»Chapter-24«

7K 355 8
                                    

Podskakuję ze strachu kiedy z trzaskiem zamyka drzwi. Odwracam się w stronę Harrego i widzę, że  przypatruje mi się z uwagą. Jego kamienną twarz zastąpił lekki uśmiech.

- Po co mnie tu przyprowadziłeś ? - pytam, a serce zaczyna walić mi jak młot.

- No jak to po co. To sala do zabijania, to się domyśl po co to jesteś. - po jego słowach oblewa mnie zimny pot i robię dwa kroki do tyłu. Harry tylko rzuca na mnie wzrokiem i podchodzi do jakiegoś krzyża wiszącego na ścianie. Jest sporych rozmiarów, a na każdym członie jest gwóźdź i sznur.

- Wiesz, zastanawiałem się nad słowami Ordonisa - mówi Harry i siada na jakimś skórzany fotelu do którego podłączone są kable. - I wiesz, że miał racje ? - marszczę brwi, nie mogąc zrobić najmniejszego ruchu. Po prostu się boję. - Dzień w dzień chciałem cię zabić. Napić się twojej krwi i być nieśmiertelny, ale co potem? Gdyby moje królestwo upadło musiałbym się tułać sam, jako żebrak, ale coś w tym stylu. Nie miał bym nic i żył do nieskończoności. 

- Nic nie rozumiem. - udaje mi się wyszeptać

- Mam dla ciebie propozycję. - Harry układa dłonie w wieżyczkę. - Nie zabiję cię, ale musisz... - jego wypowiedź przerywa pukanie do drzwi. Zły wstaje z tego fotela i kieruje się do nich. Otwiera je, a ja nie chcę być na miejscu tego kogoś kto tam jest.

- Czego kurwa - warczy.

- P..ppanie wys...występują małe komplikacje. 

- Jakie komplikacje? - pyta rozdrażniony Harry.

- Z Zaynem i Ordinosem panie.

- No przecież wiem, że nie z Królem Lwem. - docina mu i wzdycha. - Jestem tam, aż tak bardzo potrzebny?

- Tak, panie.

Harry wzdycha i widać, że zastanawia się co zrobić. Spogląda na mnie, to na mężczyznę.

- Radzę ci żeby moje pójście tam było konieczne, bo jak nie, odetnę ci głowę i powieszę na ścianie.

Widzę jak mężczyzna przełyka ślinę i spogląda na mnie. Posyłam mu lekki uśmiech, wiedząc że boi się Harrego.

- Zabierz ją do lochu. - mówi do mężczyzny, a następnie wymija go i gdzieś idzie. Chłopak podchodzi do mnie.

- Musisz iść ze mną. - stwierdza i już widzę po nim, że jest o wiele milszy od pozostałych, z którymi miałam już styczność. Nagle świta mi myśl.

- Wypuść mnie. - szepczę błagalnie. 

Może on mi pomoże.

- Nie. Nie mogę.

- Proszę, jesteś moją jedyną drogą ratunku. - łzy zaczynają kapać mi z policzków. - On mnie zabije jeśli stąd nie ucieknę.

- Nie.

- Proszę. - padam na kolana i składam ręce jak do modlitwy, błagając go by mnie wypuścił. Nie mam już siły powstrzymywać te łzy, które zażarcie spływały mi po policzkach.

- Nie. Wstań, proszę cię.- nachyla się i pociąga mnie za ręka, tak że stoję na równych nogach. - Jeśli Pan by to zobaczył oboje mielibyśmy przechlapane. A teraz chodź. - Ciągnie mnie za łokieć na korytarz. Miałam wielką nadzieję, że on mi pomoże, ale jednak okazała się złudna. Z drugiej strony jakby mi pomógł miałby wielkie kłopoty. Harry by go zabił i gdyby mnie też dorwał nie chcę wiedzieć co by zrobił.

- Wchodź tu. - głos mężczyzny wyrywa mnie z zamyślenia. Nawet nie zauważyłam, że znajdujemy się już w podziemiach. Zaczynam pocierać ramiona dłońmi, gdyż zrobiło się strasznie zimno. Z westchnieniem wchodzę do środka, a ten gnojek zamyka celę.

- Proszę. Tylko ty możesz uratować mi życie. - szepczę przez łzy. Spogląda na mnie i kiwa przecząco głową. Po chwili zostaję sama.

Sama z bijącymi się myślami i strachem. 

                                                                                        *  *  *

< Następny dzień >

Budzę się przez ból kręgosłupa. Przecieram oczy i wstaję z zimnej ziemi, otrzepując sukienkę z brudu. Nawet nie wiem kiedy wczoraj zaspałam. Pamiętam jak coś biegało i piszczało. Nie chcę myśleć, że tu mogą być szczury. Gdybym jednego teraz zobaczyła, miałabym zawał na miejscu. Zaczyna burczeć mi w brzuchu i odbija się to echem po ścianach lochu. Zaczynam chichotać sama z siebie. Boże czy ja zwariowałam?

- Co cię tak śmieszy? - aż podskakuję, spoglądam w bok i dostrzegam Harrego.

- Zabierz mnie stąd. Tu jest zimno, śmierdzi i nawet nie chcę myśleć czy są tu szczury. - słowa uciekają z moich usta nie kontaktując się z moim mózgiem. Harry unosi jedną brew i otwiera mi celę.

- Chodź. - wyciąga dłoń, którą z niechęcią przyjmuję. 

- Zmarzłaś. - mówi, gdy dotyka moich ramion.

- Spędziłam całą noc w celi.

Idziemy wzdłuż korytarza i po chwili robi się znacznie cieplej. Harry prowadzi mnie do kuchni i pyta co chciałabym zjeść. Odpowiadam mu co bądź, bo jestem tak głodna, że zjadłabym konia z kopytami.

Kiedy kończę, nakrywa mnie kocem i prowadzi do sali głównej. Nieruchomieję, kiedy widzę tron Harrego, a przed nim klęczących Ordinosa i Zayna. 

Miałam nadzieję, że uciekli

Harry prowadzi mnie bliżej, a moje nogi robią się jak z waty. Kiedy spoglądam na Zayna i Ordinosa trzymających przez straż Harrego, coś zakuwa mnie w sercu. Harry przyciąga mnie bliżej siebie i kieruje nas bliżej tronu. Próbuję się wyrwać, ale na marne, za mocno mnie trzyma.

Widzę jak Zayn podnosi na mnie wzrok, ale zaraz potem znowu podziwia podłogę.

- Bello, wypuszczę ich, ale w zamian chcę czegoś od ciebie. - mówi Harry, a jego głos roznosi się po pomieszczeniu. Spoglądam na niego i widzę, że wzrok skierowany ma na swojego brata - Ale najpierw coś ci pokarzę. - stwierdza i skinieniem głowy daje znać strażnikom. Podnoszą oni koszulkę Zayna do góry, a ten syczy.  Kiedy jego tiszert wisi na szyi obracają go tyłem do mnie. To co widzę wyryje się w mojej psychice na zawsze. Nie mogę powstrzymać łez i zaczynam płakać. Chcę podejść, przytulić go, pocieszyć, ale Harry łapie mnie za dłoń.

- Nie zbliżaj się do nich, bo dostaną jeszcze bardziej. - ostrzega, a mój wzrok nadal spoczywa na pokrytych krwią plecach Zayna. Został wychłostany.

- Wypuszczę ich, ale pod jednym warunkiem. - mówi do mnie. Spoglądam na niego z odrazą i niechęcią. Zrobię wszystko, byleby ich wypuścił.

- Jakim? - szepczę, a łzy wypływają z moich oczu niczym wodospad.

- Zostaniesz moją żoną.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Where stories live. Discover now