~57~

1.1K 79 17
                                    

-Co teraz będzie? – spytałam. Siedzieliśmy na ławce w parku, pogrążeni w głębokiej ciszy i ciemności, pozornym spokoju. Wokół nas były drzewa, huśtawki i zjeżdżalnie oraz jakieś boisko do koszykówki. Zimny wiatr owiewał nasze twarze, a światła w oknach pobliskich bloków był zgaszone. Jedynie nieliczne latarnie sprawiały, że widzieliśmy coś więcej niż tylko czerń i cienie drzew, pod którymi siedzieliśmy. Pomimo tego, że noc była zimna, ja miałam obok siebie Tae, który wtulony we mnie, dawał mi ciepło.

Moje serce biło szybko, choć z zewnątrz byłam spokojna. Za to myślami odleciałam daleko wstecz.

-Teraz? – mruknął i spojrzał na mnie swoimi pięknymi oczami o kształcie kuszących migdałków i kolorze ciepłej czekolady – Nie wiem, Blue. Kłamiąc ciebie, że będzie dobrze, okłamywałbym samego siebie.

Spuściłam wzrok.

-Wszystko tracimy – miałam płytki oddech – Pierwszy raz nie mam pojęcia, co robić. Zawsze było jakieś wyjście.

-Boisz się, że zawiedziesz resztę?

-Boję się, że nie dam rady z prawdą. Zawsze mogłam coś poradzić, zawsze, naprawdę – moje oczy powoli łzawiły – A teraz mogę jedynie patrzeć, jak on umiera. Jak ta cała jebana wada serca powoli wyniszcza Hobiego – moja szczęka zaczęła drżeć, zamknęłam oczy i mocniej ścisnęłam dłoń chłopaka.

To wszystko było takie popierdolone. Mój przyjaciel umierał, a chłopak, który w nieprzyjaznych okolicznościach zostawił mnie zaraz po tym, jak powiedziałam te dwa pieprzone słowa „kocham cię", wrócił i teraz jakby nic się nie wydarzyło, razem rozmawialiśmy. Zupełnie jak kiedyś.

-Nie obwiniaj się, proszę – szepnął mi do ucha i spojrzał troskliwie. Jego głos załamał się. Widziałam, jak przełyka ślinę, a jego jabłko Adama rusza się. Włosy chłopaka rozwiewał wiatr, a w czarnych tęczówkach odbijało się żółte światło latarni i moje odbicie – Nie możesz zrzucać całej winy na siebie. Jeszcze niedawno sam obwiniałem się o śmierć matki. I, kurwa, nie chcę, żebyś przeżywała to samo – zadrżał. Starał się mówić wyraźnie i twardo, jednak zdradzało go przecieranie oczu palcami, gdzie powoli pojawiały się nieliczne łzy.

-Nie płacz – czułam, jak moje serce łamie się na pół – Taehyungie, proszę przestań płakać.

-Ty też płaczesz – wybełkotał i wtulił się we mnie, a ja kiedy położyłam rękę na jego plecach, poczułam, jak ciało Kima się trzęsie.

Przez ten krótki, przelotny moment miałam wrażenie, jakbym trzymała cały swój świat w ramionach.

-Widzisz? Przez ciebie płaczę – zaśmiałam się smutno.

-Teraz oboje płaczemy – zauważył, wymuszając uśmiech – Jesteśmy beksami.

Po raz kolejny zaśmiałam się, a sama widząc jego rozkoszne wygięte w banana usta, pomyślałam, że to była jedna z najcenniejszych dla mnie rzeczy.

Uśmiech chłopaka.

-Przejdźmy się – powiedział nagle Kim i wstał, łapiąc mnie za rękę. Na jego twarzy widniał niewidoczny uśmiech. Jednak po chwili jego wzrok padł na nasze splecione dłonie – Emm...mogę, prawda? – spytał.

Pokiwałam głową, a w moich oczach zatliły się radosne iskierki, mimo, iż wciąż były smutne.

On przełknął ślinę i mocniej złapał moją dłoń.

-Chodźmy. Czasami spacery w nocy pomagają w przemyśleniach.

Dobrze o tym wiedziałam, jednak nic nie powiedziałam. Przez te trzy lata praktycznie co drugą noc chodziłam się przewietrzyć o tej porze. Pomyśleć i powspominać wszystko, co zdarzyło się w tym parku. Moje stare mieszkanie, które dzieliłam z Kyu i Soonhae znajdowało się niedaleko.

The last photography |K.ThOnde histórias criam vida. Descubra agora