{[47]} MARATONIK #7

204 20 26
                                    

Ciel POV.
Umówiłem się, iż Elizabeth przyjdzie wieczorem, a było dopiero południe, więc nie musiałem się śpieszyć.
Wstałem w końcu z łóżka, czując ogromny niepokój przy sobie. Nie bałem się, chodziło o jej brak przy mnie.
Nie chciałem za nią tęsknić, ale nie miałem na to wpływu.
Nie chciałem jej potrzebować, ale coś mi mówiło inaczej.
Nie pomagały mi przy tym wspomnienia z nią związane.
Trucizna, którą ona zostawiła dalej tutaj była.
Trucizną był jej zapach, jej miłość, cała ona.
Ale przecież znam prawdę, już jest o wiele za późno. Ona mnie już pewnie nienawidzi.
Uważa pewnie, że jestem dla niej idealnie nieodpowiedni, a ja dalej chcę czuć ją przy sobie.
Pasowaliśmy do siebie, a nawet jeżeli trochę się różniliśmy, to na pewno było lepiej niż z Lizzy. Nie oszukujmy się, wiemy, że Elizabeth nie jest zbytnio dojrzała.
Jezu, dlaczego ja nie mogę tego zakończyć, kiedy Catherine złamała moje serce?
Ja pierdolę, potrzebuję jej bardziej niż mi się wydaje...
-Paniczu...- O siema cioto, co tam? Nie no, naprawdę, wchodzić w momencie moich rozmyśleń...
-O co chodzi?- Serio, ciekawi mnie, po co przylazł.
-Z dwóch powodów. Po pierwsze, dochodzi dziesiąta, więc radziłbym się ubrać, po drugie coś dość ważnego przyszło.
-Mam to w dupie.- Haha, szach mat, kurwo.
-Paniczu, rozumiem, że brakuje tutaj panienki Catherine, ale...- Ja pizdu, typie.
-Gówno mnie ona interesuje.- Ciel, no i na chuja kłamiesz? Jakie to ma zastosowanie?

time skip bomble

Siedziałem na dole i w założeniu jadłem, o ile jedzeniem można nazwać grzebaniem widelcem.
Grzebałem widelcem w cieście truskawkowym, co ze mną nie tak?
Catherine miała uczulenie na to ciasto...
...Ja pierdolę, nie myśl o niej.
Spierdoksie społeczny.
-Podobno coś przyszło ważnego, więc może mi to daj?- Nie wiem za cholerę, skąd to może być, ale okej, poczekamy, zobaczymy.
Sebastian przyniósł pudełko wielkości małej myszy. To ja już kurwa zupełnie nie wiem.
Otworzyłem je i omal się żem nie wydarł.
W środku był mój pierścień, który kiedyś dałem Cath.
Czyli już wszystko zatracone, ona już mnie nie chce znać.

Catherine POV.
Stałam pomiędzy dwoma budynkami, które ograniczały dostęp słońca do miejsca, gdzie aktualnie się znajdowałam.
I nie, nie chodzi mi o dupę.
Ale to też.
Po prostu słońce mnie zawsze denerwowało...
...Boże, dobra. To udawanie, że mam wyjebane jest przykre.
Po prostu próbuję nie być pizdą, ale niestety, Ciel, potrzebuję tu ciebie.
Mimo, iż to ty zawiniłeś, ja ciebie potrzebuję.
Ale i tak już powoli zapominam sposób uczucia, którym ciebie darzyłam.
Chcę po ciebie wrócić, ale to nic nie da.
Ciel, wróć do mnie.
-Boże, gdzie jest ten portfel...- Słyszałam głos osoby, wyrywającej mnie z zamyśleń, ale za to informująca mnie o czymś ważnym.
Gdzieś tutaj są darmowe pieniądze.
Chociaż w sumie, to "gdzieś" jest obok jednego z budynków, którego stałam obok.
Wzięłam rzecz, ale czy ja to oddam?
No chyba nie.
Poszłam do sklepu z jakimiś sukniami, ale nawiasem mówiąc, były one drogie.
W pizdu drogie.
Aczkolwiek, ubrania męskie były tańsze...

-

I wygodniejsze, jak się okazało.
Tak, kupiłam czarne spodnie, czarną koszulę, czarny płaszcz, czarną wstążkę i czarnego niewolnika.
Okej, ostatniego nie.
Ale bym nie pogardziła.
Ale ważne, że nie będziemy wyglądać jak szczur na otwarcie kanału.
Musiałam teraz jeszcze pójść do domu, do którego jak dojdę, to jakoś za dwie godziny, czyli koło osiemnastej.


----

ej bomble sory ze taki krorki rozdzial ale leb mnie nakurwia

Lovely sister-Kuroshitsuji {[Ciel X OC]}Where stories live. Discover now