48

844 67 8
                                    

Obudziły mnie straszne krzyki, więc bez zastanowienia ruszyłem ich kierunku. W kuchni zastałem awanturujących się chłopaków.

-O co chodzi? - spytałem lekko zachrypniętym głosem

-Brad i Minho chcą się... ZAMKNIJ SIĘ! - Thommy'emu przerwał Brad, który cały czerwony wybiegł z pokoju i zamknął się w łazience. Posłałem swojemu chłopakowi mordercze spojrzenie i poszedłem do mojego przyjaciela

-Brad otwórz to ja Newt - chłopak bez zastanowienia otworzył drzwi i wciągnął mnie do łazienki.

-Twój chłopak to debil... - powiedział wściekły

-Spokojnie. Na pewno nie chciał zrobić ci przykrości...

-No ale ughhh. Idę do domu... - stwierdził i wyszedł z łazienki po czym skierował się do przedsionka ubrać buty. Założył kurtkę i wyszedł. Ruszyłem w kierunku kuchni i pożegnałem się ze wszystkimi. Również ubrałem swoje buty i wyszedłem. Chciałem chwilę pobyć sam, a niedługo muszę iść do domu dziecka. Wsiadłem do autobusu i usiadłem na samym tyle. Po ok godzinie jazdy wysiadłem na przypadkowym przystanku i poszedłem w kierunku mostu. Ulica na moście była pusta, więc spokojnie mogłem wejść na niego. Nie miałem nic do stracenia. Wiedziałem, że i tak mogę umrzeć, więc nie bardzo przeszkadzała mi wysokość. Ustałem na murku i zacząłem iść na drugi koniec. Spojrzałem w dół i zobaczyłem pojedyńcze samochody. Zastanawiałem się czy jest sens żebym wracał do domu dziecka i szkoły. Może opłaca mi się uciec... Z drugiej strony mam najwspanialszego chłopaka pod słońcem oraz wspaniałych przyjaciół. Od razu pomysł z ucieczką schował się gdzieś z tylu głowy gdy zakreciło mi się w niej. Lekko zachwiałem się, więc zszedłem na dół. Odparłem się o murek i poczekałem aż mi przejdzie. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę. Okazało się, że mam półtorej godziny na dojazd do ośrodka. Wstałem i poszedłem na przystanek. Do ośrodka dotarłem chwilę przed czasem, ponieważ autobus był wcześniej. Poszedłem do pokoju i zobaczyłem, że nikogo nie ma. Zszedłem na stołówkę i zastałem wszystkich na posiłku.

-Newt! - usłyszałem głos Jamesa, który ruchem ręki pokazał mi, że mam się dosiąść

-Gdzie byłeś? - spytał Jasper

-Na imprezie ze znajomymi. A co robiliście wy? - spytałem

-A co możemy robić? Siedzieliśmy tu sobie...

-No dobra, ale nie wychodzicie ze znajomymi?

-Owszem, ale nie tym razem - wtrącił Ben

-Widziałem twoje rysunki... Są super - nagle usłyszałem głos Allana

-Grzebaliście w moich rzeczach? - spytałem zły

-My tylko - zaczął James, ale mu przerwałem

-Co? Co tylko? Nawet nie możecie uszanować prywatności? - byłem coraz bardziej zły. Wstałem od stołu i wyszedłem z jadalni pomimo zakazu... Zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem z budynku. Udałem się na ławkę kawałek za ośrodkiem. Wyciągnąłem paczkę papierosów i włożyłem jednego do ust. Szukałem zapalniczki gdy ktoś wyciągnął mi z ust papierosa.

-Co ty robisz? - spytałem Teresę

-Jesteś chory... Nie wolno ci - powiedziała zabierając mi paczkę i zapalniczkę

-I tak nie wyzdrowieję

-Skąd taka pewność? - nie dała za wygraną

-Po moim stanie to widać... Codziennie muszę zażywać leki. Nie chce tak żyć... To... - przerwała mi przywierając swoimi ustami do tych moich. Lekko odepchnąłem dziewczynę.

-Co ty robisz?! - spytałem, a nim się obejrzałem widziałem odbiegającego Thomasa. Skąd się tu wziął?

*Od autora*

Witajcie. Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Jeśli tak możesz zostawić po sobie ślad w postaci gwiazdki i komentarza, będzie mi bardzo miło. Mała drama musi być... Do następnego

Oprawca, Czy Ukochany? ~ NewtmasWhere stories live. Discover now