Rozdział 41.

1.8K 188 13
                                    

Zoe kręciła się z boku na bok, próbując zasłonić swoje uszy w każdy możliwy sposób, żeby tylko nie słyszeć tego cholernego pieprzenia głównych bohaterów serialu, który oglądała Nelly, leżąca tuż obok niej. Jęczała i wzdychała głośno, chcąc dać do zrozumienia dziewczynie, że powinna to przyciszyć, założyć słuchawki albo wypierdalać na dwór oglądać. Blondynka nic sobie z tego nie robiła, jedynie uśmiechała się sam do siebie, bo cholercia, uwielbiała ten serial!

— Mam wypierdolić ci ten telefon na zewnątrz, żebyś zrozumiała, że powinnaś to gówno przyciszyć albo najlepiej wyłączyć i iść spać? — zirytowała się. 

— Oh, wybacz, skąd mogłam wiedzieć, że ci to przeszkadza? — odwróciła się w jej stronę. 

— No nie wiem — parsknęła sama do siebie, wygodniej układając się w śpiworze. Dźwięk im robił się cichszy tym bardziej podnosił Malik ciśnienie, dlatego warcząc sama do siebie wstała, założyła bluzę, buty i wyszła z namiotu, chwytając jeszcze po drodze za paczkę papierosów i zapalniczkę. 

Zoe nie bała się zbytnio ciemności, gdyż przecież to właśnie za dnia do życia budziły się największe potwory. Ruszyła wgłąb lasu, nasłuchując, czy nie ma w pobliżu żadnego głodnego przyjaciela, który chciałby ją zjeść. Chociaż gdyby to zrobił to nie musiałaby użerać się z tymi wszystkimi ludźmi. Ojciec jej dzisiaj wyjątkowo zaimponował, bo pierwszy raz od niepamiętnych czasów stanął w jej obronie. Może zaszkodziło mu świeże powietrze.

Na tę myśl parsknęła śmiechem, odpalając jednego papierosa i włożyła go między wargi. Nie minęło zbyt dużo czasu, aby usłyszała kroki, dochodzące z obozowiska i domyśliła się, że jedna osoba byłaby na tyle głupia, aby za nią iść - Nelly.

— Palenie zabija — mruknęła, świecąc na nią latarką. 

— I tak kiedyś wszyscy umrzemy — wzruszyła ramionami, opierając się o drzewo — Po co wyszłaś? Mogło coś ci się stać.

— Martwisz się? — uniosła brew z uśmiechem. 

— Jestem zmęczona, ale nie popierdolona — wywróciła oczami — Wracaj do namiotu, bo zamarzniesz. Bierne palenie też szkodzi, też chciałabym ci przypomnieć, więc jeśli nie chcesz umrzeć to zmykaj. 

— Mówisz do mnie jak do dziecka — prychnęła — Może ja też palę, co? 

— Chyba kartkówki i zeszyty pod koniec roku szkolnego — roześmiała się, zaciągając i wypuszczając dym tak, aby ten nie poleciał na dziewczynę. 

— Jesteś taka niezabawna — zmarszczyła nosek — Skończ palić to dziadostwo i chodź do namiotu, bo jeszcze przyjdzie jakiś dzik i cię zje — mruknęła. 

— Martwisz się? — zakpiła, a Nelly machnęła na nią ręką, ruszając w stronę namiotu. Sama nie wiedziała, po co poszła za nią. Nie chciała mieć później człowieka na sumieniu. 

Zoe wróciła do ich schronu pięć minut później i naprawdę odetchnęła z ulgą, widząc, że dziewczyna powoli zasypiała bez tego pieprzonego serialiku. Po cichu zasunęła wejście, zdjęła buty i bluzę, a następnie położyła się w swoim śpiworze. Chciała iść spać, przetrwać kolejny dzień i wrócić do domu, aby móc mieć na wszystko wyjebane. 

Następnego ranka obudziły się niemal w tym samym momencie przez głośne rozmowy przy namiotach. Zoe podniosła się do siadu i zmarszczyła brwi, słysząc rozmowę swoich rodziców, którzy dyskutowali na temat tego czy obudzić ją czy poczekać jeszcze trochę i dać jej wypocząć. Zgadnijcie, kto był, jakiego zdania. 

— Już się obudziłam przez te wasze jazgoty niemal nad moim uchem — burknęła, odsuwając wejście. Spojrzała na swoich rodziców, a Yaser westchnął ciężko. — Co się stało? — zmarszczyła brwi.

Fiancé • ziall ✓Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt