Rozdział 45.

1.8K 176 39
                                    

Harry przygryzł dolną wargę, powstrzymując uśmiech, cisnący się na jego usta i niepewnie podszedł bliżej barierek, oddzielających trybuny od boiska, na którym odbywał się trening drużyny Louisa. Oparł się o nią dłońmi, obserwując uważnie, biegającego z piłką szatyna i westchnął mimowolnie, podziwiając jego sylwetkę. Niedługo później rozbrzmiał gwizdek, oznajmiający koniec meczu, który zakończył się zwycięstwem drużyny przeciwnej. 

— Okej, panowie — odezwał się starszy mężczyzna — Dobra robota, na dzisiaj koniec. Możecie iść do szatni i zwijać się do domu — oznajmił.

Obydwie drużyny podziękowały sobie za mecz, a następnie powoli zaczęły kierować się do budynku. Jedynie Louis został dłużej, zauważając Harry'ego, do którego podbiegł.

— Cześć, Harry — przywitał się, przeczesując palcami swoje mokre włosy — Co tutaj robisz? Wydawało mi się, że twoja klasa już dawno skończyła lekcje. 

— Cóż, tak — odpowiedział, kiwając głową — Ale... miałem jeszcze kilka rzeczy do zrobienia w bibliotece i niedawno z niej wyszedłem, a później zobaczyłem, że macie trening, więc przyszedłem popatrzeć, jak sobie radzisz — wyjaśnił, delikatnie naciągając prawdę, a w zasadzie zmieniając cały ciąg wydarzeń. Nie był w żadnej bibliotece, siedział tutaj od samego początku, ale dopiero w ostatnich minutach postanowił się wychylić, aby móc się mu lepiej przyjrzeć i zwrócić na siebie jego uwagę. 

— To urocze — odparł szatyn po dłuższej chwili, patrząc w górę na twarz zielonookiego — Wiesz, muszę iść się przebrać i wziąć prysznic, bo nie wytrzymam ze samym sobą w drodze do domu — roześmiał się, a Styles uśmiechnął, czując powiew wiatru na swojej buzi. Przymknął na moment oczy, wdychając świeże powietrze i takie pogody lubił! — Więc... jeśli chcesz to możesz na mnie poczekać. Wrócimy razem — wzruszył ramionami, a Styles od razu ożywił się, kiwając energicznie głową.

— Znaczy... — wymamrotał, poważniejąc momentalnie — Okej, może być. Możemy razem wrócić i tak nie mam nic lepszego do roboty — oprócz stosu książek, które trzeba przeczytać na jutrzejszy dzień. 

— Zaraz wracam — posłał mu uśmiech, biegnąc w stronę szatni. Zielonooki podskoczył w miejscu z radości, kierując się w stronę zejścia z trybun. Właśnie będzie spędzał ponad piętnaście minut z Louisem Tomlinsonem, cholera, czy mogłoby być coś piękniejszego? Ah tak, fakt, że niebieskooki sam mu to zaproponował!

Wniebowzięty i szczęśliwy Harry opierał się o słup, czekając na szatyna i w międzyczasie zdawał relację Zaynowi, który cieszył się jego szczęściem i trzymał kciuki za ich szybko rozwijającą się znajomość. Styles i Malik ponownie świetnie się dogadywali i okazywali sobie wsparcie w tej całej popieprzonej sytuacji. Po kilkunastu minutach z budynku wyszedł Louis, żegnając się z kilkoma kolegami i ruszając w stronę zielonookiego, który schował komórkę do kieszeni spodni. Szatyn poprawił torbę na ramieniu, a następnie skinął głową, oznajmiając, że mogę iść. 

— Pogodziłeś się już ze swoim kumplem? — spytał w końcu, aby nie podtrzymywać niezręcznej ciszy, panującej między nimi. 

— Tak, już wszystko jest między nami w porządku. Porozmawialiśmy sobie szczerze i... jest lepiej niż było — uśmiechnął się — Dziękuję za tamtą rozmowę i lunch. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby nie ty.

— Pewnie wciąż siedział pod ścianą i wyrywał sobie włosy — parsknął, kręcąc głową.

— Chyba masz rację — westchnął ciężko — Nie jestem dobry w takich sprawach, jeśli wiesz, co mam na myśli. Często potrzebuję, aby ktoś pokazał mi drogę i doradził, bo podejmowanie samodzielnych decyzji, to najgorsze, co może być — wymamrotał.

— Ja na boisku muszę ciągle podejmować decyzję. Podać do prawego czy do lewego zawodnika, a może biec dalej? Mam na podjęcie decyzji kilka milisekund, to dopiero stresujące — roześmiał się, poprawiając torbę. 

— Dlatego nie jest piłkarzem — wzruszył ramionami z uśmiechem — Nie mógłbym tak szybko zdecydować, bo jeśli wybrałbym źle to obwiniałbym się o to do końca tygodnia, rozumiesz? — spojrzał na niego, a Louis skinął głową. 

— To całkiem fajne. Nie wiesz, ile rzeczy tracisz. Te gorące cheerleaderki, dawka adrenaliny, że w każdej chwili możesz zostać powalony na murawę i złamać nogę albo... oh, albo imprezy, na które chodzi się, kiedy drużyna wygrywa ważny mecz. Chociaż imprezy na pocieszenie też są spoko — wzruszył ramionami, a zielonooki przygryzł wnętrze policzka.

— Taa... to na pewno coś fajnego, zwłaszcza te dziewczyny w swoich... pięknych strojach — wymamrotał — Nie kręcą mnie takie rzeczy, szczerze mówiąc.

— Mówisz o cheerleaderkach? — uniósł brwi, zerkając na swojego towarzysza, a ten skinął początkowo głową, zaraz jednak orientując się, jakie padło pytanie.

— Znaczy... chodzi mi ogólnie o piłkę — wyjaśnił.

— Jeśli nie lubisz dziewczyn w ten sposób to w porządku, nie musisz się tego wstydzić — zapewnił — Sam jestem bi i lubię kręcić trochę z chłopakami, trochę z dziewczynami, rozumiesz? 

— Rozumiem — skinął głową, uśmiechając się mimowolnie pod nosem, bo hej, miał szanse, racja? Teraz zupełnie pewne, bo wcześniej sam nie był pewien, jakiej orientacji był niebieskooki, a właśnie przed chwilą sam mu o niej powiedział. Może jednak zgodzi się, kiedy zaprosi go na bal? 

Po kilkunastu minutach drogi, podczas której rozmawiali głównie o szkole oraz Zaynie i Niallu, bo szatyn był ciekawy rozwoju ich związku, przystanęli na skrzyżowaniu. Louis spojrzał na bruneta, oznajmiając, że tutaj musi skręcić i pora się rozstać, dlatego Styles skinął głową, obejmując go niepewnie na pożegnanie i naprawdę niemal pisnął, kiedy poczuł ramiona szatyna na swojej talii. Zachowywał się jak szurnięta psychofanka, ale nie wińcie go, bo Tomlinson naprawdę mu się podobał.

— Możemy częściej wracać razem. Spoko się z tobą gada — poklepał go po plecach, odsuwając się, a Harry skinął głową z uśmiechem.

— Jasne, możemy wracać razem — zgodził się, będąc gotowym zostawać po godzinach w szkole specjalnie po to, aby na niego poczekać. 

— Więc... do zobaczenia, uważaj na siebie — pożegnał się, skręcając w uliczkę, a Styles pomachał mu, idąc prosto. 

Jego serce biło niemiłosiernie szybko, a na twarzy gościł szeroki uśmiech. Czuł, że jeszcze kilka spotkań i będzie gotowy, aby zapytać o bal, który zbliżał się dużymi krokami. Cholernie chciał z nim tam pójść i jeśli ten faktycznie się zgodzi mu towarzyszyć, będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Później droga do przyjaźni, a z przyjaźni do związku będzie o wiele prostsza! 

Fiancé • ziall ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz