Byłam sparaliżowana. Moje ciało zastygło, ale serce nadrabiało nadmiernie szybkim tempem. W głowie mi dudniło, a w oczach czułam wzbierające łzy. Pokręciłam głową, gdy odzyskałam część kontroli nad mięśniami.
Powoli wracał mi dopływ krwi do mózgu i byłam w stanie jakkolwiek zareagować. Podjechałam bliżej, by upewnić się, że się nie pomyliłam. I jak nigdy naprawdę na to liczyłam. Cieszyłabym się, gdyby się okazało, że moje oczy mnie zawiodły, a ja nie widziałam przed sobą tego mężczyzny.
Niestety.
Znalazłam się dwa metry od niego i po szybkim przeanalizowaniu sytuacji, postanowiłam czegoś się dowiedzieć.
- Co Pan tu robi? - Zapytałam, zakładając ręce na siebie, żeby ukryć ich nasilające się drżenie, oraz żeby nie pokazać po sobie strachu.
- Mógłbym zapytać o to samo. - Jego niski głos rozbrzmiał w ciemności.
- Pierwsza spytałam. - Podniosłam głowę prowokująco.
Mężczyzna przejechał dłonią po twarzy i rozejrzał się dookoła. Podążyłam za jego wzrokiem, nikogo nie zauważając.
Chyba powinnam zacząć się bać.
- To Pan spowodował ten wypadek, prawda? - Wskazałam na znicz, przy którym staliśmy.
Postanowiłam skoczyć na głęboką wodę, bo inaczej nie uzyskałabym żadnych odpowiedzi. Facet nie kwapił się zbytnio do odpowiedzi, co zaczęło mnie irytować. Przygryzłam policzek i zadałam kolejne pytanie.
- Dlaczego nie udzielił Pan pomocy, tylko uciekł?
Im więcej o tym myślałam, tym coraz bardziej przekonywałam się do stwierdzenia, że to nie ten człowiek mnie uratował. On był przyczyną moich problemów z kolanami, bo zbyt późno zostałam wyciągnięta. Gdyby uratował mnie mężczyzna, którego widziałam, żyłabym bez bólu.
- Nic nie wiesz. To nie byłem ja. - Syknął.
- To dlaczego zapala Pan znicz akurat w rocznicę wypadku?
Dopiero gdy wypowiedziałam te słowa na głos zrozumiałam, że nawet godzina się zgadzała. To nie mógł być przypadek.
- Przez tyle lat nie znaleziono sprawcy wypadku... - Zaczęłam, opuszczając bezwładnie ręce wzdłuż ciała. - Wie Pan, jakie to uczucie, kiedy żyje się ze świadomością, że było się jedynym, który przeżył z tego pieprzonego samochodu? Moi rodzice zginęli, a ja zostałam sama! - Wydarłam się, mimo iż gardło miałam ściśnięte. - I to tylko dlatego, że jakiś pierdolony dupek postanowił wsiąść za kierownicę po pijaku! A tym dupkiem był Pan! - Wskazałam na niego palcem oskarżycielsko.
Mężczyzna podszedł do mnie i chwycił mój nadgarstek, zaciskając na nim palce z całej siły. Jego brązowe tęczówki wwiercały się we mnie z chęcią mordu.
- Nie masz o niczym pojęcia! - Ryknął mi w twarz.
- A Cameron ma? - Zapytałam zdławionym głosem.
- Oskarżasz mnie, nie mając żadnych podstaw. Twoje słowa są nic nie warte. - Wypluł w moją stronę. Wyrwałam mu swoją rękę z uścisku, bo przestałam mieć czucie w dłoni. Rozmasowałam wolnymi ruchami bolące miejsce.
- Stoi tu Pan w dniu wypadku, o godzinie, w której się zdarzył i zapala Pan znicz. Co innego mam myśleć? Jedyne, co mam teraz w głowie to fakt, że stoję przed mordercą, którego zżera poczucie winy.
- Tak szybko to wydedukowałaś na podstawie pięciu minut, a spędzając dziesięć lat z matką, nie zauważyłaś nic...
Cofnęłam się o krok, bo jego słowa we mnie uderzyły. Moje serce wybijało jakiś chory rytm, którego nie umiałam opanować. Zacisnęłam pięści, gdy poczułam wzmożone drżenie.
YOU ARE READING
Princesses don't cry (zakończone)
Teen FictionMaeve straciła rodziców w wieku dziesięciu lat. Wychowali ją dziadkowie, a po ich śmierci przeprowadza się do nielubianej ciotki do Los Angeles, zostawiając ukochanego chłopaka. Ostatni rok szkolny zapowiada się dla niej ciekawie, choć ta nie ma zam...