Rozdział 21

2.2K 113 26
                                    

- Boże dziękuję.

Przytuliłam go.

- Nie ma za co.

Usiedliśmy na kanapie razem z mamą i Justin'em, a później mały Justin poczłapał do nas i usiadł mi na kolanach, a po chwili dołączył się do nas tata.

- Lily jedziesz z Sophie do spa, bo nasza córka musi się odstresować.

- Jest!

Krzyknęła na cały dom, a ja z wujkiem zaczęliśmy się śmiać z mamy.

- No co? Wiesz jak ja długo czekałam kiedy mi powiesz, że mogę się ruszyć z domu.

- Lily jak ty nic nie robisz!

- Przepraszam bardzo. Piszę. Książki!

Powiedziała mama i założyła ręce pod biustem.

Pov. Lily

No co za huj. Nie będzie mi mówił, że ja nic nie robię. Pisanie książek to ciężkie.
Założyłam ręce pod biustem.

- Lily pisanie książek w domu to nie praca.

- Cichaj jestem fochnięta. Mów do ręki.

Wstałam, wzięłam kluczyki i wyszłam z domu. Usłyszałam jakieś krzyki i zauważyłam flesze aparatów.

- Lily kiedy nowa książka?

- Już niedługo.

Powiedział i wsiadłam do domu.

- A gdzie jedziesz?

Nie odpowiedziałam, bo zamknęłam drzwi i pojechałam do Matt'a.

- Siemka rodzinka.

- Cześć ciociu Lily!

Powiedzieli w tym samym czasie Meteo i Leo.

- Siema chłopaki. Niezłe synchro.

- Dzięki.

Znowu w tym samym momencie powiedzieli.

- Gdzie jest wasza matka rodzicielka?

- W kuchni.

Tym razem powiedział Leo.

- Dzięki.

Powiedziałam i poszłam do kuchni. O Mandison ma ciasto.

- Cześć kochana.

- Cześć chcesz ciasto?

- Tak.

Powiedziałam i usiadłam przy wysepse obok niej.

- Kawa? Herbata?

- Herbata. Kawa tylko ze Starbucks'a.

- No oczywiście. To opowiadaj czemu jesteś u nas?

Zapytała podając sernik. Boże kocham go.

- Zaczęło się od tego, że Sophie wróciła z Luke'iem ze szkoły. Właśnie chłopaki co wy robicie tak wcześnie?

- Odwołali lekcję, bo na chemi Brent znowu coś pomylił.

Powiedział Meteo.

- Boże drogi ja z nim zwariuje. Gorszy niż Luke.

Wzdychnełam. ( Nie wiem czy dobrze napisałam, ale piszę to na szybko)

- No i wracając Luke postanowił, że pojadę z Sophie do spa, bo ma za dużo stresu i ja się bardzo ucieszyłam i mówiłam, że tak długo na to czekałam, a Luke powiedział, że i tak nie pracuje. To ja mu powiedziałam, że piszę książki, a on na to, że to nie jest praca, a do tego jak się ją piszę w domu i ja się na niego fochłam i przyjechałam do was.

- No, ale ja się z nim nie zgadzam. Pisanie jest ciężkie, a poza tym twoje książki są zajebiste.

- Dzięki Madison, a może pojedziesz z nami?

- No nie wiem. Boję się zostawić ich samych w domu, bo mi jeszcze coś spalą.

Popatrzyła na nich, ja z resztą też, a oni się dziwnie uśmiechnęli.

- To nie nasza wina, że podpaliliśmy basen, nasz pokój i kuchnię.

- Nie. Wcale.

Ale powaliła ich sarkazmem, ale jak oni mogli podpalić basen?! Dobra nie wnikam.

- To co jedziesz?

- Jedź mamo my tu sobie poradzimy, a jak się coś podpali to mam że sześć gaśnic, więc spokojnie.

Powiedział Meteo.

- No dobra, ale kiedy?

- Jutro. Chodź zrobimy rezerwację.

Powiedziałam i poszłam po laptop.
Weszliśmy na ich stronę i zarezerwowałyśmy idealnie na jutro. No tylko trzeba wcześniej wstać. Nie.

- Dobra to ja lecę się pakować. Pa pa.

- Pa ciocia.

Powiedzieli chłopacy, a ja wyszłam. Szybko wróciłam do domu, a tam co zastałam to mnie totalnie zatkało.

Calum był związany kablem. Na nim siedział Ashton i Mike, a Luke i Sophie swijali się ze śmiechu. Justina nie było już, więc pewnie pojechał. Nagle do Caluma'a podbiegł mały Justin i wystawił nogę jakby miał zaraz się posikać i też tak się stało. Posikał się idealnie na twarz Calum'a.

- Fuuu. Weźcie mnie rozwiążcie muszę ryj umyć. Fuuujjjj zabiję tego psa.

Zakochana w brunecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz