{[44]} MARATONIK #5

241 20 12
                                    

Alois POV.
Mam dość. Mam tego kurwa dość. Czy ja naprawdę błagałem Clauda, nalegałem i mu się narażałem, tak samo jak Cielowi, po to, aby teraz ona miała na to wysrane?
Cały czas słyszę: "Wypuść mnie, wypuść mnie"... Czy ona jest ułomna, czy liczy na cud? Wypuszczę ją wtedy, kiedy ja zachcę, a nie odwrotnie.
Zastanawiałem się też, co właściwie ja mogę z nią zrobić? Niby dosłownie wszystko, ale czy ja mam pomysł?
Właściwie, teraz tak.

Catherine POV.
Kolejny błysk, od którego powoli dostaję oczopląsu. Dziwne było jednak to, iż przed tym Alois nic nie mówił o czymś kolejnym, a zawsze było cokolwiek, teraz tak nagle wychodzi z dupy.
Generalnie to miejsce się nie zmieniło, oprócz blondyna. Nie mówię o jego wyglądzie, czy zachowaniu. Chodzi o to, że on trzymał w dłoni nóż.
-Cath... Wiesz, że ciebie kocham?- Próbował mi wmówić kłamstwo.
-Nie powiedziałabym. Właśnie twoja postawa wyraża co innego.- Mówiłam, a jego ogarnął konkretny wściek i zaczął do mnie biec.
Kiedy był przy mnie złapał mnie za szyję dusząc, a ja nie mogłam się zupełnie ruszać. Podniósł nóż i wbił mi go w ramię.
Wtedy poczułam ogromny ból, ale i brak tej dziwnej blokady we mnie.
Zaparłam się chęciom kierującego wizją i rozwarłam skrzydła, w tym samym momencie zmieniając również kolory obu oczu.
-Widzisz Alois, przegrywasz powoli.- Zaczęłam , a on się na mnie patrzał jak  na debila.- Musisz poznać coś takiego jak mores...- Powiedziałam i stało się coś niemożliwego. Odruchowo wyciągnęłam do przodu rękę i z ogromną siłą otrzymałam czarny miecz z zielonym ostrzem. Na rękojeści miał napisane imię własciciela.
Nior Caramell.
Podeszłam z bronią do blondyna, a on zaczął ciężko dyszeć, sapać i krzyczeć.
Położyłam go lewą dłonią na ziemię i usiadłam pomiędzy nim okrakiem.
Podniosłam miecz...
...Dzielił go jeden metr od szyi debila...
Wachałam się, ale szybko zniżyłam miecz do niego, a broń była na tyle ostra, iż odrazu przebiła na wylot.
Alois zaczął próbować krzyczeć przez swoje ostatnie pięć sekund życia, podczas gdy ja wstałam i odeszłam od niego na jeden kilometr. W tym momencie wbiłam o ile się nie mylę kosę w podłoże, a wszystko nagle zaczęło pękać.
Cała próżnia pękała, a po pewnym czasie się rozpadała. Nawet z tej odległości widziałam jak chłopak spada w dół.
Coś mi jednak kazało wyjąć broń i biec przed siebie, a nie radować się widokiem porażki przeciwnika.
Podświadomość jednak mnie musiała ogromnie lubić, gdyż poprowadziła mnie w pewnym momencie do bariery tego wszystkiego, a ja przez nią przebiegłam i znalazłam się w moim pokoju, który był cały zdemolowany, lecz wolałam być tutaj, niż w tamtym dziwnym miejscu.
-Ciel!- Starałam go zawołać, co nie szło na darmo.
-Cath?- Usłyszałam jego głos i bieg pod drzwi.- To tym razem naprawdę ty?
-Tak, możesz otworzyć drzwi.- Wszedł i zobaczył mnie, całą rozturbanioną z mieczem w łapie, aczkolwiek mu to nie przeszkadzało i wbiegł do mnie obejmując.






-
sora za krotki rozdzial, ale potem wam wstawie dluzszy sloneczka

Lovely sister-Kuroshitsuji {[Ciel X OC]}Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu