seriously? (d. a. tande)

1.7K 56 65
                                    

Dla MrsTande
__________

Około godziny ósmej, nasz trener był tak miły i postanowił zrobić nam trening. No dziękuję bardzo, dopiero jestem po chorobie i już muszę tak ciężko harować. Ale no cóż, nie można mieć wszystkiego.

Z Forfangiem robiliśmy już dziesiąte okrążenie wokół hali, za to że spóźniliśmy się te 5 minut. Za to kochałem nasze wspaniałe treningi i rzecz jasna naszego trenera. (Wyczuj ten sarkazm). Oczywiście Johansson ciągle się z nas śmiał. Ale na szczęście nie uszło to uwadze Stöckla i dał mu też 10 dodatkowych kółeczek.

Biegaliśmy we trójkę, co chwila obstawiając kto wygra dzisiejsze zawody. Ja osobiście obstawiałem Stocha, jak i Freitaga. Chłopaki stawiali na mnie i na Stocha. Potwornie mi się nudziło, a biegać to mi w ogóle się nie chciało.

Dobra, teraz pora na siłownię. Oczywiście musiałem się rozciągnąć. Zacząłem to robić, kiedy Stöckl głosił jakiś monolog.

- Dziś do nas dojdzie nowa masażystka, więc zachowujcie się jakoś normalnie.

Normalnie? W naszym przypadku to się chyba nie da. No nie ważne. Poszedłem na bieżnię i ustawiłem dość szybki tryb. Szedłem, biegłem i tak ciągle na zmianę. Teraz pora na brzuszki. Miałem zrobić dwadzieścia, ale jak to ja zawsze robiłem więcej. Przy moim szczęściu, musiało mi coś strzelić w plecach. Typowo.

- Trenerze... Chyba sobie coś naciągnąłem.

- No, dla ciebie to normalka. Idź do 2, Martyna cię pomasuje.

Martyna? Okej, to na pewno nie jest norweskie imię, ale na pewno zagraniczne. Ciekawy jestem, jak ona wygląda.

Udałem się do sali numer i przywitała mnie szczupła, średniego wzrostu blondynka o pięknych, niebieskich oczach. Szczerze? Spodobała mi się.

- Cześć, jestem Daniel i bolą mnie plecy, chyba sobie coś naciągnąłem.

- Jasne, jestem Martyna. Zdejmij koszulkę i się połóż. - Powiedziała z szerokim uśmiechem.

Posłusznie zdjąłem t-shirt i ukazałem swój kaloryfer. Dziewczynę to speszyło, ponieważ szybko odwróciła wzrok. Położyłem się na leżance.

- To... Emmm.. Gdzie dokładnie cię boli?

- Na karku i całe plecy.

Martyna zaczęła mnie masować. Było tak przyjemnie..

- Niżej... - Mruczałem.

- Jeszcze niżej..

- Jeszcze trochę...

- Serio? Mam cię po tyłku masować? - Oboje się zaśmialiśmy.

- O jej, przepraszam zagapiłem się. - Podniosłem głowę i spojrzałem przepraszającym wzrokiem na dziewczynę.

- Nic się nie stało. - Zachichotała.

I tak właśnie minęło nam kolejne dziesięć minut, na rozmawianiu, opowiadaniu żartów i Bóg wie na czym.

- No to co, do zobaczenia... Chyba.

- No właśnie nie do zobaczenia, Marcela, tylko masz mój numer. - Zacząłem dyktować. - Dasz się zaprosić na malutką kawkę dziś wieczorem? Nie daj się prosić!

- No nie wiem, Daniel. Ale chyba raczej na pewno tak. O 18 ci pasuje?

- Pewnie.

W głębi duszy zrobiłem okrzyk radości. Marcelina mi się spodobała. I to tak na poważnie.

Już trzy po osiemnastej, a jej nadal nie ma. No dobra, nie każdy musi być taki punktualny. Ale ja wyjątkowo byłem.

- Hej Daniel, miło cię zobaczyć w bardziej normalnym stroju niż dresy i stary t-shirt.

- Ciebie też.

Weszliśmy do środka i usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku.

- Co zamawiasz?

- Latte z szarlotką. A ty?

- Cappuccino.

Czekając na zamówienie, zdążyłem się jeszcze dowiedzieć miliona rzeczy o Marceli. Była taka idealna. Ale Danny. Stop. Nie możesz się w niej zakochać. Ty nie umiesz kochać.

Kiedy dostaliśmy nasze kawy, ja zdążyłem wypić swoje malutkie cappuccino, a moja towarzyszka nawet nie zaczęła jeść.

- Emmm... Daniel... Masz coś na twarzy.. - Powiedziała przez śmiech.

No tak. Miałem białe wąsy. Klasyk.

- Już?

- Nie, jeszcze trochę...

- Już?

- No tak trochę na prawo..

- Już?

- No boziu... Nie!

- Marcela, wkręcasz mnie? - Powiedziałem i wyjąłem telefon. Czysty jak łza.

- Osz ty mała! - Zacząłem gonić moją towarzyszkę, po całej kawiarni w końcu z niej wybiegając.

- Odprowadzić cię?

- No jasne.

Szliśmy w ciszy, co chwila nasze ręce się o siebie ocierały. Jak na złość zaczął padać deszcz. Chcieliśmy jak najszybciej znaleść się pod jakimś drzewem.

- No to nieźle... Daleko jeszcze do twojego domu? - Spytałem.

- Z 50 metrów?

- No to biegniemy! - Wziąłem dziewczynę za rękę i zacząłem bieć.

- Allllleeeee suuuuperrr!

Kiedy już staliśmy pod drzwiami domu, nie chcieliśmy się rozstawać.

- Dzisiejszego dnia nigdy nie zapomnę...

- Ciii...

Przymknąłem jej usta krótkim pocałunkiem. Krótkim ale wspaniałym.

- Ja... Chcesz u mnie przenocować? - Spytała zmieszana.

- Nie.. Ja już będę lecieć. - Pożegnałem ją znowu pocałunkiem.

- Do zobaczenia kiedyś... - Powiedziałem i poszedłem w stronę swojego domu, zostawiając mokrą dziewczynę w drzwiach domu.

Właśnie wtedy sobie uświadomiłem, że pomyliłem jej imię. Martyna, a nie Marcela.

________

Napisałam! Wyszło love story..
Ale tak miało być! XD

Danny to taki szaleniec w tym shocie XD

Myślę że fajny!

(Poprawiajcie mnie bo nie sprawdziłam ;)

snow is falling / one shots [ski jumping]Where stories live. Discover now