Rozdział 6.

27.1K 1.5K 46
                                    

Dzwoni budzik. Jakoś udaje mi się wstać i iść do łazienki. Okropnie trudno mi to było zrobić, bo bardzo, ale to bardzo nie chciałam wychodzić z tej wygodnej pościeli, ale sen miaąłm naprawdę cudpwny. Po porannej toalecie kieruję się do garderoby. Tam ściągam piżamę i moim oczom ukazuje się wielka malinka na brzuchu. Aiden - myślę. Liczyłam na to, że trochę zniknęła. To pewnie będzie się trzymać jeszcze przez kilka dni. Westchnęłam. Przypomniałam sobie jego usta na moim ciele i momentalnie temperatura w pokoju się podwyższyła. Zamknęłam oczy i potrząsnęłam głową. "Przestań, Sophie" - pomyślałam. Cały weekend stresowałam się dzisiejszym dniem - pójściem do szkoły, a przede wszystkim spotkaniem z NIM. Raz jesteśmy tak blisko siebie, fizycznie oczywiście, innym razem można powiedzieć, że jest opiekuńczy - w końcu zaniósł mnie do mojego pokoju wczoraj, a jeszcze innym razem zabijamy się nawzajem spojrzeniem. Głupio mi, że widział mnie w takim stanie. Taką słabą, ledwo kontaktującą. Chociaż wczoraj był naprawdę kochany, chociaż może mi się tak tylko wydawało, a rzeczywistość była inna. Trudno mi teraz stwierdzić. Po samej imprezie źle się czułam sama ze sobą, a moje wyjście na plażę było strzałem w drugie kolano. Ceiakwe, na jaki jego humor trafię przy naszym następnym spotkaniu, czy po ostatnim razie mogę liczyć, że bedzię dla mnie milszy, czy właśnie wręcz przeciwnie - będzie kompletnym chamem. 

Porównując relację z Aidenem do relacji na przykład z taką Amelią, to jest jak niebo i piekło. Amelia jest przewidywalna, nigdy nie muszę się stresować, jak ona zareaguje, zawsze jest to samo, jednak z Aidenem nigdy nie wiem, czego się spodziewać. Za każdym razem jak go widzę, czuję cały wachlarz różnych emocji. Jest ich za dużo i człowiek nie wie już nawet, co ma czuć i jak się zachować, bo jeżeli chodzi o Aidena nigdy, nie wiadomo czego się spodziewć. Zawsze jestem ciekawa, co on może zrobić albo powiedzieć, bo to chyba za każdym razem jest coś innego niż bym oczekiwała. Ale to jest chyba to, czego teraz potrzebuję. On zaprząta moją głowę i na inne myśli, które chcę od siebie odrzucić, nie ma miejsca. 

Teraz wybierz co jest niebem, a co jest piekłem. 

Dzisiaj chcę się ubrać 'ładniej'. Może to doda mi pewności siebie, która na pewno będzie mi potrzebna, Zakładam jakąś spódnicę przed kolano w kolorze jasnoniebieskim. Dużo razy usłysząłam, że mi pasuje, a do tego zwykłą, białą koszulkę. Zajęło mi to pięć minut, a to chyba wciąż najwięcej czasu, ile poświęciłam na ubieranie się, odkąd jestem w Miami. Chwytam torbę i schodzę na dół. O dziwo, Nancy nie ma w kuchni. Znajduję za to kartkę od niej:

"Dzisiaj musiałam być wcześniej w pracy. nie mogę Cię zawieść do szkoły. Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzisz."

No tak. Czas wrócić do rzeczywistości. Teraz Nancy zacznie już normalnie pracować, a nie brać kilka wolnych godzin dziennie tylko po to by zająć się swoją osieroconą siostrzenicą. Patrzę na zegarek 8.45. Świetnie. Jak ja mam zdążyć na dziewiątą do szkoły? Idę do drzwi frontowych. Na jednym z haczyków wiszą klucze. Wyszłam na zewnątrz i dopiero kiedy postawiłam stopę na chodniku, przypomniałam sobie, że przecież nie założyłam butów. Głupia ja. Rozejrzałam się po przedpokoju i zobaczyłam jakieś czółenka na obcasie Nancy. Pewnie zakłada je do swoich eleganckich strojów, ale kilka dodatkowych centymetrów może mi się przydać i chyba nawet pasują kolorystycznie. Kiedyś nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby założyć do szkoły buty na obcasie, ale tutaj każdy lubi się stroić, jest tu dużo bogatych ludzi i widać to bardzo po ich ubiorze. Koszulka  z jakimś fancy logo jest tutaj zupełnym standardem. Nancy i ja mamy taki sam rozmiar buta.

Tak jak ja i mama.

Potrząsnęłam głową. Szkoła, szkoła, szkoła. Tym masz się zająć, Sophie. Szybko założyłam te buty i wyszłam na zewnątrz. Podejście numer dwa. Chwilę siłuję się z zamkiem, ale w końcu zamykam dom. Wybiegam na ulicę. Nawet nie wiem czy pamiętam drogę do szkoły. Idę plątaniną uliczek, a według mnie one wszystkie są identyczne, więc nie wiem jakim cudem trafię na miejsce. Kiedy jakoś udało mi się dotrzeć do głównej ulicy zauważyłam przystanek autobusowy, podbiegłam do niego i zaczęłam czytać rozkład jazdy na jednej z tablic. Próbuję znaleźć coś, co dowiezie mnie na moje lekcje, ale nie znam jeszcze miasta. Jaki może być przystanek najbliżej szkoły? Patrzę na telefon - 8:55. Może zadzwonię do Nancy? Tylko że nie chcę jej przeszkadzać w pracy. Zostaję opcja taka, że nie pójdę do szkoły, ale jest kilka przeszkód: pierwsza - nawet nie wiem jak mam iść z powrotem do domu, nie znam nawet dokładnego adresu, a te domy naprawdę są niemal identyczne. Tylko kilka w jakiś sposób się wyróżnia. Druga - Nancy zacznie się martwić, że nie poszłam, muszę się zachowywać jak wzorowa nastolatka, żeby ją uspokoić i żeby myślała, że mi się polepszyło. Trzecia - raz, jeden raz kazała mi jechać samej do szkoły i nawet tego nie potrafię zrobić. Nie chcę wyjść na jakąś sierotkę, której nie można nawet powierzyć tak prostego zadania i której trzeba pilnować na każdym kroku.

My bad boyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz