-Co teraz będzie? – spytałam. Siedzieliśmy na ławce w parku, pogrążeni w głębokiej ciszy i ciemności, pozornym spokoju. Wokół nas były drzewa, huśtawki i zjeżdżalnie oraz jakieś boisko do koszykówki. Zimny wiatr owiewał nasze twarze, a światła w oknach pobliskich bloków był zgaszone. Jedynie nieliczne latarnie sprawiały, że widzieliśmy coś więcej niż tylko czerń i cienie drzew, pod którymi siedzieliśmy. Pomimo tego, że noc była zimna, ja miałam obok siebie Tae, który wtulony we mnie, dawał mi ciepło.
Moje serce biło szybko, choć z zewnątrz byłam spokojna. Za to myślami odleciałam daleko wstecz.
-Teraz? – mruknął i spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami o kształcie kuszących migdałków i kolorze ciepłej czekolady – Nie wiem, Blue. Kłamiąc ciebie, że będzie dobrze, okłamywałbym samego siebie.
Spuściłam wzrok.
-Wszystko tracimy – miałam płytki oddech – Pierwszy raz nie mam pojęcia, co robić. Zawsze było jakieś wyjście.
-Boisz się, że zawiedziesz resztę?
-Boję się, że nie dam rady z prawdą. Zawsze mogłam coś poradzić, zawsze, naprawdę – moje oczy powoli łzawiły – A teraz mogę jedynie patrzeć, jak on umiera. Jak ta cała jebana wada serca powoli wyniszcza Hobiego – moja szczęka zaczęła drżeć, zamknęłam oczy i mocniej ścisnęłam dłoń chłopaka.
To wszystko było takie popierdolone. Mój przyjaciel umierał, a chłopak, który w nieprzyjaznych okolicznościach zostawił mnie zaraz po tym, jak powiedziałam te dwa pieprzone słowa „kocham cię", wrócił i teraz jakby nic się nie wydarzyło, razem rozmawialiśmy. Zupełnie jak kiedyś.
-Nie obwiniaj się, proszę – szepnął mi do ucha i spojrzał troskliwie. Jego głos załamał się. Widziałam, jak przełyka ślinę, a jego jabłko Adama rusza się. Włosy chłopaka rozwiewał wiatr, a w czarnych tęczówkach odbijało się żółte światło latarni i moje odbicie – Nie możesz zrzucać całej winy na siebie. Jeszcze niedawno sam obwiniałem się o śmierć matki. I, kurwa, nie chcę, żebyś przeżywała to samo – zadrżał. Starał się mówić wyraźnie i twardo, jednak zdradzało go przecieranie oczu palcami, gdzie powoli pojawiały się nieliczne łzy.
-Nie płacz – czułam, jak moje serce łamie się na pół – Taehyungie, proszę przestań płakać.
-Ty też płaczesz – wybełkotał i wtulił się we mnie, a ja kiedy położyłam rękę na jego plecach, poczułam, jak ciało Kima się trzęsie.
Przez ten krótki, przelotny moment miałam wrażenie, jakbym trzymała cały swój świat w ramionach.
-Widzisz? Przez ciebie płaczę – zaśmiałam się smutno.
-Teraz oboje płaczemy – zauważył, wymuszając uśmiech – Jesteśmy beksami.
Po raz kolejny zaśmiałam się, a sama widząc jego rozkoszne wygięte w banana usta, pomyślałam, że to była jedna z najcenniejszych dla mnie rzeczy.
Uśmiech chłopaka.
-Przejdźmy się – powiedział nagle Kim i wstał, łapiąc mnie za rękę. Na jego twarzy widniał niewidoczny uśmiech. Jednak po chwili jego wzrok padł na nasze splecione dłonie – Emm...mogę, prawda? – spytał.
Pokiwałam głową, a w moich oczach zatliły się radosne iskierki, mimo, iż wciąż były smutne.
On przełknął ślinę i mocniej złapał moją dłoń.
-Chodźmy. Czasami spacery w nocy pomagają w przemyśleniach.
Dobrze o tym wiedziałam, jednak nic nie powiedziałam. Przez te trzy lata praktycznie co drugą noc chodziłam się przewietrzyć o tej porze. Pomyśleć i powspominać wszystko, co zdarzyło się w tym parku. Moje stare mieszkanie, które dzieliłam z Kyu i Soonhae znajdowało się niedaleko.
![](https://img.wattpad.com/cover/174295475-288-k916488.jpg)
VOCÊ ESTÁ LENDO
The last photography |K.Th
Fanfic,, - Spójrz na mnie, nawet jeśli miałoby to być twoje ostatnie beztroskie spojrzenie w moją stronę. Powiedz, jak bardzo mnie nienawidzisz, wyznaj wszystko, co leży ci na sercu. Wyzywaj mnie, ile chcesz. Krzycz, kłóć się. Obrażaj mnie. Mów prawdę. Ca...