Rozdział 5.

3.1K 258 258
                                    

Kędzierzawy chłopak, opierający policzek o dłoń, rozmarzonym wzrokiem śledził niskiego szatyna, schodzącego z boiska, a następnie kierującego się w akompaniamencie gwizdów i oklasków w stronę męskiej szatni. Zagryzł dolną wargę, wzdychając i przymykając delikatnie oczy.

— Koleś, zaraz oślinisz nam stolik — roześmiał się Zayn, zajmując miejsce na ławce. Poprawił dłonią włosy, a następnie rzucił w zielonookiego torebką, w której znajdowało się kupione w szkolnym sklepiku, drugie śniadanie. — Swoją drogą te stoliczki na świeżym powietrzu, nie były takim złym pomysłem — dodał z uznaniem, rozglądając się wokół.

— Idealnie obserwuje się z nich mecze naszej drużyny piłkarskiej — mruknął chłopak, zaglądając do środka papierowej torebki, a następnie westchnął ciężko — Prędzej się tym zatruję niż najem.

Zayn wywrócił oczami, zaraz uśmiechając się złośliwie w stronę przyjaciela.

— Chyba wiem, czym mógłbyś się najeść — szturchnął go kolanem w ramię, zaczynając sugestywnie poruszać brwiami i wzrokiem uciekając w stronę męskiej szatni. Policzki kędzierzawego bruneta oblały się rumieńcem, a Malik wybuchł śmiechem.

— Jesteś okropny! — jęknął, pocierając dłońmi swoje lica.

— Zagadaj w końcu do niego, a nie siedzisz i jęczysz, a później robisz sobie dobrze do jego zdjęć — wzruszył ramionami.

— Po pierwsze pominę tę obrzydliwą część zdania, która jest nieprawdą, a po drugie — wymusił śmiech — spójrz na mnie — machnął dłońmi — a teraz na laski, czekające na niego pod szatnią — wskazał dłonią w tamtym kierunku.

Zayn wywrócił oczami, wyciągając sok w kartoniku z torebki, którą przyniósł, a następnie oderwał słomkę, którą wbił w wyznaczone srebrne miejsce.

— Cóż — zamyślił się, biorąc plastik między wargi — Gdyby się tak zastanowić to... dużo rzeczy was łączy. Macie długie włosy, jesteście płaskie zarówno z tyłu jak i z przodu — wymieniał, upijając łyk soku — Różni was fakt, że one mają waginy, a ty kutasa, no i masz zajebiste nogi — mrugnął do niego okiem.

— One są kobietami — burknął — Ta przeważająca cecha sprawia, że ja spadam w randze "potencjalne drugie połówki Louisa Tomlinsona" — prychnął, wzdychając.

— Wymyśliłeś to przed chwilą? — uniósł brew, a kędzierzawy skinął głową, jęcząc żałośnie.

— Ten człowiek jest najseksowniejszym i najbardziej gorącym piłkarzem na świecie — mruknął, opierając czoło o stolik, przy którym siedział. Przymknął oczy, zaczynając nerwowo bawić się palcami — Każdy kocha te jego niebieskie oczy, zgrabne pośladki czy, no nie wiem, poczucie humoru — mówił — Wszystko w nim jest wyjątkowe i absolutnie nie dziwię się, że ma takie powodzenie u płci przeciwnej.

— Harry — wtrącił Zayn, tracąc go kolanem.

— Te wszystkie dziewczyny niemiłosiernie mnie denerwują — mówił dalej, nie przejmując się głosem Zayna. Musiał się wygadać, poczuł wenę na mówienie tych wszystkich rzeczy o Louisie i nie mógł jej zmarnować — Piszczą na jego widok, mają te cholerne serduszka w oczach, kiedy na niego patrzą, a jak powie jednej z nich cześć to zastanawiam się czy trzeba wzywać lekarza czy egzorcystę.

— Harry...

— W sumie to je rozumiem. Kiedy on by się do mnie odezwał, dostałbym okresu nosem, tak jak niektóre laski, oglądające zdjęcia swoich idoli bez koszulek — roześmiał się cicho, przypominając sobie, jak jego siostrze przytrafiło się to podczas oglądania fotografii Andy'ego Biersacka.

— Hazz...

— Tak czy siak — westchnął, otwierając oczy — Te wszystkie cizie sprawiają, że nie mam u niego żadnych szans — Harry kątem oka zauważył, że obok niego ktoś usiadł, lekko trącając go kolanem.

— U kogo nie masz szans? — spytał.

— U Louisa Tom-... — urwał, kiedy uniósł głowę ze stolika i ujrzał przed sobą cholernego Louisa Tomlinsona, o którym nawijał od kilku minut — Kurwa mać.

Jego policzki natychmiast oblały się czerwienią, co wywołało u Louisa śmiech. Zayn w napięciu przyglądał się zaistniałej sytuacji, przygryzając słomkę.

— Kto ci powiedział, że nie masz u mnie szans? — zdziwił się. — Ja? Nie przypominam sobie.

— N-Nie... Znaczy... — jąkał się, postanawiając w końcu zamknąć, aby nie zrobić z siebie większego błazna. Spuścił wzrok na dłonie, czując jak jego oczy zaczynają się szklić.

Szatyn uśmiechnął się rozczulony, chwytając Harry'ego za policzek, a następnie pociągając go za niego kilka razy.

— Jesteś uroczy — stwierdził rozbawiony — Oficjalnie twoje szanse u mnie diametralnie wzrosły — dodał, spoglądając kątem oka na Zayna, który pokazał mu kciuka w górę, zasysając słomkę

— Nie bierz tego do siebie czy coś — sapnął czerwony Harry.

Tomlinson roześmiał się, kładąc dłoń na jego udzie. Potarł je kilkukrotnie, a następnie wstał.

— Schlebia mi, kiedy przychodzisz na każdy nasz mecz i trening, urocza niewiasto — rzucił przez ramię, zaczynając kierować się w stronę swoich kumpli.

Harry zapłakał sztucznie, uderzając czołem kilka razy o stolik.

— Kto właśnie zrobił sobie siarę stulecia? Jestem takim przegrywem, mamo przytul — jęczał — Dlaczego mnie nie ostrzegłeś?!

— Mówiłem, ale nie słuchałeś — wzruszył ramionami — Zbieraj się, idziemy na matmę — wstał, chwytając swój plecak.

Kędzierzawy westchnął ciężko, spoglądając w stronę Louisa, który widząc, że ten go obserwuje pomachał mu dłonią. Zielonooki odwrócił szybko wzrok, mając ochotę zapaść się pod ziemię.

Fiancé • ziall ✓Where stories live. Discover now