Rozdział 44.

4.4K 193 6
                                    

Obudziłam się popołudniu. Kiedyś nie lubiłam tak długo spać, bo oznaczało to dla mnie marnowanie dnia, ale ostatnio czekam na sen jak na zbawienie. Wczoraj nie mogłam zasnąć, mimo tego, że byłam bardzo zmęczona. Za dużo myśli, które dobijają. Dlatego cieszę się, że chociaż przez te kilka godzin mogłam odpocząć od tego wszystkiego.

Ponownie zamknęłam oczy, tym samym pogrążając się w ciemności. Czemu nie da się wyłączyć swoich myśli? Tak żeby nie zastanawiać się nad niczym? Albo tak żeby nie myśleć o tym co nie trzeba?

Moja psychika już nie wytrzymuje. To naprawdę mnie wykańcza.

Po co mi takie życie? Ono zmieniło się w męczarnie, kompletną katorgę.

To przez samą siebie tak cierpię. Ale nie tylko ja. To się odbiło na wielu osobach - rodzinie, znajomych. Najgorsze jest poczucie winy. Świadomość, że skrzywdziło się kogoś, na kim zależy ci najbardziej w świecie.

Gdyby nie ja, gdyby nie JA, to oni nie wsiedliby do tego samochodu. Głupi występ, na którym chciałam, żeby byli, a przecież nie musieli. Nic by się nie stało, jakby nie przyszli na ten jeden.

Od teraz nienawidzę tańca. Z obrzydzeniem patrzę na stare stroje i buty. To wszystko sprawia, że jeszcze bardziej się obwiniam.

Chwyciłam poduszkę i rzuciłam nią z całej siły.

Kolejne łzy wypłynęły z moich oczu. Tym razem to łzy frustracji. Ja już po prostu nie wiem, co mam ze sobą zrobić.

Wstałam gwałtownie, przez co zakręciło mi się w głowie i prawie bym upadła, jednak jakoś udało mi się utrzymać równowagę. Poszłam do łazienki i opłukałam twarz wodą, a następnie umyłam zęby.

Przynajmniej się czymś zajmę.

Rozczesałam włosy, które są dłuższe niż wcześniej. Dawno ich nie obcinałam i szczerze to nie pamiętam, kiedy ostatni raz były takie długie. Normalnie nie sięgają dalej niż do ramion. A teraz są do połowy moich pleców.

- Sophie? - usłyszałam cichy głos Nancy.

- W łazience - odpowiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał normalnie.

Serce zaczęło mi bić szybciej. Boję się konfrontacji z nią. Nie chciałam, żeby mnie wczoraj widziała w takim stanie.

- Jak się czujesz? - zapytała ostrożnym głosem.

Denerwują mnie takie reakcje. Obchodzenie się ze mną jak z porcelanową laleczką. Po wypadku wszyscy się tak zachowują wobec mnie.

- Okej - odpowiedziałam.

Nie chcę udawać przed nią jakby wczorajszy dzień się w ogóle nie wydarzył. Nie powiem jej, że czuję się dobrze, bo w to na pewno nie uwierzy.

- Sophiee... - zaczęła, a ja już boję się jej następnych słów, liczyłam na to, że nie będzie za bardzo drążyć tematu - Myślałam wczoraj nad tym całą noc i wiem, że tego nie chcesz, ale musisz iść do psychologa.

Nie.

Tego się najbardziej obawiałam. Nie mam zamiaru zwierzać się zupełnie obcej osobie. Ta cała terapia będzie mi jeszcze bardziej o tym wszystkim przypominać. Psycholog to kolejna osoba przed którą będę musiała udawać, że wszystko jest w porządku, podczas gdy nie jest. Nie chcę nikomu o niczym mówić, to moja sprawa, moje uczucia i moje życie. Wstydzę się przed kimś przyznać do tego wszystkiego.

- Nie jestem wariatką i nie potrzebuję żadnego psychologa - powiedziałam uniesionym głosem i chciałam przejść do pokoju, ale Nancy zatrzymała mnie w drzwiach.

- To tylko dla twojego dobra. Każdy mi mówił że powinnam cię zapisać na wizytę od razu, ale ty mówiłaś, że sama sobie poradzisz, prosiłaś mnie, żebym odpuściła, a ja nie chciałam cię zmuszać, myślałam, że na razie wystarczy ci pomoc rodziny, jednak...

- Bo mi wystarcza. - Przerwałam jej. - Po prostu czasem mam gorsze dni. Od tamtej chwili minęło za mało czasu, żeby wszystko wróciło do normy.

Starałam się to powiedzieć spokojnie. Muszę ją jakoś przekonać. Jednak po tym w jakim stanie widziała mnie wczoraj, to będzie trudne.

- Moja bliska znajoma jest psychologiem.

- Powiedziałam, że sama...

- Posłuchaj, - tym razem to ona nie pozwoliła mi dokończyć - Pójdź do niej kilka razy i dopiero potem zdecyduj. Jeśli dalej tak bardzo nie będziesz chciała tam chodzić, wtedy wymyślimy coś innego, a na razie daj jej szansę.

Westchnęłam, wiedząc, że chyba będę musiała ustąpić.

Nancy podeszła do mnie bliżej i chwyciła kosmyk moich włosów w swoją dłoń i delikatne odgarnęła go za moje ramię.

- Nie oddałbym cię w ręce byle kogo. Ona ma duże doświadczenie.

- Nie możesz dać mi jeszcze trochę czasu? Chcę sobie sama z tym poradzić.

- Ja też cię proszę skarbie, chcę tylko twojego dobra, takie wizyty naprawdę  mogą ci pomóc. Spróbuj chociaż.

- Dobrze - przytaknęłam, bo co innego mogłam zrobić?

Już chyba nie mam wyboru. Później muszę sie zastanowić nad tym, co dalej z tym zrobić, bo teraz kompletnie nie ma pomysłu.

My bad boyWhere stories live. Discover now