po jego słowach moje serce zaczyna krwawić jeszcze bardziej.

Mężczyźni wymieniają między sobą spojrzenia i łapią mnie za nadgarstki. Zaczynam się wyrywać wiedząc, że to nie wróży nic dobrego, lecz oni są nieugięci.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Where stories live. Discover now