Rozdział 44

4.2K 134 42
                                    

Leżąc na łóżku zastanawiałam się, jak bardzo można zniszczyć swoje życie, w zaledwie dwa miesiące. Po obszernych przemyśleniach doszłam do wniosku, że spokojnie można zjebać je koncertowo. Wystarczyła jedna decyzja, a wszystko waliło się jak domek z kart. Pytanie tylko, która to była decyzja?

Wypicie drinka na imprezie, po którym się zrzygałam, czy może sam fakt, że tu przyjechałam, zamiast po prostu uciec? I wtedy nasuwało się kolejne pytanie. Czy aby na pewno doprowadziło to do destrukcji? Może ten czas jest tylko przejściowy i wystarczy go przetrwać, by zobaczyć światełko w tunelu? Może wszystko to, co się wydarzyło, miało swój cel?

Kiedyś usłyszałam, że na człowieka spada tyle cierpienia, ile jest w stanie unieść. Wychodziło z tego, że albo byłam bardzo silna, albo ten, kto to powiedział, kłamał. Byłam bardziej skłonna do tego drugiego.

Podniosłam się z materaca i poszłam do łazienki. Dzisiaj wracałam do szkoły po tygodniowej przerwie i nie zamierzałam wyglądać jak moje wnętrze. Wzięłam szybki prysznic i umyłam twarz, nakładając makijaż.

Wczoraj wieczorem Cameron odwiózł mnie do domu, a całą niedzielę spędziliśmy z Lily na mieście. Jedynie poranek byliśmy w domu, bo mimo iż tego nie chciałam, musiałam gdzieś spać. Na szczęście nie musiałam ryzykować spotkania z nim, bo go nie było. A przynajmniej takie słuchy do mnie doszły.

Ubrałam jasne jeansy, dobrałam do niego czarny pasek i założyłam czarną bluzkę z długim rękawem. Narzuciłam na to rozpinaną, białą bluzę z jakimś czarnym napisem i założyłam zegarek po mamie. Moja głowa automatycznie powędrowała w kierunku kartonów, które zalegały na podłodze.

Musiałam się w końcu za nie zabrać i przejrzeć rzeczy. Przemknęła mi myśl, że mogłabym się ich po prostu pozbyć po tym, czego się ostatnio dowiedziałam. Nie chciałam jednak psuć sobie wspomnień z nią tylko dlatego, że jakiś alkoholik coś powiedział.

Przez noc miałam czas nieco przemyśleć sprawę na spokojnie i doszłam do wniosku, że nie miałam aż tak dobrego kontaktu z mamą, jak myślałam. Nie powiedziała mi, że chciała wziąć z nim rozwód, ani że zrezygnowała z tego pomysłu. Ja wiem, że byłam dzieckiem, ale taki mały szczegół zaważył na całości.

Rozmasowałam skronie, zapisując sobie w głowie, żeby zająć się tym po szkole. Złapałam słuchawki oraz plecak i skierowałam się na dół. Zrobiłam sobie kawę, a gdy ją wypiłam, ruszyłam do szkoły.

*****

- Dlaczego poniedziałki muszą być w poniedziałek? - marudził Kevin, opierając śpiącą głowę o rękę. Drugą próbował zjeść lunch, ale przy zamkniętych oczach nie mógł trafić do ust.

- Bo we wtorki jest wtorek - odezwał się Nate, który właśnie siadał obok niego.

Zaśmiałyśmy się z Mią, a na moim policzku wylądował całus.

- Możemy się przyłączyć? - Cameron rozsiadł się przy mnie, pokazując białe zęby.

- Od kiedy pytasz o pozwolenie? - wygięłam brew, uśmiechając się do niego. Przypomniało mi się, jak przekomarzaliśmy się w ten sposób na początku naszej znajomości, gdy włamywał się do mojego pokoju.

- To tylko tak dla formalności.

Cieszyłam się, że się uśmiechał, zamiast martwić się swoim ojcem. Ja też starałam się to robić, ale trudno było mi się skupić na czymkolwiek innym. Wciąż próbowałam znaleźć rozwiązanie naszego problemu.

Jednym z nich była adopcja Lily, ale nie wiedziałam, czy Cameron ma dziadków, którzy by się nimi zajęli. Przez najbliższe pół roku musiałby mieszkać z nimi, a potem mógłby robić, co chce.

Princesses don't cry (zakończone)Where stories live. Discover now