{[58]}

326 17 25
                                    

Catherine POV.
Pomimo ogromnego bólu biegłam do rezydencji. Było to bardzo kłopotliwe, ponieważ kierowałam się tym, co widziałam kiedy jeszcze mogłam oglądać drogę do celu z góry.
Pomijając fakt tego, że w każdym momencie coś mogło na mnie wyskoczyć czy coś postanowiłam zacząc biec w jedną losową stronę, co było dobrym ruchem. Po czasie uderzyłam głową o mur budynku, a po złapaniu połączenia z rzeczywistością oraz równowagi zauważyłam, że niedużo brakuje do centrum Londynu.
Żart.
Uderzyłam się w jakiś mur po czymś, co zostało spalone. Wspaniale.
Dojście tam zajmie mi bardzo długo, nawet kilka dni, jednak los się do mnie nieco uśmiechnął, kiedy usłyszałam dźwięk kopyt konia. Kierując się nim zauważyłam jakiegoś mężczyznę w bryczce, który mnie najwyraźniej zauważył.
-Nie zagubiłaś się, co?- Jesteś upośledzony czy to pytanie retoryczne?
-Owszem. Mogę wiedzieć, gdzie jedziesz?- Odpowiedź mnie pocieszyła, gdyż chciał on jechać do Londynu.
-Rozumiesz, że nic nie ma za darmo?
-Nie mam żadnych pieniędzy, ani nic cennego...
-Nie musisz- Wtrącił mi się w słowo z obrzydliwym uśmiechem.

Ciel POV.
Kiedy Sebastian wrócił, zamiast iść z Catherine wpadłem w ogromny szał.
Szał do tego stopnia, że zdarłem sobie gardło, co świetnie mi umila ataki astmy.
Jakby ktoś nie zrozumiał, mówiłem ironicznie.
Jestem wściekły na tego czarnogłowca. Zleć mu coś, to nawet tego nie dokona.
Miał jedne zadanie. Jedne.
Nie dwa, nie osiem.
Jedne.
I to zjebał.
Jeszcze gorsze jest to, że może Catherine jest teraz w okropnej sytuacji?
Może coś jej się dzieje złego?
Gdybym wtedy ją zatrzymał te pięć lat temu...
Uratowała mnie w tylu misjach, przed Aloisem, a ja ją zesłałem na męczarnie.
Catherine, byłaś piękna, wspaniała, miła, stabilna, zdrowa, uśmiechnięta, zanim oni zaciągnęli cię do piekła.
Przeze mnie.
-Paniczu...- Ja pierdolę.
-Spierdalaj.- Powiedziałem nawet na niego nie patrząc.
-Ale jest pilna sprawa...- W dupę sobie wsadź swoje pilne sprawy.
-Nie widzisz, że jestem zajęty?- Spytałem biorąc pierwszy lepszy list do ręki.
Debil tylko westchnął i wyszedł za drzwi.
Imię, jakie mu wybrałem było idealne.
Czasem nawet widzę w nim tego psa.
Nawet jak wzdycha to brzmi, jakby sapał pies.
A jak mówi, to brzmi jak szczekanie.
Odrzucając wspaniałe myśli na bok przyjrzałem się listowi i zobaczyłem, że jest on od Lizzy.
Ah, pamietam jak Cath mówiła na nią świnia, albo wieprzowina...
Tęsknię za tym i za samą czarnowłosą.
W sumie to czasem nawet słyszłę gdzieś w głowie docinki Cath, kiedy rozmawiam z Elizabeth.
Ale przechodząc do listu...
Nic w nim nie było ciekawego.

Ciel!
Nie mogę się doczekać naszego ślubu! Wiesz, jak się cieszę?
Będzie ogromna zabawa, czyż to nie wspaniale?
Aj, Cieluś...
Kocham cię tak bardzo, że nie dam rady tego opisać słowami!
Ale chyba wiesz o co mi chodzi, prawda?

~Lizzy

No nie wiem, czy to aż tak dobrze, że mam się z nią żenić.
Wolę się ożenić z Sebastianem, niż z nią tak szczerze.
No ale wiele i tak nie mam do gadania.
Z resztą i tak moje zorganizowanie do tego ślubu jest na najwyższym poziomie.
Ja nawet jeszcze nie mam jakiegoś konkretnego ubrania na tą uroczystość, która ma się odbyć za dwa tygodnie.
Boże, tak bardzo nie chcę z nią spędzać reszty życia.
Wziąłem do ręki jedno jedyne zdjęcie osoby, z którą spędzenie kolejnych chwil do śmierci jest wielką wagą.
Tak, znowu mówię o Catherine.
Tylko, że ona jest kimś naprawdę wyjątkowym.
Lizzy to typowa osoba potrzebująca uwagi.
Normalnie ukrywa się za swoją maską uroczej dziewczyny, ale po nocach jest samurajem.
Błagam, moja pradziwa ukochana jest samurajem na codzień.
I nie zachowuje się jak upośledzona.
No, może nie umie jakoś dobrze czytać.
I pisać.
Tak, Catherine nie potrafi poprawnie pisać.
Nikt jej nigdy nie pokazał jak się pisze, a czytanie jej idzie słabo ze względu na prawdopodobną wadę wzroku.
Tak, nawet to o niej wiem.
I pewnie jeszcze kilka rzeczy by się znalazło.
Kilka w tym przypadku to synonim tysięcy.

Catherine POV.
Nie wierzę, że to zrobiłam.
Zeszmaciłam się dla podwózki do Londynu.
Jednak robię to dla Ciela, więc czy postąpiłam źle?
Tak i nie.
Nie miałam żadnego innego wyboru jak to.
Za tą stawkę byłam już w centrum Londynu, czyli pozostawało mi tylko dojść do rezydencji.
Szkoda, że już zaczęło świtać, no ale cóż.
Pomimo dalszego bólu teraz biegłam naprawdę szybko. Pamiętałam w miarę drogę i udało mi się dojść do miejsca zamieszkania Ciela.
Teraz miałam czas na dokładne przyjrzenie się budynkowi, który nic się nie zmienił.
Weszłam po schodach do drzwi i zapukałam do nich.
A raczej waliłam pięścią jakbym chciała te drzwi wymordować.
Jednak one dalej stały, a nawet otworzył mi Sebastian, który mnie oczywiście wpuścił do środka.
-Gdzie on jest?- Spytałam prosto z mostu. Lepiej szybko mu przekazać informację, oni szybko działają.
-Na górze.- Tyle mi wystarczyło, aby pobiec do gabinetu chłopaka, ekhm, mężczyzny i go tam zastać.
-Szybko wracasz, skarbie.- Powiedział podchodząc do mnie, a ja go Odepchnęłam.
Ja go często odpycham.
-Nie ma czasu, Ciel. Jest planowany na ciebie atak przez organizację.- Mówiłam  a on spoważniał, przeszedł obok mnie i nerwowo zlecił Sebastianowi przygotowanie służby do obrony.
Potem do mnie wrócił.
-Nic ci nie jest?
-Wolę cię nie okłamywać.- Powiedziałam pokazując mu resztę z lewego skrzydła, którą szybko schowałam.
-Jak tutaj potem dotarłaś? Jak to wyglądało? Czemu Sebastian wrócił?- Zaczął mnie zalewać falą pytań, a ja mu odpowiadałam.
-Potrzebujesz Sebastiana, aby cię chronił. Ja sama poszłam do bazy, ale oni zamiast mnie znowu poranić, chcieli mnie dobić zranieniem ciebie. Kazałam mu wrócić, a ja znalazłam się tutaj dzięki... podwózce.- Mężczyzna mnie przytulił płacząc, ale to długo nie potrwało. Nagle usłyszeliśmy huk i kroki ludzi.
-Idą.- Szepnęłam i zbiegłam razem z Cielem na dół. Próbowali wywarzyć drzwi, co im niestety się udawało. Słyszeliśmy strzały, które oddawali w ich stronę Mey i Bard i rzuty ciężkimi rzeczami w armię, za które odpowiadał Finny. Sebastian natomiast za pewne cicho walczył na zewnątrz razem ze służbą. Stary Tanaka natomiast przybrał swoją prawdziwą postać i trzymał w dłoni broń palną, z którą stał schowany.
Jednak niektórym z inspektorem na czele udało się wejść do środka rezydencji.
Tanaka oddawał w niektórych strzały, a ja walczyłam z nimi. On natomiast pobiegł po jakąś spluwę czy inną zabawkę.
Udawało nam się ich wybić. Tylko inspektor gdzieś się zagubił. Pewnie był martwy.
Obróciłam się w stronę Ciela. Chciałam go pocałować, przytulić...
Ale zobaczyłam za nim poszukiwanego, który już celował w osiemnastolatka.
Odepchnęłam go i sama zaatakowałam inspektora bronią mojego mężczyzny.
Obu nam się udało.

Ciel POV.
Wstałem z ziemi po usłyszeniu dwóch huków, które strzeliły jeden po drugim.
Zobaczyłem ją.
Całą we krwi, z dziurą w klatce piersiowej.
Uklęknąłem przed nią i spojrzałem w jej oczy.
-Błagam cię, Catherine.- Mówiłem półgłosem, a ona resztkami sił odwróciła wzrok w moją stronę.
-Ciel... Kocham cię bardziej niż ty lubisz ciasta truskawkowe.- Powiedziała ostatnie słowo bardzo niezrozumiale.
-Cath...- Spojrzałem znów w jej oczy, ale były puste.
Martwe.
Przytuliłem ją do siebie krzycząc na całą rezydencję.
Płakałem pierwszy raz szczerze od śmierci rodziców.
Wokół mnie była służba, która również wyrażała smutek względem niej.
Ale ja dalej krzyczałem

two weeks later

Miał się odbyć mój ślub z Lizzy, ale odbył się jej pogrzeb.
Mojej kochanej Cath.
Życie teraz nie będzie takie samo z informacją, że ona nie żyje.
Że jej nie ma.
Byłaś... wszystkim.
Odeszłaś.
Przeze mnie.
A lokaja znalazłem w śmietniku.



-

koniec shreka

pora na shrek 2


Lovely sister-Kuroshitsuji {[Ciel X OC]}Where stories live. Discover now