~51~

1K 77 38
                                    

Byl grudzień. Robiło się zimniej, wielka, gruba pokrywa białego pyłu pokrywała ulice Seulu, każdy chodził ubrany w długie płaszcze, czy kurtki. Ranki, poludnia, popołudnia i wieczory były mroźne.
Zblizał się koniec roku. Minęły cztery lata.
A ja dalej tęskniłam. Jednak była jedna: już nie czekałam.
-Co ty tu robisz? - spytałam, gdy zabiegana prasowałam białą koszulę, widząc umięśnioną sylwetkę Parka w drzwiach mojego domu.
No tak, miał klucze.
-Obiecałem, że cię odwiozę - uśmiechnął się pocieszająco i widząc nerwowy wzrok oraz trzęsące się że stresu dłonie, potarł moje ramię.
Dzisiaj był poniedziałek, dzień mojej rozmowy o pracę. Parę dni temu zadzwonili do mnie z jednej z firm fotonodelingowych, by umówić się na dzisiaj na spotkanie. Ostatnio, gdy zaczęłam zarabiać poprzez malowanie, wiele moich prac znalazło się w mediach czy muzeach i galeriach sztuki. Jednak tu chodziło o coś innego; jedno z moich zdjęć znalazło się na okładce najpopularniejszego koreańskiego magazynu. Uznano, iż ,,moja uroda jest unikalna" w porównaniu do tych w Korei i za wszelką cenę chcieli się spotkać.
Na początku nie byłam pewna, czy aby na pewno się nadawałam. W końcu moje miejsce było przy sztaludze z paletą w ręku, a nie jako twarz magazynów. Jednak Jimin namówil mnie na to. Mówił, że idealnie pasuję do tego zawodu oraz, że z pewnoscią się w tym odnajdę. Może i miał trochę racji. Zawsze będzie to coś nowego i ciekawego.
-Stresujesz się. - powiedział mi cicho ucha i położył dłonie na moich biodrach. Od dnia, gdy spytał mnie o chodzenie minęło parę miesięcy. Od tamtego czasu nasz związek nie zmienił się wiele. Jeszcze nigdy się nie pokłóciliśmy, a Park poświecał mi cały swój czas. Można powiedzieć, że było wręcz idealnie.
A przynajmniej chciałabym, żeby tak było, bo były to jedynie pozory.
-Odrobinę. - przyznałam cicho, w pośpiechu malując usta czerwona pomadką. On jedynie podniósł wzrok na moje wargi i znacząco wciągnął powietrze.
-Dobrze wiesz, jak ten czerwony na mnie działa - mruknął i znowu zbliżył sie, by mnie pocałować. Jego oczy przesłoniła ziemna mgła, a twarz rozjaśnił ten cwany uśmiech, który w jego wykonaniu i tak wciąż był uroczy. Podniósł mnie i posadził na blacie w kuchni, stając między moimi nogami.
Nasze usta się złączyły w krótkim, ale namiętnym pocałunku.
Na początku związku z byłym szefem czułam wyrzuty po każdym dotyku, jednak teraz jakby się przyzwyczaiłam.
Miał cudne, pełne wargi, ale nigdy nie dorównywał Kimowi. Nie mówię, iż Parkowi czegoś brakowało - wręcz przeciwnie. Był idealny. Każda by go chciała. Przystojny, kochany. Jak książę z bajki. Jednak serce nie sługa.Kochałam go na inny sposób, nie byłam z nim, bo było to najłatwiejsze wyjście - moje serce przyspieszało, gdy go widziałam, uwielbiałam go całować. Ale czegos brakowało. I zawsze będzie brakować, ale na to już nic nie poradzę.
Złapał rękami moją talię i przyciągnął do siebie. Po chwilą jedna jego dłoń znalazła się na moim ramieniu, a usta na zuchwie, szyi i obojczyku. Swoimi mokrymi pocałunkami zaczął wyznaczać ścieżkę na moim ciele, powolutku odpinając guziki bialej, odrobine prześwitującej koszuli, która parę minut temu na siebie ubrałam.
Jeknęłam pod jego dotykiem i lekko odchylilam głowę, jednak po chwili się otrzasnelam, jakby ktoś oblał mnie kubłem lodowatej wody.
-Jimin...spóźnimy się. - nieznacznie się odsunęłam, a on tylko na koniec ostatni raz pocałował mnie prosto w usta i uśmiechnął się.
-Pozniej to dokończymy - szepnął mi do ucha i odgarnął niesforny kosmyk włosów z twarzy - A teraz chodź - posłał mi oczko i pociągnął w stronę drzwi, a ja zapiełam pomiętą koszulkę, w pośpiechu założyłam eleganckie, proste, czarne spodnie z paskiem w talii, narzuciłam na siebie beżowy płaszcz i bylam gotowa do wyjścia. Strój dopełniłam również czarnymi szpilkami i już po chwili siedzieliśmy w aucie.

* * *

-Czyli pani to Blue Williams? - spytał jakiś wysoki, rudowłosy i przystojny, ale na oko starszy ode mnie meżczyzna, siedzący za biurkiem pokoju, do którego zaprowadziła mnie recepcjonista tej firmy. O dziwo, nie był Koreańczykiem. Nawet nie był Azjatą, a najpewniej Europejczykiem.
-Tak, to ja - potwiedziałam pod nosem i nieśmiało siadłam naprzeciwko niego.
Kącik ust chlopaka podniósł się ku górze.
-Nie krępuj się, panienko - zaczął i wygodnie rozsiadł się w fotelu - Jak wiesz, to miejsce jest agencją promującą urodę i kanony piękna nie azjatyckiego, a ty niewątpliwie w sobie to masz. Czy byłabyś zainteresowana? Jesli tak, to od razu możemy przejść do szczegółów - powiedział i spojrzał na mnie wyczekująco. Wciąż zestresowana odgarnelam włosy na prawy bok i spuściłam wzrok, chwilę się wahając.
-Pragnę dodac, iż bardzo zależy mi na Pani. Mamy niewiele takich osób.
-Nie wiem, czy to dobry pomysł - mruknęłam pod nosem, na co tamten zaśmiał się.
-Nalegam. Moglaby pani zacząć od okresu próbnego nawet w tym tygodniu. Dopiero później podpiszemy umowę.
Hmm. To byl chyba dobry pomysł. Może faktycznie warto spróbować.
-A więc dobrze - zgodziłam się - Kiedy możemy zacząć współpracę?
-Najlepiej od czwartku. Właśnie wtedy startujemy z kolejnymi sesjami, w tym tej od Wanga. Zadzwonię do pani za parę dni, by dokładnie podać godzinę.
Wymusiłam uśmiech.
-Jesli chodzi o zarobki, wylicza się ponad piętnaście tysięcy miesięcznie. Pięć dni w tygodniu po około osiem godzin. Specjalna dieta i zdrowy tryb życia. Nie oczekujemy zbyt wiele. - mówił - Z czasem każda fotomodelka dostaje podwyżkę. Zwykle nie przyjmujemy osób tak latwo, szczególnie, gdy nie są pewne, jednak dla pani zrobię wyjątek. Zaczniemy od dużego przedsięwzięcia i podjęcia współpracy z koreańską firma od kosmetyków, bielizny oraz z ubraniami od Alexandra Wang. Na razie to tyle. - uśmiechnął się firmowo.
Bylam aż zdziwiona ta wprost idealna oferta pracy marzeń. Czego chcieć więcej? Zresztą zawsze mogłam zrezygnować.
-Czyli zgadza się pani?
-Tak. Dziekuję. Do zobaczenia w czwartek.

The last photography |K.ThWhere stories live. Discover now