Rozdział 27. (cz. 2.)

18.6K 1.2K 43
                                    


Może jest na dole?

Zeszłam po schodach i zobaczyłam go, siedzącego na blacie kuchennym. Teraz jest już ubrany. I dobrze. Widok jego w samych bokserkach, byłby bardzo rozpraszający, tak lekko mówiąc. Ma też mokre włosy, więc podejrzewam, że wziął prysznic. Chyba pisał do kogoś SMS'a, ale przestał kiedy zorientował się, że jestem w pomieszczeniu. Popatrzył się na mnie znad ekranu telefonu, a ja od razu cała się spięłam. Jednak teraz jego oczy nie wyrażają już tych samych emocji co wcześniej, w sypialni. Wtedy było to czyste pożądanie. A teraz są... sama nie wiem... takie... normalne. Tak, to chyba najlepsze słowo. Są po prostu normalne. Co wszystko ułatwia, bo chcę się go zapytać, czy zawiezie mnie domu, a gdyby dalej patrzył się na mnie tym pożądliwym wzrokiem, na pewno nie dałabym rady i zostałabym tu z nim.

- Długo ci zeszło w tej łazience - powiedział, sugestywnie wyginając swoje brwi.

Patrzyłam na niego zszokowana.

- Czy ty właśnie zasugerowałeś, że ja...? - nawet mówić o takich rzeczach jest mi wstyd, a co dopiero...

Zeskoczył z blatu i zaczął iść w moją stronę.

O nie, to nie wróży nic dobrego - pomyślałam, ale nie ruszyłam się z miejsca. Muszę sie nauczyć konfrontacji z nim.

- Tylko żartowałem - powiedział, przechodząc obok mnie i oczywiście mając na sobie ten swój uśmieszek.

Odetchnęłam z ulgą. Nie było tak źle.

- Wiem, że gdybyś chciała, żeby cię zaspokoić, przyszłabyś do mnie - dodał, a ja odwróciłam się do niego, patrząc z szeroko otwartymi oczami.

Tylko że on stoi do mnie plecami i jak gdyby nigdy nic ubiera swoje buty. Jak widać na nim takie słowa nie robią wrażenia.

Dalej patrzę na niego osłupiała.

- Chodź, zawiozę cię do domu - powiedział.

Do domu. Tak, to dobry pomysł.

Zaczęłam ubierać swoje buty, które, tak swoją drogą, nie wiem skąd się znalazły w przedpokoju.

Kiedy oboje byliśmy gotowi, Aiden otworzył drzwi i puścił mnie przodem. Zmrużyłam oczy na niego. 

Gentleman.

Podeszłam do jego samochodu i wsiadłam. Za chwilę on zajął miejsce kierowcy i auto ruszyło. Nie jechaliśmy długo, bo mieszkamy dość blisko siebie. Teraz tak sobie myślę, że to może być przydatne. Zaparkował pod moim domem.

Spędziłam z Aidenem tyle czasu, że teraz tak dziwnie będzie mi po prostu wyjść. Odwróciłam się do niego i chciałam się jakoś pożegnać, ale on mnie wyprzedził, złączając nasze usta. Chciałam tylko powiedzieć coś w stylu: 'cześć' albo 'pa', ale tego się kompletnie nie spodziewałam. Jak widać on miał inne plany niż ja.

Przygryzł moją wargę i delikatnie za nią pociągnął. Zdusiłam w sobie jęk na ten ruch. Jego język wdarł się do środka moich ust. Nie jest to spokojny pocałunek. Oboje wiemy, że nie będziemy się widzieć przez jakiś czas. Aiden położył rękę na mojej talii. Swoim językiem muska mój śmiałymi ruchami. Dobrze wie, co robi, ale ja teraz nie chce pozwolić mu się zdominować. Toczymy walkę. Oboje mamy sobie tyle emocji do przekazania, których nie możemy wyrazić słowami. Ostatecznie to on wygrywa i pozwalam mu prowadzić, ale i tak po chwili musimy przerwać, bo brakuje nam oddechu.

- Widzimy się jutro w szkole, tak? - pyta, kiedy już się od siebie oderwaliśmy.

- Tak - potwierdzam.

Widzę, że jego usta są lekko popuchnięte od pocałunku. Ciekawe czy moje też tak wyglądają?

- No to... pa - mówię, ale to brzmi bardziej jak pytanie niż stwierdzenie.

Szybko daję mu jeszcze jednego buziaka - nie mogłam się powstrzymać. Po tym wychodzę z auta. Podeszłam do furtki, a dalej nie słyszałam, żeby Aiden odjechał. Popatrzyłam w jego stronę i zobaczyłam jak mi macha. Zrobiłam to samo i teraz, kiedy już stoję przed moim domem dociera do mnie, że się rozstajemy.

No dobra przesadzam. Rozstanie się to trochę że dużo. Po prostu nie będziemy się widzieć przez jakieś kilkanaście godzin, ale i tak zrobiło mi się trochę smutno.

Chcąc, nie chcąc przeszłam przez furtkę i dopiero wtedy usłyszałam jak odjeżdża. Idąc po chodniku, czuję jak drobne kamyczki uginają się pod moimi stopami. Są równo ułożone, tak że żaden z nich nie wysypuje się poza ścieżkę. Wszystkie rośliny w ogródku są perfekcyjnie przycięte i mają idealny kolor. Wyglądają jak z jakiegoś katalogu. Dotarłam do drzwi frontowych i nie myśląc za bardzo, po prostu pociągnęłam za klamkę. Przecież one do cholerny nie mają prawa się otworzyć. Zamykają się automatycznie. Gdzie ja mam klucze? Zaczęłam panikować.

Może wejdę jakoś przez balkon? Aidenowi się udało. A może pójdę do niego? To byłby dobry pretekst.

Nagle drzwi otworzyła Nancy. Zdziwiłam się widząc ją w domu o tej porze. Byłam pewna, że jest w pracy.

- Już przyszłaś? - zapytałam i weszłam do środka.

- Jeszcze w ogóle nie wyszłam. Mam spotkanie na 17:00, pewnie będzie trwało jakieś trzy godziny albo jeszcze dłużej. Nie wiem dokładnie - zaczęła się śmiać, próbując jakoś złagodzić to, że znowu jej nie będzie.

Uśmiechnęłam się do niej, aby zapewnić ją, że wszystko jest w porządku. Nie chcę żeby się martwiła. I tak wiele dla mnie zrobiła.

- Pójdę na górę. Muszę się trochę pouczyć - wymyśliłam pierwszą, lepszą wymówkę i po prostu poszłam.

Po wejściu do mojego pokoju, od razu rzuciłam się na swoje łóżko. Położyłam się na plecach i zamknęłam oczy. Zaczęłam myśleć o tym wszystkim. O Aidenie. 

My bad boyWhere stories live. Discover now