~45~

1K 87 59
                                    

Był poniedziałek. Początek tygodnia, słońce rzucało intensywne, rażące promienie przez cienkie szyby okien biura, za którym siedziałam. Moje palce miarowo stukały o drewnianą powłokę stolika, dłonie trzęsły się, a czoło marszczyło. Oczy były przekrwione i piekły od płaczu, który w nocy nie dawał mi spać. Widok za wielkim oknem nie był już tak piękny jak wcześniej, a każdy najmniejszy odgłos powodował, że moja głowa boleśnie pulsowała.

Obojętnym wzrokiem patrzyłam się na zamazane kartki, papiery, które miałam wypełniać. Drzwi biura zamknęłam na klucz, pragnąc błogiej ciszy. Potrzebowałam jej, by zapomnieć. Nie miałam ochoty nikogo widzieć, chciałam być sama. Jednak gdy tylko zamykałam oczy, słyszałam jego głos mówiący to nie dające mi spokoju słowo.

„Wyjeżdżam".

„Wyjeżdżam".

„Wyjeżdżam".

Zasunęłam rolety i zacisnęłam wargę w cienką linię. Zrobiło się ciemniej i nie było tego denerwującego światła, wcześniej padającego na lewy profil mojej twarzy, gdy mrużyłam oczy i popijałam wystudzoną już kawę, której pragnęło moje spragnione gardło. Zakaszlałam, a mój głos był zachrypiony. Widać, że płakałam. Znowu.

Potarłam oczy, nie zważając na to, że rozmarzę marny makijaż, którym próbowałam ukryć swój słaby psychicznie stan i westchnęłam.

Wyjeżdżam.

Spojrzałam na zegarek: czwarta piętnaście. Dlaczego czas mijał tak powoli? Gdy byłam z nim, godziny zawsze przelatywały mi przed oczami.

Dopiłam kawę i postawiłam kubek na blacie. Odgarnęłam włosy z czoła, oparłam się o zagłówek swojego fotela.

Wyjeżdża do Nowego Jorku.

Na całe trzy lata.

Znowu zacisnęłam wargę. Musiałam być silna.

Jednak co z tego, że musiałam, jeśli nie potrafiłam?

„Dzisiaj wyjdę wcześniej z pracy" – napisałam do Jimina sms-a. On wiedział o wszystkim, sam proponował mi to rano, gdy z nim rozmawiałam. Myślałam, że dam radę, jednak najwidoczniej tak nie było.

„Oczywiście, trzymaj się. Jak tylko będziesz potrzebowała, dzwoń to przyjadę" – odpisał niemal od razu. Schowałam komórkę do torebki, którą narzuciłam na ramię, spięłam włosy, bo nie prezentowały się dobrze i opuściłam biuro zamykając je na klucz.

Znalazłam się na korytarzu, gdzie było kilkanaście pracowników. Jednak nikt nie zwrócił na mnie uwagi.

Spuściłam wzrok i podeszłam do automatu. Kupiłam kolejną kawę i szybkim krokiem ruszyłam w stronę windy. Wszystko zamazywało się przed moimi oczami.

Weszłam do środka i nacisnęłam numer „-1", by zjechać niżej. Poprawiłam torebkę i oparłam się o ścianę windy, jednak wtedy zauważyłam, że nie jestem sama.

Za mną stał on. Kim Taehyung. Ale nie był sam: na jego ramieniu uwieszona była Yoosung. Patrzyła na niego, a on miał swój zagubiony wzrok wbity w podłogę.

...

Nasz wzrok się spotkał na dosłownie ułamek sekundy. Nie płakałam, nie byłam zła. Było mi zwyczajnie cholernie przykro. Na tyle, że odwróciłam się i z drżącą wargą wyszłam, gdy winda zatrzymała się na parterze.

Czułam jego wzrok na sobie. Byłam pewna, że na mnie patrzy, jednak nie patrzyłam za siebie.

Zabolała mnie jedna rzecz: pozwolił mi odejść. Bez słowa. W ciszy.

The last photography |K.ThWo Geschichten leben. Entdecke jetzt