(a. wellinger x s. leyhe)

691 57 1
                                    

Dla sin_its_me
__________

Leżałem na łóżku, czekając na mojego współlokatora, który miał wrócić lada moment, burząc przy tym całą moja pewność siebie, którą budowałem przez ostatnie 45 minut. Za każdym razem próbuje, ale za każdym razem onieśmielasz aż mnie tak bardzo, że nie umiem powiedzieć ani słowa, mimo to nadal się ze mną zadajesz, w przeciwieństwie do reszty niemieckiej kadry, do której należymy.

Po chwili usłyszałem otwieranie drzwi i przy okazji czułem, jak moja twarz momentalnie zamienia się w coś czerwonego. Zakrywam ją dłońmi, żebyś nie zauważył mojego pomidora. Słyszę, jak zostawiasz wszystkie swoje rzeczy obok łóżka, po czym rzucasz się na nie z westchnieniem, przez co mogę trochę odsłonić twarz, a przynajmniej oczy. Chciałeś się odezwać, ale usłyszeliśmy dzwonek twojego telefonu, który grał tak cicho, że nikt go prawie nie słyszał. Bez patrzenia na wyświetlacz od razu odrzuciłeś połączenie, mrucząc coś niewyraźnego pod nosem. Widocznie wiedziałeś, że mam ci coś do powiedzenia.

Zdjąłem z mojej twarzy ręce, nabierając powoli powietrza do moich płuc. Chciałem się odezwać, ale jak zawsze stchórzyłem, włączając tryb nieśmiałego Wellingera, przynajmniej tak to nazywali inni. Bez zastanowienia skuliłem się na łóżku, przytulając się do twardej hotelowej poduszki. Oboje milczymy, co daje nam chwilę odpoczynku, ale też chwilę wytchnienia i spokoju.

Widzę jak wstajesz, żeby rozebrać się z kurtki, która nadal na tobie była, podobnie jak kadrowa czapka. Zdjąłeś to wszystko, wieszając przy okazji na wieszaku, przy okazji obok moich rzeczy. Byłeś w super obcisłym kombinezonie, w którym wyglądałeś świetnie, przynajmniej moim zdaniem. Dłużej nie myśląc, zacząłeś go rozpinać, nie zwracając uwagi na moją obecność w naszym pokoju. Powoli wszystko zdejmowałeś, dochodząc w końcu do momentu gołego torsu. Czułem, że moja twarz płonie, więc jak najszybciej wstałem i po prostu uciekłem do łazienki.

Nadal nie wiedziałem, dlaczego z każdym razem to robisz, doprowadzając mnie do szaleństwa. Tak bardzo uwielbiałem oglądać twój uśmiech, który prawie zawsze był kierowany w moją stronę. Zachowywałem się okropnie, odrzucając wszystkie twojej zaloty. Dopiero teraz sobie uświadomiłem, jak duży błąd zrobiłem, wiedząc, że moglibyśmy być razem.

W końcu się decyduje wyjść z tej łazienki, tylko jakiś głos z tyłu głowy mówi mi, żeby jednak tego nie robić, że odmówisz, że mnie wyśmiejesz i odwrócisz się ode mnie jak inni z kadry. Zbytnio się nie przejmuje, bo wiem, że ty byś tego zrobił... Przynajmniej mi się tak wydaje. Jeszcze raz się upewniłem, że mój rumieniec minął, oglądając się w lustrze. Poprawiłem włosy, biorąc trzy głębokie oddechy. Naciskam klamkę, wchodząc od pokoju.

Stoisz przy oknie, oparty o parapet, nucąc cicho jakąś piosenkę. Zamykam oczy, analizując wszystkie czarne scenariusze, o tym, gdzie mogę uciec, aby uniknąć twojego przeszywającego wzroku. W końcu się odwracasz z kamienną miną, patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami, które przebijają niej ciało jak cieniutkie igiełki, które chyba docierają ze wszystkich możliwych stron.

– Stephan – Powiedziałem równie cicho, jak wcześniej jego telefon wydawał dźwięk – Ja... Ja muszę ci coś powiedzieć... – Nie potrafiłem patrzeć w twoje oczy, stresujące się jak nigdy, odwracając wzrok. Nie odezwałeś się ani słowem. Stałeś jak rzeźba we Włoszech, tylko nieznacznie mrugając.

– Ja... – Znowu czułem, jak moja twarz staje się dojrzałym pomidorem, który powinien dawno zostać zjedzony, ale za żadne skarby nie chciał zejść – Nigdy nie myślałem, że... Że tobie to będę mówił, ale... – Podszłem do ciebie bliżej, łapiąc za twoją rękę – Ja...

Nie powiedziałem już nic, bo ty mi zabroniłeś. W jednej chwili przyciągnąłem mnie do siebie, jak to się mówi, zamykając nasze usta w pocałunku. Moim pierwszym pocałunku, który mogłem przeżywać razem z tobą... Nie sprzeciwiłem się, tylko przytuliłem się do twojego ciała. Oddawałem pocałunek, bo wiedziałem, że dzisiaj nic lepszego mnie już nie spotka. Teraz już nie byłem nieśmiały, wszystko że mnie uszło. Nie stresowałem się, że może mnie odrzucisz, nie peszyłem się na każdy twój ruch... Po prostu byłem z tobą.

– Andi... – Zacząłeś, po tym jak skończyliśmy – Ja od dawno wiedziałem, że tu się we mnie kochasz... – Znowu się do mnie przytuliłeś – Czemu byłeś taki nieśmiały?

– Ja sam nie wiem – Zaśmiałem się od dłuższego czasu – Nie wracajmy do tego – Znowu zaczęliśmy się całować, tylko tym razem to ja zrobiłem ten pierwszy krok. Wplątałem palce w twoje miłe jak futro włosy, mocniej napierając na twoje usta, co chyba ci się spodobało, bo sam złapałeś rękami moje biodra.

×

Leżeliśmy na moim łóżku, w dosyć dziwnej pozycji, bo ja miałem głowę w twoich nogach, co mi nie przeszkadzało. Co chwila cię łaskotałem, co w sumie ty też robiłeś, co chwila wywołując uśmiech na mojej twarzy. Rozmawialiśmy o wszystkim, o czym wcześniej nie odważylibyśmy się. Mówiłeś mi i moich oczach, twarzy, uśmiechu...

– A wiesz co najbardziej w tobie lubię? – Zapytałeś chyba kolejny raz już dzisiaj – Jak robisz się czerwony jak burak – Oczywiście jak na mnie przystało, moja twarz już była czerwona, przez co jeszcze bardziej cię rozśmieszyłem – Jesteś taki słodki... Uwielbiam cię.

I tak praktycznie cały czas mówiliśmy o naszych słodkich rzeczach, co jakiś czas się cmokając raz w usta, raz w czoło. Ciągle byliśmy uśmiechnięci, co dawało mi coraz więcej pewności siebie, czego potrzebowałem. Cieszyłem się jak dziecko, które właśnie dostało lizaka. Chciałem, żeby było tak już zawsze, bez względu na to, z kim przebywam... Zrozumiałem, że do szczęścia potrzebna mi jest osoba, która będzie potrafiła wywołać uśmiech na mojej twarzy, ale też, która będzie mnie rozumiała... Właśnie ta osobą był Stephan, który spełniał wszystkie te warunki i do tego mnie kochał jak nikt.

– Kocham cię, Steph – Załączyłem nasze usta w pocałunku – Jak nikogo – Dodałem po chwili.

snow is falling / one shots [ski jumping]Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt