(ostatni rozdział skończył się na tym chyba, że Sophie zostaje u Matt'a i dowiaduje się o tym przez sms od niego w trakcie spotkania z Lucas'em)
- Czyli za niedługo idziesz na wesele.
Podsumował moją wypowiedź Lucas.
- No niestety.
- Czemu niestety? Nie lubisz ich?
- Wujek Aron jest spoko i Charlie też tylko uwierz pamiętam mało osób i będzie mi się trochę dziwnie siedzieć samej. No mam jeszcze Brent'a, bo Luna penie nie zostanie zaproszona, bo ich nie zna, a Brent pewnie będzie siedzieć z Leo i Meteo.
- Wiesz jak chcesz mogę iść z tobą jeśli ci to nie będzie przeszkadzać.
Popatrzyłam na niego szczęśliwa i go przytuliłam.
- Dziękuję!
- No już już spokojnie. To gdzie teraz chcesz iść?
- Hmm. Już wiem! Chodźmy do zoo!
Powiedziałam cała szczęśliwa jak małe dziecko!
Pov. Lucas
- Hmm. Już wiem! Chodźmy do zoo!
Wykrzyczała cała uradowana, a jej oczy się zaświeciły.
Zawsze mi się podobała, ale kurwa musiałem być taki głupi w młodości. Wyjechałem i się całkowicie zmieniłem, a jak ją zobaczyłem to znowu coś we mnie pękło. Zmieniła się totalnie.
- O kurwa tam w zoo będą pandy!!
No może zachowuje się nadal tak samo. Jara się pandami. Boże załamka.
- Dobra to chodźmy i przy okazji zobaczymy afrykarium?
- O tak! Pamiętam coś tam, że przechodziło się takim korytarzem, a nad tobą płynie na przykład płaszczka.
- No zgadłaś to idziemy.
Zapłaciłem za wszystko, a Sophie czekała już przy aucie i nagle zawiał wiatr i lekko rozwiał jej włosy. Boże jak w jakiejś jebanej komedii romantycznej. No, ale muszę to przyznać wyglądała zajebiście.
- Lucas rusz się! Chcę zobaczyć pandy!
Pośpieszyła mnie i przy okazji wyrwała mnie z moich zamyśleń.
- Dobra już jedziemy.
Wsiadłem do samochodu i go odpaliłem. Sophie włączyła radio i po jakimś czasie zaczął lecieć Justin Timbelrake Say Something. Zaczęła po cichu nucić, a ja się po chwili do niej przyłączyłem i zaczęliśmy razem śpiewać. W pewnym czasie nie wiem co mnie podkusiło, ale dałem rękę na jej udo i ukradkiem na nią zerknąłem. Zarumieniła się i się zdziwiła, ale nie odtrąciła mojej ręki!
To już jest coś. W końcu dojechaliśmy do zoo i poszliśmy po bilety.
- Poproszę dwa bilety normalne.
Powiedziałem do kasjerki, a ta się dziwnie popatrzyła jakby miała mnie zerzreć, więc przytuliłem szybko Sophie, złapałem ją za rękę i pocałowałem w czoło.
- Zaraz kochanie pójdziemy do tych twoich pand.
Powiedziałem i się lekko zaśmiałem. Popatrzyłem na tą kasjerkę, a ta zabijała wzrokiem Sophie. Dała mi bilety i poszliśmy dalej trzymając się za ręce.
- Czemu mnie tam przytuliłeś, złapałeś za rękę, nazwałeś kochanie i pocałowałeś?
Spytała bardzo cicho.
- Bo tamta kasjerka chciała mnie pożreć wzrokiem, a ja jestem tylko mojej mamy i twój.
Puściłem jej oczko, a ona się chyba zawstydziła.
- Słodko wyglądasz jak się wstydzisz.
Szepnąłem jej do ucha i lekko przygryzłem jej płatek.
- To co idziemy do tych pand?
Spytałem po chwili, a ona pokiwała tylko głową oszołomiona. Po jakiś pięciu minutach byliśmy przy tych pandach, a ona się jarała jak jakieś małe dziecko. Stała przy barierkach i se wpatrywała w te pandy z zachwytem. Podszedłem do niej i przytuliłem ją, a głowę położyłem na jej głowę, bo sięga mi chyba do szyi. Jest taka malutka.
- Podoba ci się?
- Jest zajebiście!
- To gdzie teraz idziemy? Może jakieś małpy?
- Jedną mam za sobą.
Powiedziała i się uśmiechnęła. Obróciłem ją przodem do siebie.
- TO od dzisiaj jestem twoją małpką.
Zarumieniła się znowu i poszła w kierunku tych małp.
- Idziesz?
- Za tobą zawsze i wszędzie.
Powiedziałem i pobiegłem, bo mi skubana uciekła.
Ludziska wracamy z rozdziałami!!!
YOU ARE READING
Zakochana w brunecie
Teen FictionDalszy ciąg mojej książki "Zakochana w blondynie". Okładka➡️Kalamazz