Rozdział 46

3.9K 128 62
                                    

Grudzień nadszedł niespodziewanie szybko, ale gdy spędzało się dnie w szkole lub sprzątając dom ciotki, to zapominało się nawet spoglądać w kalendarz. W dodatku starałam się też grać regularnie w koszykówkę, ale z trudem mi to przychodziło. Wolny czas poświęcałam nauce, w której pomagał mi Cameron. Tak więc na sen nie pozostawało mi zbyt wiele.

Miałam za sobą już półtora miesiąca spokoju od Cayli. Piękny czas, poprzedzony burzliwym okresem.

Cameron rozmawiał z nią tak, jak obiecał i zdał mi z tego uproszczoną relację. Skoro miałam mu zaufać, to zrobiłam to, tym samym zdając swój wymyślony test. Nie doszukiwałam się drugiego dna, bo nie chciałam się o nią kłócić. Byłam w końcu szczęśliwa i uważałam, że miałam najwspanialszego chłopaka pod słońcem. A dopóki moja kuzynka się nie wpierdalała, to mi to pasowało.

Sprawę z ojcem Camerona udało nam się rozwiązać połowicznie. Skontaktowaliśmy się z jego dziadkami, z którymi nie mieli wcześniej większego kontaktu. Okazało się, że mieszkali pół godziny drogi od ich domu.

Po długich rozmowach zgodzili się jedynie na opiekę nad Lily, więc czekaliśmy do urodzin Camerona, żeby jako pełnoletni mógł sam decydować o sobie. Wtedy będzie mógł zamieszkać z Lily, jednocześnie nie będąc pod opieką dziadków. Dopiero po tym tak naprawdę założymy sprawę jego ojcu. Nie mogliśmy ryzykować, że będzie chciał nam uprzykrzyć życie, więc omijaliśmy go szerokim łukiem i nie wracaliśmy do tematu. Na razie działało.

Wizyty z Panią psycholog okazały się zbawienne i pomogły mi przetrwać ciężki okres. Dotrzymywałam złożonej jej obietnicy i widywałyśmy się raz w tygodniu. Ostatnio nawet usłyszałam, że zrobiłam duże postępy i jestem na dobrej drodze do wyzdrowienia (chociaż nie byłam chora, a przynajmniej ja tak uważałam). Nie oznaczało to jednak, że nasze wizyty tak szybko się skończą. Zapewne będę ją widywać jeszcze przez co najmniej pół roku. Lubiłam ją, więc mi to nie przeszkadzało.

Tydzień przed moimi urodzinami wrzało w całej szkole. Chodziłam zdezorientowana, szukając mojej rudowłosej przyjaciółki. Znalazłam ją obściskującą się z Kevinem. Widocznie nadrabiali stracony czas, bo ostatnio się pokłócili i mieli ciche dni. Chrząknęłam, informując ich o mojej obecności.

- Sorry, że przeszkadzam, ale wie ktoś, co się dzieje? Ludzie zamiast chodzić, to latają podekscytowani jak jakieś pojeby - burknęłam.

Mia oderwała się od swojego chłopaka tylko na chwilę, żeby się do mnie odezwać.

- Mamy nowego ucznia w szkole. Podobno niezłe ciacho - uśmiechnęła się, na co Kevin zmarszczył brwi.

- Lepsze ode mnie?

- Tak, ale ja nie przepadam za słodyczami - cmoknęła go w usta.

- Nie wiem, czy mam się obrazić, czy cieszyć - skrzywił się.

- Na Twoim miejscu wybrałabym to drugie - poklepałam go po ramieniu. - Z jej ust to komplement.

Chyba go przekonałam, bo wpił się w wargi Mii zachłannie, niczym wygłodniałe zwierzę. Nie chciałam stać jak słup, więc odeszłam od nich i postanowiłam poszukać Nate'a albo Camerona. Od rana nie miałam z żadnym kontaktu.

Wskoczyłam jeszcze na szybko do łazienki, bo poranna kawa dawała o sobie znać. Gdy już chciałam wychodzić z kabiny, ktoś wszedł do pomieszczenia, więc automatycznie się zatrzymałam z ręką na drzwiach.

- Widziałaś tego nowego? - mówiła jakaś dziewczyna. Była bardzo podekscytowana.

- Tak! - zapiszczała druga. Jedna z nich weszła do kabiny obok mnie, ale nadal kontynuowały rozmowę. - Jest cudowny! I te dołeczki w policzkach! - westchnęła. - Chyba go zaproszę na randkę...

Princesses don't cry (zakończone)Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ