Rozdział 57

1.3K 72 4
                                    

(ostatni rozdział skończył się na tym chyba, że Sophie zostaje u Matt'a i dowiaduje się o tym przez sms od niego w trakcie spotkania z Lucas'em)

- Czyli za niedługo idziesz na wesele.

Podsumował moją wypowiedź Lucas.

- No niestety.

- Czemu niestety? Nie lubisz ich?

- Wujek Aron jest spoko i Charlie też tylko uwierz pamiętam mało osób i będzie mi się trochę dziwnie siedzieć samej. No mam jeszcze Brent'a, bo Luna penie nie zostanie zaproszona, bo ich nie zna, a Brent pewnie będzie siedzieć z Leo i Meteo.

- Wiesz jak chcesz mogę iść z tobą jeśli ci to nie będzie przeszkadzać.

Popatrzyłam na niego szczęśliwa i go przytuliłam.

- Dziękuję!

- No już już spokojnie. To gdzie teraz chcesz iść?

- Hmm. Już wiem! Chodźmy do zoo!

Powiedziałam cała szczęśliwa jak małe dziecko!

Pov. Lucas

- Hmm. Już wiem! Chodźmy do zoo!

Wykrzyczała cała uradowana, a jej oczy się zaświeciły.

Zawsze mi się podobała, ale kurwa musiałem być taki głupi w młodości. Wyjechałem i się całkowicie zmieniłem, a jak ją zobaczyłem to znowu coś we mnie pękło. Zmieniła się totalnie.

- O kurwa tam w zoo będą pandy!!

No może zachowuje się nadal tak samo. Jara się pandami. Boże załamka.

- Dobra to chodźmy i przy okazji zobaczymy afrykarium?

- O tak! Pamiętam coś tam, że przechodziło się takim korytarzem, a nad tobą płynie na przykład płaszczka.

- No zgadłaś to idziemy.

Zapłaciłem za wszystko, a Sophie czekała już przy aucie i nagle zawiał wiatr i lekko rozwiał jej włosy. Boże jak w jakiejś jebanej komedii romantycznej. No, ale muszę to przyznać wyglądała zajebiście.

- Lucas rusz się! Chcę zobaczyć pandy!

Pośpieszyła mnie i przy okazji wyrwała mnie z moich zamyśleń.

- Dobra już jedziemy.

Wsiadłem do samochodu i go odpaliłem. Sophie włączyła radio i po jakimś czasie zaczął lecieć Justin Timbelrake Say Something. Zaczęła po cichu nucić, a ja się po chwili do niej przyłączyłem i zaczęliśmy razem śpiewać. W pewnym czasie nie wiem co mnie podkusiło, ale dałem rękę na jej udo i ukradkiem na nią zerknąłem. Zarumieniła się i się zdziwiła, ale nie odtrąciła mojej ręki!

To już jest coś. W końcu dojechaliśmy do zoo i poszliśmy po bilety.

- Poproszę dwa bilety normalne.

Powiedziałem do kasjerki, a ta się dziwnie popatrzyła jakby miała mnie zerzreć, więc przytuliłem szybko Sophie, złapałem ją za rękę i pocałowałem w czoło.

- Zaraz kochanie pójdziemy do tych twoich pand.

Powiedziałem i się lekko zaśmiałem. Popatrzyłem na tą kasjerkę, a ta zabijała wzrokiem Sophie. Dała mi bilety i poszliśmy dalej trzymając się za ręce.

- Czemu mnie tam przytuliłeś, złapałeś za rękę, nazwałeś kochanie i pocałowałeś?

Spytała bardzo cicho.

- Bo tamta kasjerka chciała mnie pożreć wzrokiem, a ja jestem tylko mojej mamy i twój.

Puściłem jej oczko, a ona się chyba zawstydziła.

- Słodko wyglądasz jak się wstydzisz.

Szepnąłem jej do ucha i lekko przygryzłem jej płatek.

- To co idziemy do tych pand?

Spytałem po chwili, a ona pokiwała tylko głową oszołomiona. Po jakiś pięciu minutach byliśmy przy tych pandach, a ona się jarała jak jakieś małe dziecko. Stała przy barierkach i se wpatrywała w te pandy z zachwytem. Podszedłem do niej i przytuliłem ją, a głowę położyłem na jej głowę, bo sięga mi chyba do szyi. Jest taka malutka.

- Podoba ci się?

- Jest zajebiście!

- To gdzie teraz idziemy? Może jakieś małpy?

- Jedną mam za sobą.

Powiedziała i się uśmiechnęła. Obróciłem ją przodem do siebie.

- TO od dzisiaj jestem twoją małpką.

Zarumieniła się znowu i poszła w kierunku tych małp.

- Idziesz?

- Za tobą zawsze i wszędzie.

Powiedziałem i pobiegłem, bo mi skubana uciekła.





Ludziska wracamy z rozdziałami!!!

Zakochana w brunecieWhere stories live. Discover now