Powoli otwieram oczy. Patrzę na zegarek.
7:30.
Dawno nie zdarzyło się, że przespałam całą noc. Dziwne. Przekręciłam się na plecy i teraz widzę tylko biały sufit. Wpatrując się w niego, przypominam sobie o wczorajszej obietnicy, którą dałam mojej cioci - Nancy. A mianowicie, że zbiorę się już do szkoły.
Wczoraj jeszcze chciałam to zrobić, aby oderwać się jakoś od tego wszystkiego, ale dzisiaj znowu najchętniej przesiedziałabym cały dzień w swoim fotelu. Dalej leżę na łóżku i po prostu patrzę przed siebie. Każda sekunda ciągnie sie niemiłosiernie, a każda minuta trwa tyle co wieczność.
Ciszę przerwało delikatne pukanie do drzwi. Nancy pewnie domyśliła się, że i tak nic nie odpowiem, bo tak jest zawsze, więc po krótkiej chwili weszła do pokoju.
- Cześć - wyszeptała.
Nic jej nie odpowiedziałam. Nawet na nią nie popatrzyłam. Wzięła głeboki oddech, po czym znowu się odezwała:
- Idziesz dzisiaj do szkoły?
Czeka na moją odpowiedź, a ja nie wiem, co powiedzieć. Z jednej strony tak bardzo nie chcę iść, ale z drugiej nie chcę jej zawieść. Popatrzyłam na zegarek, a później na nią. Jej wzrok przez cały czas jest utkwiony we mnie. Wiem, że wolałaby, żebym poszła, bo myśli, że mi to pomoże, a ja nie chcę, żeby się o mnie martwiła, bo i tak ma już wystarczająco problemów.
Zrobię to dla niej.
Bardzo niechętnie wstałam z łóżka
- Idę - odpowiadam krótko.
Ona się uśmiecha szerzej niż zwykle, po czym podchodzi do mnie i mnie przytula.
- Zawiozę cię dzisiaj.
Przytakuję, wysilając się na delikatny uśmiech, a potem ona wychodzi z pokoju. Lekcje zaczynam za godzinę, więc idę do łazienki, która jest urządzona tak jak reszta domu, czyli w uniwersalnym stylu. Mógłby tutaj mieszkać dosłownie ktokolwiek i bym się nie zdziwiła. To wnętrze po prostu pasuje do każdego.
Po porannej toalecie ubrałam na siebie zwykłe czarne szorty i szarą podkoszulkę, a na stopy włożyłam pierwsze buty, jakie tylko wpadły mi w ręce. Biorę swoją torbę i wrzucam do niej kilka zeszytów oraz długopisów. Nie zwracam uwagi na to, czy coś naprawdę może mi się przydać, czy nie. W końcu muszę mieć chociaż jakąś kartkę, aby na zajęciach sprawiać wrażenie, że coś w ogóle robię. Wątpię, aby chciało mi się cokolwiek zanotować. Jeżeli w ogóle zbiorę siły na samo otworzenie zeszytu, to już będzie dobrze. Zostało jeszcze jakieś pół godziny, więc kieruję się do kuchni na śniadanie. Nancy stoi przy kuchence z patelnią. To dziwne, bo wiem, że ona raczej nie zwraca uwagi na takie rzeczy jak zjedzenie jakiegoś normalnego posiłku. Dla niej liczy się praca.
Nalewam sobie soku do szklanki, a następnie siadam na jednym z krzeseł barowych. Kuchnia jest biała i bardzo schludna. Meble zgodne z najnowszymi trendami, ale bez żadnego charakteru.
Ani ja, ani Nancy się nie odzywamy. Spoglądam przez okno - świeci słońce, niebo jest bezchmurne. Musi być jakieś 30 stopni, a jest rano. Nie jestem przyzwyczajona do takiej pogody. W Oregonie to byłby prawdziwy cud.
Myśl o moim starym domu ciągnie za sobą łańcuch kolejnych przeżyć o których chcę zapomnieć. Niechciane łzy wzbierają się w moich oczach, ale z całej siły próbuje je zatrzymać. Staram się odepchnąć te myśli jak najdalej.
Nancy kładzie przede mną talerz z jajecznicą i kromką chleba. Mamroczę ciche "dzięki" i zaczynam jeść. Robię to w ciszy. Słychać tylko pracę wiatraka, co teraz jest bardzo irytujące, ale wiem, że kiedy tylko wyjdę na zewnątrz, w ten upał, to będę błagać, żeby gdzieś usłyszeć taki wiatrak. Zostawiam ponad połowę jedzenia, bo nie mam apetytu.
CZYTASZ
My bad boy
Teen FictionLudzi chyba przyciąga to co niebezpieczne i nieznane. Ustalają w życiu zasady, które często mają chronić nie tylko ich samych, ale też innych. Sophie nie była inna, ale Aiden złamał chyba każdą z nich i to w zabójczym tempie. Czasami ciekawość bi...