Rozdział 12

2.6K 130 17
                                    


- Okej powiem tylko jedź już normalnie. Proszę!

- Dobra.

Pojechaliśmy do sklepu i mi zbytnio nie chciało i zostałam z Justin'em. Chłopcy wrócili po 15 minutach.

- Co tak długo?!

- Ubranko ci kupowałem, a ty krzyczysz na swojego chłopaka.

- No dobra sory. To pokazuje co kupiłeś.

Sięgnął do torby i wyciągnął. No właśnie co to jest?

- Zajebisty, ale co to jest?

- Chyba kurtka na śnieg.

- Boże żyje z idiotami. Jest przecież październik!

- No, ale gips ściągną ci za miesiąc, a my w czwórkę albo więcej jedziemy w Alpy.

- Nie wierzę. Na serio?!

- No tak.

- Iiiiiiiiiiiiii, ale dobra Brent jedźmy w końcu do domu.

- Spoko.

Do domu dojechaliśmy prawie w 5 minut i ją weszłam z Justin'em na rękach. Nic mi się wtedy nie stanie gdy mam coś na rękach. No zależy o co chodzi. Ponieważ gips mam na przed ramieniu.
Justin szczęśliwy pobiegł pozwiedzać dom. Razem z nim do domu poszli chłopaki, a ja po nich.

- Gdzie jest moja ulubienica?

- Wujek Justin!

Krzyknęłam i pobiegłam do niego, ale na słowo Justin, znaczy imię piesek przybiegł i zaczął szczekać.

- Justin spokojnie to mój wujek.

- Czekaj czekaj. Nazwałaś psa Justin?

- Tak, a co?

- Rodzice o tym wiedzą?

- Tak, a co?

- Zamieniłaś się w Olafa z Krainy lodu?

- Tak, a co?

- A jak to działa.

Podszedł Brent i mnie pociągnął za włosy.

- Ok, bo po łapach. Tu się dialog toczy. Tak, a co?

- Wy się do teatru nadajecie, a poza tym skąd wyciągnęłaś tego psa?

- Z nikąd przyszedł do niej pod szpitalem.

- A okej.

- Wujek, a jedziemy na zakupy?

- No dobra to pa.

- Czekaj no, a pies?

Nie odpowiedziałam, bo już z wujkiem wyszliśmy.

- Ale ich użądziłaś.

- Uczę się od mamy.

- No jesteś strasznie do niej podobna, ale włosy i oczy po Luke'u.

- Jak to mówią córeczka tatusia.

- No, ale z innej beczki to jakie sklepy?

- Yyy na pewno Adidas, Mohito, Gucci?

- Spoko, ale tradycyjnie Starbucks?

- Kierunek Starbucks!

Wsiedliśmy do białego Mustanga. Ładny. No, ale owiele lepszy niż w panterkę.

 No, ale owiele lepszy niż w panterkę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

I pojechaliśmy do Starbucks'a.

Wróciliśmy po 3 godzinach. Cała obładowana torebkami.

- Sophie czy ty po obrabowałaś sklep?!

- Nie, ale była wyprzedaż, a gdzie jest Nath?

- Poszedł, bo mama do niego dzwoniła, bo ma ciasto.

- A gdzie mieszka?

- Tak 15 minut stąd, a co?

- A zawieziesz mnie do niego? No przecież muszę poznać rodziców mojego chłopaka.

- To wskakuj.

Ledwo co przyjechałam i znowu muszę jechać. Jej! Ale dla ciasta zrobię wszystko.

Wsiedliśmy do czarnego auta i pojechaliśmy do jego domu. No no ładnie jest urządzony. Tak nowocześnie.

Zadzwoniłam dzwonkiem i otworzyła mi kobieta

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Zadzwoniłam dzwonkiem i otworzyła mi kobieta. No dość młoda. Dobra nie kobieta tylko dziewczynka.

- Dzien dobly. Do kogo pani?

- Dzień dobry jest może Nath?

- Tak juz. Nath'iś jakas śliczna pani do ciebie.

- Kto ?

I stanął w drzwiach.

- Kochanie, a co ty tu robisz?

- Przyszłam odwiedzić mojego chłopaka. No i ciasto.

- Chłopaka co?!

Usłyszałam krzyk ze środku domu. Nagle obok nas pojawiła się mam Nath'a. Chyba rocznik mojej mamy, bo młodziutka.

- A tak. Mamo to moja dziewczyna Sophie.

- Dzień dobry. Znaczy dobry wieczór.

- No w końcu - Krzyknęła i mnie przytuliła - a ja już myślałam, że jesteś gejem.

- Mamuś, a kto to gej?

- Cornelia jesteś za młoda. Później ci powiem.

- Dobrze mamo, a czy Sophie może się ze mną pobawić?

- No jeśli będzie chciała.

W tej chwili każdy się na mnie popatrzył.

- Wiesz co nie dzisiaj, bo ledwo co wróciłam ze szpitala i mam gips widzisz?

Pokazałam jej gips.

- Ale jak będziesz chciała możesz mi po nim porysować.

- Jej.

Zeskoczyła z mamy i pobiegła na górę. Pewnie po mazaki.

- No to teraz będziesz jej ulubienicą.

Uśmiechnął się Nath i mnie obioł ramieniem.

- Może lepiej wejdźmy do środka, bo się jeszcze nam przeziębisz. Kawa, herbata?

- Kawę poproszę.

Mama Nath'a poszła do kuchni, a my do salonu.

- Czemu tak nagle nas odwiedziłaś.?

- No bo Brent mi powiedział, że macie ciasto. No i chciałam poznać rodziców mojego chłopaka.

- No okej, ale następnym razem zadzwoń.

- Dobrze.

- Juz jestem Sophie. A cio mogę ci zlobić?

- A cio chcesz.

Nie no ona jest kochana. Na szczęście miałam lewą rękę złamaną, a jestem prawo ręczna. ( Jeśli wcześniej było, że prawa to huj przyleciał Harry Potter i zmienił na lewą ). Po chwili przyszła mama Nath'a. Właśnie jak ona ma na imię.

- Dziękuję proszę pani.

- Jaka tam pani. Nina.

Podała mi rękę.

- Sophie.

Zakochana w brunecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz