Rozdział 34

4.1K 141 40
                                    

Korytarze były zupełnie puste, gdy przemierzałam je całkiem sama. Towarzyszyły mi jedynie natrętne myśli, których ciężko było mi się pozbyć z bolącej głowy. Powracały do mnie słowa Cayli, jak to cudownie jej było z Cameronem.

Wydawałoby się, że to zwykła błahostka lub niedomówienie, ale tak nie było. Miałam wrażenie, że cały korytarz słyszał, jak to Cameron doprowadził Caylę do orgazmu poprzedniego wieczoru. Ja natomiast stałam obok i się temu przysłuchiwałam, bo to nie ja powinnam się odezwać w tej sprawie.

Rozejrzałam się dookoła, żeby się upewnić, że nikt mnie nie widział, a następnie otworzyłam swoją szafkę i wyjęłam z niej rolki. Na trzęsących się nogach wyszłam ze szkoły, po czym ruszyłam w stronę domu.

Czułam, że grypa postępuje, dając mi nieźle po dupie. Przerabiałam już kiedyś coś podobnego, ale przeszłam to łagodniej, no i wtedy mogłam zostać w domu. To, że urwałam się z lekcji będzie miało pewnie swoje konsekwencje, ale starałam się o tym nie myśleć.

Byłam tak roztargniona, że prawie przejechałabym na czerwonym świetle, gdybym w ostatniej chwili tego nie zauważyła. Na szczęście jechałam wolniej niż zwykle i obyło się bez wypadku. Jakiś starszy Pan spojrzał na mnie wkurzonym wzrokiem, jakbym to jego próbowała rozjechać.

Reszta drogi odbyła sie w miarę spokojnie, nie licząc drżenia rąk, które nie dawało za wygraną. Nie pomagał też fakt, że ledwo widziałam na oczy i miałam całkiem zatkany nos.

Wstrętne myśli wciąż siedziały w mojej głowie, nawet jeśli próbowałam się ich pozbyć. Cameron mnie okłamał. Nie poszedł do Lily, tylko do Cayli, w dodatku...

Serce mi się ścisnęło, gdy pomyślałam, co mogło się tam wydarzyć, oczywiście oprócz tego, czym pochwaliła się kuzynka. Cayla brzmiała naprawdę przekonywująco, a że moje zdolności kontaktowania zostały zachwiane przez chorobę, uwierzyłam jej.

Zabolało jak cholera, w dodatku Cameron nawet nie zaprzeczył, że u niej był. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że ludziom nie można ufać. Człowiek jest zdany tylko na siebie i tego zamierzałam się trzymać.

Podjechałam pod dom uważając, by nikt mnie nie zauważył i skierowałam się pod okno mojego pokoju. Zdjęłam rolki i schowałam je w krzakach, zupełnie jak ostatnio, po czym wspięłam się dość nieudolnie na dach. Dopiero za trzecim razem nie spadłam na tyłek, tylko dotarłam na górę.

Gdy udało mi się wejść do środka byłam już cała spocona i ledwo żywa. Nie wierzyłam, że wykończyła mnie zwykła wspinaczka. Mój telefon zawibrował, informując mnie o przychodzącym połączeniu.

Wyjęłam urządzenie z kieszeni spodni, by zobaczyć, że dzwoniła do mnie Mia. Ona jako jedyna miała mój numer telefonu i miałam nadzieję, że tak pozostanie.

Po krótkim zawahaniu postanowiłam odebrać, bo uświadomiłam sobie, że ona nie wiedziała, co się stało. Drżącą dłonią włączyłam tryb głośnomówiący i rzuciłam telefon na dywan, a sama położyłam się obok.

- Gdzie Ty jesteś, do cholery? - Usłyszałam od razu. - Szukam Cię po całej szkole, zresztą nie tylko ja. - Ostatnie słowa wypowiedziała szeptem, jakby się bała, że ktoś to usłyszy.

Oddech miałam przyspieszony i już wtedy wiedziałam, że popełniłam błąd, odbierając. Przełożyłam rękę przez głowę, zakrywając oczy ramieniem.

- Nie będzie mnie. - Powiedziałam na jednym wdechu, żeby nie usłyszała czegoś niepokojącego. Naprawdę nie chciałam jej martwić.

- Co? Dlaczego? Zdajesz sobie sprawę, że Cameron chodzi wkurwiony po całej szkole i chyba nawet groził pielęgniarce? Nie wiem, co się stało, ale jemu odjebało. - Mówiła tak szybko, że ledwo ją rozumiałam. - O kurwa...

Princesses don't cry (zakończone)Where stories live. Discover now