Rozdział 11

4.3K 118 78
                                    


- Nie Twój pieprzony interes! - Pchnęłam go w stronę drzwi, ale jego nogi jakby wrosły w ziemię. Byłam w samej koszulce i majtkach, a spod bandaży zaczęła sączyć się krew, prawdopodobnie od wysiłku.

Podszedł do drzwi i zamknął je na klucz.

- Wypierdalaj z mojego życia! Dlaczego ciągle tu przychodzisz?

- Bo się nudzę. Cayla wiecznie siedzi w telefonie, w łazience, albo śpi. A teraz mi powiedz, dlaczego bandaże na Twoich nogach przeciekają od krwi. Prawda za prawdę. - Podniósł głowę wyzywająco. Był całkowicie poważny.

- Chcesz prawdy? Proszę bardzo. - Rozłożyłam ręce. - Nienawidzę Cię i zemszczę się za to, co zrobiłeś. A jeśli nudzisz się z Caylą, to znajdź sobie inną panienkę, w innym domu. Najlepiej po drugiej stronie miasta.

- Nie o to pytałem. Dlaczego ciągle unikasz odpowiedzi? - Włożył ręce do kieszeni.

- Bo nie chcesz jej usłyszeć, okej?! Nikt nie chce. Zadowalają się kłamstwem, które im wciskasz i udają, że to jest prawda. - Zeszłam trochę z tonu, ale ciągle byłam wkurzona. - Tak jest łatwiej, nie sądzisz? - Poczułam, jak krew cieknie mi po nodze.

Podeszłam do szafy i wyjęłam czyste bandaże oraz wodę utlenioną. Miałam już kompletnie gdzieś, co zobaczy i jak zareaguje.

- Daj, pomogę Ci. - Wyciągnął rękę.

- Nie potrzebuję Cię. Jeszcze nie dotarło? - Usiadłam na łóżku i zaczęłam odwijać przemoknięty materiał.

- Robisz sobie krzywdę.

- Nie większą niż inni, nie martw się. - Odpowiedziałam spokojnie. Przemyłam rany wodą, a grymas bólu sam pojawił się na twarzy. Cameron podszedł i uklęknął przy mnie. Spiorunowałam go wzrokiem, ale nie zniechęcił się.

Dlaczego nie odszedł, nie patrzył z obrzydzeniem i nie powiedział, że przesadzam? Dlaczego on tu cały czas był? Nie powinien tego robić...

- Mogę? - Zapytał, pokazując na materiał, którym chciałam przemyć ranę.

- Inaczej nie spełnisz swojego rycerskiego obowiązku, czy jak? - Zacisnęłam zęby.

- Powiedzmy. A Ty zawsze jesteś taka uparta? - Uniósł brew.

- Tak. I szczera do bólu. - Pokazałam mu ironiczny uśmiech, trwający dosłownie sekundę.

- Akurat tego nie zauważyłem. - Zabrał mi z ręki materiał, a kiedy chciałam zaprotestować, posłał mi zirytowane spojrzenie, więc tylko przewróciłam oczami i oparłam się rękoma z tyłu.

- Nie myl szczerości z paplaniem na prawo i lewo. Mogę powiedzieć Ci prawdę, ale tylko wtedy, kiedy uznam to za odpowiednie.

Przyłożył tkaninę do mojej skóry, wycierając pozostałości krwi. Był zbyt blisko, nie podobało mi się to. Czułam jego oddech na nodze, gdy w pełnym skupieniu starał się zmyć każdą kroplę. Położył rękę na kolanie i delikatnie odchylił nogę. Spięłam się od jego dotyku, a przez ciało przebiegł nieznośny dreszcz. Złapałam jego rękę i zatrzymałam.

- Chciałem mieć lepszy dostęp. - Uniósł lekko kącik ust na swój dwuznaczny tekst.

- Uważaj lepiej, bo dostęp będziesz miał jedynie do pilota w szpitalu. - Ostrzegłam go.

- A będziesz moją pielęgniarką? - Poruszył znacząco brwiami.

- Będę Twoim koszmarem. - Prychnął.

- Gorszym niż teraz? To tak się da?

- Wszystko się da, jak się ma dobrą motywację. Ała! - Pisnęłam, kiedy mocniej przycisnął nasączony materiał do rany.

Princesses don't cry (zakończone)Where stories live. Discover now