(r. kobayashi x m. eisenbichler)

405 30 5
                                    

Stałem przed wejściem do jednego z niemieckich klubów. Czekałem na chłopaka, który podobno poszedł po coś do samochodu, ale nie było go od jakiś 10 minut, przez co zacząłem się troszeczkę martwić. Stałem tam, kiedy wszyscy wchodzili już na imprezę. Nie ukrywam, chciałem iść już razem z nimi, bo odczuwałem dużà chęć napicia się. Niestety ten pomysł nie za bardzo podobał się Markusowi.

— No w końcu — Wyrzuciłem ręce do góry, kiedy mój chłopak powrócił ze swojej wyprawy — Czego tam szukałeś?

— Telefonu.

No tak, mogłem się tego spodziewać. Nic mu nie mówiąc, złapałem go za rękę, ciągnąc go w stronę wejścia do klubu. Uśmiechałem się pod nosem, kiedy ochroniarz wpuścił nas bez kolejki. Takie układy to ja lubię, w przeciwieństwie do bichlera, bo miał wyraźny grymas na twarzy.

Szybko się rozebraliśmy, ściągając długie płaszcze, razem z grubymi czapkami. Na szczęście w klubie było ciepło, bo na dworze było kilkadziesiąt stopni na minusie. Tym razem to Markus przejął inicjatywę, bo to on zaprowadził mnie do baru, zamawiając dla nas po shocie, co było dziwne, bo mówił, że dzisiejszego wieczoru miał nie pić. W końcu przeleciałem kilkanaście godzin samolotem żeby go zobaczyć. Tylko dlatego.

W końcu kiedy mogliśmy trochę poszaleć na parkiecie, cieszyłem się, że szaleję w towarzystwie mojego chłopaka, a nie nudnych kolegów z mojej kadry. On był zdecydowanie lepszy i bardziej rozrywkowy. Szczególnie było to widać, kiedy tańczył ze mną walca do jakiejś najnowszej piosenki sławnego niemieckiego rapera. W pewnym momencie zaczął coś do mnie mówić, ale niestety nie wiedziałem co, bo ilość alkoholu w mojej krwi była już trochę wysoka. Głupio się uśmiechałem, kiedy on próbował coś do mnie krzyczeć. Kiedy widział, że nic do mnie nie dociera, po prostu przestał, ale zaczął trzymać ręce na moich biodrach kierując naszym tańcem.

— Jesteś piękny Markus — Zaśmiałem się — Bosko tańczysz.

— Wiem kochanie — Przytulił mnie — Ale nie powinieneś tyle pić.

— Prze-przepraszam — Wydukałem — Kocham cię.

❄️

Kolejny raz uderzyłem bichlera poduszką, kiedy znowu opowiadał głupoty które gadałem wczoraj w klubie. Śmiał się ze mnie perfidnie, kiedy ja próbowałem ukryć swój rumieniec na twarzy, wywołany moimi zboczonymi tekstami w kierunku Markusa. Szczerze to już nie miałem już siły na walenie poduszką w chłopaka, więc po prostu przestałem, kiedy ten spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem, przez co się zaśmiałem.

— Co? — Spytałem, siadając obok niego.

— Chcesz jeszcze posłuchać twoich tekstów?

— Nie! — Krzyknąłem po japońsku, z resztą na całe mieszkanie — Jesteś okropny!

— Co ty gadasz? — Złapał mnie za ramiona — Po angielsku Ryoyu!

— Jesteś okropny — Tyma razem po angielsku — Chyba się obrażę!

— Nie chce spać znowu na kanapie!

— Spokojnie — Przytuliłem go — Postaram się być miły.

Siedzieliśmy chwile na kanapie, oglądając jakiś niemiecki teleturniej. Nic nie rozumiałem, przez co skupiłem się na twarzy Markusa. Za każdym razem kiedy wkurzał się na mnie, robił te swoje dziwaczne miny. Zawsze się z niego śmiałem, przez co jeszcze się bardziej denerwował, przez co miałem materiał na zdjęcia, które robiłem jak uzależniony, dzięki czemu mogę się pochwalić nie małą kolekcją. Pierwsze zdjęcie mu zrobiłem na zeszłorocznym turnieju czterech skoczni, kiedy znowu go wyprzedziłem w jedym z konkursów. Właściwe od tego zaczęły się nasze spotkania. Odsunąłem się od bichlera, kładąc się na całej długości kanapy, w taki sposób, że moje nogi leżały na kolanach chłopaka.

— Weź te giry.

— Nie.

— To sobie idę.

Nie żartował. Wstał i poszedł chyba do kuchni. Nie przejąłem się tym, bo po chwili wziąłem pilot do ręki, w celu znalezienia jakiegoś kanału z muzyką, bo tam leciały piosenki które rozumiałem. W końcu kiedy znalazłem to co chciałem, Markus wyjrzał z kuchni, co nie uszło mojej uwadze, bo zrobiłem głupią minę. Ten tylko pokręcił głową.

— Chcesz coś słodkiego?

— Pewnie.

Przyszedł do mnie razem z paczką żelków, które mu przywiozłem, a do tego były moimi ulubionymi. Szybko je wyrwałem, otworzyłem i wepchnąłem sobie parę do buzi. Głośno rzułem, cicho się śmiejąc z chłopaka, który patrzył na mnie dziwnym wzrokiem. On zrobił to samo, wziął małą garstkę i wepchnął ją sobie do buzi. Śmiałem się jak opętany, kiedy jeden żelek wypadł mu z buzi, a on nieświadomy jadł dalej. Uwielbiałem go za tą swoją dziecinnością, którą przejawiał właściwie na każdym kroku. Czułem się w pełni naturalnie w jego towarzystwie, przez co bardzo mocno go kochałem.

— Kocham cię — Powiedziałem, oczywiście po japońsku.
________

Naszło mnie XD

Sory za dużo gifów z nimi w roli głównej

PS niesprawdzane ❤️

snow is falling / one shots [ski jumping]Where stories live. Discover now