{[45]} MARATONIK #6

221 19 38
                                    

Catherine POV.
-Gdzie byłeś, kiedy ciebie potrzebowałam? Masz pojęcie, co się tam odpierdalało?- Mówiłam z pretensjami niszcząc atmosferę. I chuj.
-Przepraszam, ale pilnowałem, abyś nie zdemolowała całej rezydencji...
-...Robił to Sebastian, prawda?- Powiedziałam, ponieważ miałam dość jego glindzenia.
-Tak, aczkolwiek ja mu rozkazałem, aby ciebie tutaj przenieść i...
-Dobra, pierdolenie...-Wzdechnęłam przewracając oczami.
-Dasz mi się wypowiedzieć, czy co chwilę będziesz wchodziła w zdanie?- Okej, zaorane.- Catherine...
-Nie mów tak, Alois tak do mnie mówił...
-Bo to jest kurwa twoje imię.- A no tak, coś mi się pojebało.- Zaraz chwila, jak Alois? O chuja idzie?
-Najpierw ty powiedz swoją perspektywę.- Powiedziałam, pozwalając mu tym samym dojść do słowa.
-Generalnie to nagle na śniadaniu dwa dni temu zaczęłaś drzeć się, a potem odwalać jakiś cyrk. Kobieto, próbowałaś mnie zmusić do jakiejś akcji w ogóle, chciałaś coś Sebastianowi zrobić co wyglądało na początku komicznie póki mu nie wjebałaś tak, że nie wstawał przez dobrą chwilę...- O chuj.
-To ja ci powiem, że w tym czasie dowiedziałam się wszystkiego o sobie, zabiłam Aloisa, dostałam jakąś broń należącą niegdyś do mojego ojca i...- A mało brakowało, a bym powiedziała o ruchańsku z takim czymś.
-I...? Zaczęłaś to dokończ.- Gadał Ciel, narazie spokojnie. Płakać się chce, że zaraz jego ułożona strona zdechnie.
-Nic takiego, wszystko okej.- Jest kurwa bardzo daleko od okej, jebana debilko.
-Powiedz mi... Możesz mi wszystko powiedzieć.
-Ciel, ja...- Już miałam wymyślać jakąś bajkę, ale powstrzymał mnie nagły uścisk ze strony chłopaka.
-Możesz mi wszystko powiedzieć. Nie bój się.- Łatwo ci mówić "nie martw się", fagasie.
-Ciel, Alois on ze mną...- Okej, nawet nie dokończyłam zdania, a Ciel już wyrzeszczał oczy, przy czym jego ręce niebezpiecznie się napięły.
-Powiedz, proszę. Co robiliście?- Próbował być spokojny, ale nic mu to nie dawało. Czułam jego ogromne napięcie i go rozumiałam.
-Gdybym powiedziała, że wyrażaliśmy w wulgarny sposób miłość, przy czym ja tego nie chciałam, to by to było mało powiedziane.
-Zdradziłaś mnie, tak?- Mówił drżącym, pełnym żalu i złości głosem.
-Nie Ciel, to nie tak, ja naprawdę tego nie chciałam! Wiem, że to zabrzmi bardzo strasznie i ohydnie, ale on mnie po prostu zgwałcił!- Nienawidziłam słowa "zgwałcił" i jego odmian, ale było ono najbardziej adekwatne.
-Gówno prawda, teraz próbujesz się bronić na siłę, ale ja już postanowiłem, Catherine Caramell...- Okej, czyli...- Wypierdalaj z mojego domu w trybie natychmiastowym.
-Ciel, błagam cię... Nie...- Chciałam powiedzieć, ale ten już złapał mnie mocno za ramię i otwierając drzwi wyrzucił. Ostatnie sekundy jego widoku to on, ze wściekłym wzrokiem i spływających łzach. On, z drżącymi ustami i czerwoną twarzą.

Ciel POV.
Stało się. Największa miłość mojego życia mnie zmusiła do wyrzucenia jej z rezydencji.
Ufałem jej. Myślałem, że będzie lojalna.
Myliłem się.
Ciekawiło mnie jednak to, iż ona uważa, iż Alois również zmarł z jej rąk.
Jednak, czy ona nie może lecieć kłamstwo po kłamstwie?
Może.
Jej wybór. Najwyraźniej wolała jego.
Poszłem do mojego pokoju próbując jakoś się uspokoić, lecz niewiele pomógł witający mnie widok mojej twarzy w lustrze.
Zdjąłem opaskę i przeczesałem włosy ręką. Spojrzałem na siebie i zauważyłem to, jak bardzo ona mnie zmieniła jednym ruchem.
Z pewnego siebie bogatego gówniarza wyszedłem na kelistą ciotę.
Ah, Ciel, czy to pierwszy raz, kiedy ktoś ciebie rani?
Nie pierwszy i nie ostatni.
A więc nie załamuj się jakąś szmatą i zacznij pisać.

Droga Lizzy.
Wiem, jak bardzo Ciebie zraniłem pótora roku temu, ale wiedz, iż wiem, że miałaś rację co do Catherine.
To zwykła szmata, jakich pełno. Żmija, dziwka, kurwa... Wiesz o co mi chodzi...
Z tego, co słyszałem, dalej jesteś wolna, więc czy nie chciałabyś do mnie wrócić? Tęsknię za tobą już dłuższy czas, skarbie.
Mam nadzieję, iż odezwiesz się z odpowiedzią twierdzącą, moja najdroższa.

~Ciel

Lovely sister-Kuroshitsuji {[Ciel X OC]}Where stories live. Discover now