Rozdział 2

5.5K 138 50
                                    


- Tyler, Maeve, chodźcie na kolację! - Zawołał wujek i schował się z powrotem w środku.

- Gramy o ostatni punkt. - Mrugnęłam do młodego, na co on kiwnął głową.

Zmachani, ale zadowoleni weszliśmy do kuchni, z której wydobywał się nieziemski zapach. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu, za który się złapałam.

- Mamo, mamo, wygrałem! - Krzyczał Tyler podekscytowany.

- Czego się tak drzesz?! Stoję obok! - Odfuknęła. - Co wygrałeś?

- No mecz! Ograłem Maeve!

- A Ty nie masz bardziej pożytecznych zajęć? - Zwróciła się do mnie.

Bądź miła. Bądź miła. Wdech. Wydech.

- Chciałam się przywitać z Tylerem. - Przeszłam obok niego i poczochrałam mu włosy. Zaczynało mi się to podobać. Zaśmiałam się, kiedy odchylił głowę. - Sporo urósł od ostatniego czasu. Nawet chodzić zaczął! Jestem pod wrażeniem. - Wyszczerzyłam się, a ciotka pokręciła głową.

- Ostatnio jak go widziałaś, miał może z pół roku... Siadajcie do stołu. - Wskazała głową na jadalnie, która była połączona z kuchnią. - Maeve, zaczekaj. - Zatrzymała mnie. Byłyśmy w kuchni same. - Nie chcę, żebyś dawała mu zły przykład, więc trzymaj się od niego raczej z daleka... - Powiedziała konspiracyjnym szeptem, żeby nikt nas nie usłyszał.

Zaskoczyła mnie tym i przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Absurd tej sytuacji wykraczał poza skalę.

- Przecież my tylko graliśmy w kosza. Nic złego nie robiłam.

- Mówię to na przyszłość, a jeśli nie będziesz w stanie się dostosować, odeślę Cię do sierocińca. - Machnęła mi przed twarzą łyżką. - Nie wiem dlaczego zgodziłam się na Twój przyjazd tutaj.

- Może dlatego, że nie mam ani rodziców, ani dziadków, którzy z chęcią by się mną zajęli? - Odpowiedziałam sarkastycznie.

- Wykończyłaś ich i boję się, że z nami zrobisz to samo... A teraz idź się wykąp i nie wychodź już z pokoju. - Skrzywiła się, po czym odwróciła do kuchenki i machnęła na mnie tylko ręką.

Jej słowa trafiły we mnie z całej siły, uderzając prosto w serce, które już i tak było nadszarpnięte. Wtedy zdałam sobie sprawę, że ciotka obwiniała mnie za ich śmierć. Nigdy nie sądziłam, że usłyszę to od kogokolwiek, a tu proszę...

- A kolacja? - Zapytałam z wyrzutem, bo mój żołądek domagał się jedzenia.

- Za pyskowanie nie będziesz jadła żadnej kolacji.

- Ale...

- Żadnych ale. - Przerwała mi. - Na górę. - Rozkazała.

Zacisnęłam zęby i wyszłam z kuchni, po drodze chwytając jeszcze na szybko banana. Wbiegłam na górę i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie i zacisnęłam powieki. Próbowałam uspokoić oddech i galopujące serce.

Duszno. Zaczęło mi się robić duszno. Podeszłam do okna wychodzącego na tyły domu i otworzyłam je. Wtedy zobaczyłam, że na dachu jest wystarczająco miejsca, żebym mogła usiąść, więc nie czekając wyszłam na zewnątrz. Od razu poczułam się lepiej. Rześkie powietrze owiewało mi policzki, gdy wystawiałam twarz w stronę gwiazd.

- Kocham Cię mamo. - Wyszeptałam do nich.

Wierzyłam, że ona gdzieś tam jest i patrzy na mnie. No właśnie... Tylko patrzy. Spuściłam głowę i otworzyłam banana, po czym zjadłam go. Musiał mi wystarczyć do rana.

Princesses don't cry (zakończone)Where stories live. Discover now