Rozdział 43

4.8K 164 42
                                    

Byłam sparaliżowana. Moje ciało zastygło, ale serce nadrabiało nadmiernie szybkim tempem. W głowie mi dudniło, a w oczach czułam wzbierające łzy. Pokręciłam głową, gdy odzyskałam część kontroli nad mięśniami.

Powoli wracał mi dopływ krwi do mózgu i byłam w stanie jakkolwiek zareagować. Podjechałam bliżej, by upewnić się, że się nie pomyliłam. I jak nigdy naprawdę na to liczyłam. Cieszyłabym się, gdyby się okazało, że moje oczy mnie zawiodły, a ja nie widziałam przed sobą tego mężczyzny.

Niestety.

Znalazłam się dwa metry od niego i po szybkim przeanalizowaniu sytuacji, postanowiłam czegoś się dowiedzieć.

- Co Pan tu robi? - Zapytałam, zakładając ręce na siebie, żeby ukryć ich nasilające się drżenie, oraz żeby nie pokazać po sobie strachu.

- Mógłbym zapytać o to samo. - Jego niski głos rozbrzmiał w ciemności.

- Pierwsza spytałam. - Podniosłam głowę prowokująco.

Mężczyzna przejechał dłonią po twarzy i rozejrzał się dookoła. Podążyłam za jego wzrokiem, nikogo nie zauważając.

Chyba powinnam zacząć się bać.

- To Pan spowodował ten wypadek, prawda? - Wskazałam na znicz, przy którym staliśmy.

Postanowiłam skoczyć na głęboką wodę, bo inaczej nie uzyskałabym żadnych odpowiedzi. Facet nie kwapił się zbytnio do odpowiedzi, co zaczęło mnie irytować. Przygryzłam policzek i zadałam kolejne pytanie.

- Dlaczego nie udzielił Pan pomocy, tylko uciekł?

Im więcej o tym myślałam, tym coraz bardziej przekonywałam się do stwierdzenia, że to nie ten człowiek mnie uratował. On był przyczyną moich problemów z kolanami, bo zbyt późno zostałam wyciągnięta. Gdyby uratował mnie mężczyzna, którego widziałam, żyłabym bez bólu.

- Nic nie wiesz. To nie byłem ja. - Syknął.

- To dlaczego zapala Pan znicz akurat w rocznicę wypadku?

Dopiero gdy wypowiedziałam te słowa na głos zrozumiałam, że nawet godzina się zgadzała. To nie mógł być przypadek.

- Przez tyle lat nie znaleziono sprawcy wypadku... - Zaczęłam, opuszczając bezwładnie ręce wzdłuż ciała. - Wie Pan, jakie to uczucie, kiedy żyje się ze świadomością, że było się jedynym, który przeżył z tego pieprzonego samochodu? Moi rodzice zginęli, a ja zostałam sama! - Wydarłam się, mimo iż gardło miałam ściśnięte. - I to tylko dlatego, że jakiś pierdolony dupek postanowił wsiąść za kierownicę po pijaku! A tym dupkiem był Pan! - Wskazałam na niego palcem oskarżycielsko.

Mężczyzna podszedł do mnie i chwycił mój nadgarstek, zaciskając na nim palce z całej siły. Jego brązowe tęczówki wwiercały się we mnie z chęcią mordu.

- Nie masz o niczym pojęcia! - Ryknął mi w twarz.

- A Cameron ma? - Zapytałam zdławionym głosem.

- Oskarżasz mnie, nie mając żadnych podstaw. Twoje słowa są nic nie warte. - Wypluł w moją stronę. Wyrwałam mu swoją rękę z uścisku, bo przestałam mieć czucie w dłoni. Rozmasowałam wolnymi ruchami bolące miejsce.

- Stoi tu Pan w dniu wypadku, o godzinie, w której się zdarzył i zapala Pan znicz. Co innego mam myśleć? Jedyne, co mam teraz w głowie to fakt, że stoję przed mordercą, którego zżera poczucie winy.

- Tak szybko to wydedukowałaś na podstawie pięciu minut, a spędzając dziesięć lat z matką, nie zauważyłaś nic...

Cofnęłam się o krok, bo jego słowa we mnie uderzyły. Moje serce wybijało jakiś chory rytm, którego nie umiałam opanować. Zacisnęłam pięści, gdy poczułam wzmożone drżenie.

Princesses don't cry (zakończone)Where stories live. Discover now