Rozdział 14

4K 131 36
                                    

- Co Ty sobie myślisz? - Cayla strzepnęła moją rękę i spiorunowała wzrokiem, rozglądając się na boki.

- Że ruszycie stąd swoje tyłki, bo mam zamiar tu usiąść. Wam najwidoczniej się do tego nie spieszy, więc czy mogłybyście łaskawie gderać gdzie indziej? - Zamrugałam słodko.

- Te, wiewióra, co masz ciekawego? - Blondynka wskazała na tackę dziewczyny. - Daj mi to. - Wskazała na jakiś jogurt.

- Na własne jedzenie Cię nie stać? - Podniosłam brew i usłyszałam chichot kilku osób za mną. Dziewczyna speszyła się i wzrokiem szukała pomocy u mojej kuzynki.

- Ledwo przylazłaś, a już się panoszysz, jakbyś była u siebie. To moja szkoła i radzę się nie wychylać, bo inaczej gorzko tego pożałujesz. - Zagroziła palcem, zaciskając szczękę, na co odpowiedziałam jej diabolicznym uśmiechem. Podeszłam do niej i zatrzymałam się tuż przed nią, dzieliła nas tylko taca w moich rękach.

- Uwielbiam smak goryczki. - Przejechałam językiem po zębach, odchylając się delikatnie.

- Ona jest jakaś walnięta! - Krzyknęła jej biedna koleżaneczka.

- Ma to po matce. - Odburknęła do niej, patrząc prosto na mnie.

Nie zaczynaj, Maeve. Jesteś od nich mądrzejsza.

Odłożyłam z hukiem tackę na stół i wbiłam jej palec w klatkę. Cofnęła się o krok, zaskoczona nagłą sytuacją.

- Nie chcesz wiedzieć, co jeszcze po niej mam. Stąpasz po cienkim lodzie, Caylo.

- Nie będziesz mi grozić, przybłędo! - Krzyknęła i popchnęła mnie. Zrobiłam krok w tył, a jedna z jej psiapsiółek podłożyła mi nogę i upadłam na podłogę. Zarechotały z mojego pięknego lądowania, a kilka osób im zawtórowało. Głupie żaby.

Nie jestem zwolennikiem przemocy, ale jak już ktoś zacznie, to wypadałoby się obronić, prawda? Niektórzy pewnie uciekliby z płaczem, inni odpuściliby i podnieśli wysoko głowę, będąc ponad tym. Ja nie należałam do żadnej z tych grup.

Wstałam na równe nogi i podeszłam do niej szybkim krokiem, popychając ją dwa razy mocniej. Wściekłość w jej oczach rosła, wprost proporcjonalnie do powiększającego się uśmieszku na moich ustach.

Za nią pojawił się nagle Cameron i złapał ją, nim upadła, a mnie zaszczycił lodowatym spojrzeniem, które odwzajemniłam. Teraz to ona miała banana na mordzie.

- Okej? - Zapytał się jej, marszcząc brwi. - Co wy robicie? Powaliło was? - Spojrzał na nas obie, na co tylko wzruszyłam ramionami. - Wiesz dobrze, co grozi za bójki.

- Ta suka zaczęła! Niech się nie wpierdala tam, gdzie jej nie chcą! Pierdolona przybłęda... - Uwolniła się z jego uścisku i podniosła swoją torebkę, która upadła w którymś momencie.

- Wyluzuj trochę, nie potrzebujesz chyba nagany w pierwszy dzień? - Pogłaskał ją po ramieniu uspokajająco. - Zresztą wszyscy się na was gapią.

Rzygać mi się chciało od tej ich słodkości, więc wróciłam do stolika i gestem ręki przepędziłam dwie osłupiałe dziewczyny. Gdy już odeszły, usiadłam i przedstawiłam się nieznajomej.

- Hej, jestem Maeve. - Wyciągnęłam do niej rękę.

- Dlaczego to zrobiłaś? Teraz nie dadzą Ci spokoju do końca roku. - Powiedziała szeptem i obróciła się ukradkiem do tyłu. Cofnęłam dłoń.

- Nie będę siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak te hieny znęcają się nad kimkolwiek. - Zaczęłam jeść swój lunch od kanapki z awokado.

- One potrafią być nieobliczalne, kiedyś zepchnęły jedną dziewczynę ze schodów, bo zarywała do Camerona. - Prawie się zakrztusiłam, gdy to powiedziała.

Princesses don't cry (zakończone)Where stories live. Discover now