{[43]} MARATONIK #4

243 21 5
                                    

Catherine POV.
Dopiero po kilku minutach doszło do mnie co się dzieje. To, że ja się właśnie nieświadomie wiążę z Aloisem, to, że się z nim rucham w jakiejś wizji czy chuj wie co, oraz to, że właśnie Cielowi może dziać się niewobrażalna krzywda, jednak najgorsze było to, iż ja musiałam się upierać, żeby o tym myśleć, ponieważ ktoś cały czas próbował jakby wyrzucić jakiekolwiek myśli z mojej głowy.
Próbowałam powiedzieć Aloisowi, aby natychmiast przestał i powiedział Claudowi, aby to wszystko się zakończyło, ale mówmienie też mi nie szło, gdyż każda próba otworzenia ust była na nic, a one same pozostawały zamknięte.
Myślałam, że może dorzucę Aloisa podczas przemiany, ponieważ wtedy skrzydła mnie by wręcz zmusiły do wstania, albo zniszczyły połowę pokoju, tyle, że dosłownie nic nie mogłam robić nie licząc leżenia jak jakiś dywan. Ekstra.
-Czy to nie zabawne, Cath? O ilę mogę to nazwać "rozwojem" to... Ah, czy to nie jest po prostu śmieszne, iż stałaś się tak niebezpieczną istotą już pięć lat temu, a w takiej chwili jak ta nic nie możesz zrobić?- Nie mogłam odpowiedzieć, no bo jak?
Alois popatrzał na mnie zauważając ciągle napływające do moich oczu łzy. Miałam już dość. Chciałam tylko zjeść sobie śniadanie z Cielem, pójść na miasto po sukienkę, która nie będzie czarna jak murzyńska dupa i nawet myślałam przez chwilę, czy by się nie zainteresować służbą z rezydencji, ale na pewno nie o jakiejś psychodelicznej rzeczywistości, w której Alois mi pokazuje moją przeszłość, a potem się dzieje to, co się dzieje.
Blondyn jednak popatrzył na mnie wzrokiem wyrażającym odrobinę jakiegoś żalu, co właściwie było dobre, gdyż potrzebowałam, aby ktokolwiek zauważył, iż jest mi tutaj okropnie, tylko może by tak nie on.
-Kochana... Spokojnie.- Podszedł do mnie i łapiąc mnie za plecy pozwolił mi usiąść, ze skutkiem czego moja głowa wisiała bezwiednie, a ja jedyne czym mogłam operować to oczy, które dalej się bawiły w produkcję wody.- Słońce, naprawdę się starałem, aby ogarnąć nam takie miejsce, gdyż tego wszystkiego nie kieruję ja, także może to  doceń?- Poczułam, iż właśnie teraz moja możliwość mówienia się pojawiła, a ja mogłam mu cokolwiek powiedzieć.
-Wypuść mnie.
-Widzisz kochana, ja nie po to narobiłem tyle zachodu, aby ciebie teraz po prostu wypuścić.- Mówił standardowo z psychicznym uśmiechem na twarzy i przećpanymi oczami.
-Nikt ci nie kazał tego robić, a z resztą, znasz takie słowa jak "Wypuść. Jeśli kocha, to wróci"?
-Tyle, że ja wiem, że ty nie wrócisz, jeśli ciebie puszczę, a w sposób jaki ja narazie realizuję to nigdy nie będziesz musiała wracać, ponieważ nigdy mnie nie opuścisz.- O ja pierdolę, przepraszam, jak?
-Przestań przynajmniej. Naprawdę źle się czuję, kiedy widać wszystkie te rany na moim ciele.- Gówno prawda, po prostu bolało mnie to, że tamta śliczna suknia tam leży, a mnie samej już przeszkadzał widok tego wszystkiego.
-Na to się już mogę zgodzić, niunia.- Powiedział, a po kolejnym białym jebaństwu byliśmy znów w tej próżni, a ja byłam ubrana. Wspaniale, mamy już jedną sprawę załatwioną.
Alois mnie nagle złapał za rękę i spojrzał w oczy. Już miał mnie pocałować, ale z wielkim oporem odwróciłam głowę w bok. Szach mat, cieciu.
-Rozumiesz, że kocham Ciela?- Powiedziałam w końcu, co niebardzo zadowoliło chłopaka.
-Ja pierdolę, nie wymawiaj przy mnie tego imienia, rozumiesz?!- Zaczął krzyczeć karakan. Ja pizdu.
-Ale taka jest prawda. Nie wiem, może się zajmij Elizabeth, ponieważ moje serce już należy do kogoś innego.- Po kilku sekundach, Alois złapał mnie za plecy, a sam wstał  co było dość niewygodne, ponieważ ja musiałam dalej klęczęć jak do jakiegoś rytułału, a moje plecy były wygięte w łuk, aczkolwiek to raczej nie był mój jedyny problem.
-Powiedziałem coś.- Cedził przez zęby.- Gówno mnie on interesuje. Jak dla mnie, to on może zostać zamordowany, bardzo mnie to ucieszy, ale nie, przecież musi mieć tego swojego Sebastiana, który na to nie pozwoli.- Nagle wstrzymał oddech, wypuścił powietrze i powiedział, iż kocha mnie on tak bardzo, że jest w stanie dla mnie nawet umrzeć.
-Widzisz...- Zaczęłam.- Doceniam twój trud, twoje poświęcenie...
-Gówno jebana prawda!- Zaczął się drzeć.- Nikt kurwa, nikt mnie nigdy nie doceniał! Rozumiesz to?! Przestań mnie załamywać, gdyż to już kolejny raz!- Powiedział, podczas czego... czekaj, on płakał?
Tak, Alois pierdoleta zaczął płakać.
-Przepraszam, naprawdę.- Powiedziałam, a on nie wytrzymując przytulił mnie do siebie i zaczął płakać już nie oszczędzając oczu.

Lovely sister-Kuroshitsuji {[Ciel X OC]}Where stories live. Discover now