Rozdział 43.

14.8K 1K 165
                                    

Siedzę na plaży już drugą godzinę. Jechałam tutaj jakieś czterdzieści pięć minut, łamiąc przy tym chyba wszystkie możliwe przepisy, ponieważ chciałam jak najszybciej się znaleźć gdzieś dalej. Gdziekolwiek, tylko żeby być poza Miami.

Teraz zimne powietrze owiewa moje ciało. Jest burza, a do tego pada deszcz, co bardzo często się zdarza o tej porze roku. Moje cienkie ubrania dawno przemokły, ale nie dbam o to. W końcu z tego wszystkiego jest to ostatnia rzecz, którą powinnam się przejmować. Mokre włosy przykleiły mi się do twarzy, a makijaż jest całkowicie rozmazany.

Wyglądam pewnie okropnie. I tak też się czuję. Ogólnie to wszystko jest nie tak jak powinno być. Gdyby nie zachciało mi się jednego występu, na którym wymyśliłam sobie, że mają być moi rodzice, to nie doszłoby do tego wszystkiego. To ja jestem winna. Nikt inny.

Łzy lecą coraz częściej, a moje ciało się trzęsie i to nie jest tylko kwestia zimna.

Jestem żałosna, bo jedna kłótnia doprowadziła mnie do takiego stanu, ale przy Aidenie po prostu zapominałam o tym wszystkim. Oczywiście nie całkowicie, bo moi rodzice zawsze byli i będą mojej głowie, jednak nie myślałam o tym wypadku tak często, bo byłam tak bardzo zaabsorbowana chłopakiem, który zawrócił mi w głowie.

Jego też już przy mnie nie ma. 

Ocean przede mną też jest niespokojny. Deszcz uderza w niego z dużą siłą, niczym milion szpileczek. Fale uderzają o brzeg, a woda się pieni.

Błyskawice uderzają raz za razem, rozświetlając przy tym wszystko.

Pojechałam na tę plażę, bo jest na uboczu. Droga, która do niej prowadzi jest prawie całkowicie pozbawiona ruchu.

Nie chcę, żeby teraz ktoś ze mną był. Nie powiem, że w tym momencie kiedy jestem sama, jest mi dobrze, bo czuję się koszmarnie, ale jest to lepsze niż czyjeś pocieszenie. Bo nikt tak naprawdę nie wie, co teraz czuję. Aidenowi opowiedziałam najwięcej, ale wciąż nie wszystko. Jednak to nie miało prawa się udać.

Trudno mi stwierdzić czy żałuję tego czy mu powiedziałam o moich rodzicach i teraz wiem, że dobrze postąpiłam nie mówiąc mu całości. Zwierzyłam się z tego, co jest głównym powodem mojego stanu, jednak nie powiedziałam tego, co mi najbardziej ciąży na sercu.

Słyszę jak mój telefon po raz kolejny dzwoni. Wiem kto to. Znam już ten numer na pamięć. 

Skarbie

Kiedy urządzenie cichnie patrzę na ekran jeszcze przez chwilę, po czym wyciągam baterię.

Mam pięć nieodebranych połączeń. Pierwsze pół godziny temu. Nie wiem, czemu dzwoni. Nawet jeśli zrozumiał, że ta kłótnia była kompletnie bez sensu, to i tak to niczego nie zmienia. Po prostu tak miało być. Nawet jeśli się pogodzimy, to pewnie następnego dnia znowu nie będziemy się w czymś zgadzać, a ja już nie mam na to siły.

To wszystko mnie przytłacza. Tak bardzo bym chciała, żeby te wszystkie problemy zniknęły. Moje serce rozrywa się na kawałeczki. Już nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Tak bardzo chcę od tego wszystkiego ucieć. Nie chcę już czuć nic.

Dlaczego to wszystko?

Może kiedyś moje życie było zbyt dobre? Przecież miałam kochających rodziców i przyjaciół, powodziło nam się, miałam ambicje, plany. Ale doceniałam to. Każdego dnia dziękowałam Bogu za to, co mam.

Więc czemu mi ich zabrał?

Załkałam głośno.

Teraz nie mam nadziei, nie obchodzi mnie to, co dalej ze mną będzie. Wszystko jest mi obojętne.

Zostałam z ogromnym poczuciem winy i chęcią ukarania siebie. Powinnam zapłacić za to, co zrobiłam, bo wszystko przeze mnie. Chciałabym, aby ten ból, który teraz czuję, zniknął, jednak po chwili przypominam sobie, że ja na niego zasługuje.

Jednak nie Nancy.

Nagle sobie o niej przypominam. Pewnie się teraz martwi, a ja nie mogę jej już więcej sprawiać problemów.

Szybko wstaję i otrzepuję się z piasku  na tyle, na ile mogę.  Łzy dalej lecą z moich oczu, ale staram się je powstrzymać, bo nie chcę żeby Nancy się przejmowała, tym że płakałam. Pobiegłam po mokrym piachu do swojego auta. Kiedy tylko usiadłam na skórzanym fotelu, odpaliłam silnik i włączyłam ogrzewanie. Spojrzałam też w lusterko i wtedy cała nadzieja, że Nancy się o niczym nie dowie, wyparowała.

Moje oczy są całkowicie przekrwione, a policzki całe zaróżowione ze śladami łez, które, mimo mojej szczerej woli, nie przestają wypływać.
Muszę się ogarnąć.

Nie chcę jej przysparzać dodatkowych zmartwień. Wystarczy jej już to, co ma.

Otworzyłam drzwiczki od schowka i nerwowo zaczęłam wyrzucać z niego rzeczy w poszukiwaniu chusteczek. Kiedy w końcu je znalazłam, wzięłam jedną i wytarłam nią tusz spod oczu.

Trochę pomogło, jednak wciąż nie wygląda to dobrze.

- Ogarnij się, Sophie! - powiedziałam sama do siebie, zanim ruszyłam w drogę powrotną.

Jest już 22, więc Nancy na pewno będzie w domu. Z całych sił, staram się powstrzymać od płaczu, jednak nie potrafię. Niekontrolowane łzy co jakiś czas spływają po moich policzkach.

Przejeżdżam przez ulicę obok plaży, która prowadzi do mojego domu. Z jednej strony chcę już tam być, a z drugiej strony cholernie się boję i staram się to przełożyć w czasie, ale wiem, że i tak nie mogę za długo zwlekać.

Nancy na sto procent zwróci uwagę na to, dlaczego mnie tak długo nie było i dlaczego nie dawałam o sobie znaku życia.

Westchnęłam i wjechałam na żwirową ścieżkę, kiedy brama się otworzyła.

Wysiadłam z auta i podeszłam do drzwi frontowych. Postaram się szybko przejść do mojego pokoju, żeby Nancy nie zobaczyła w jakim stanie jestem - totalnej rozsypce.

Wzięłam głęboki oddech, a następnie weszłam do środka. Chciałam od razu pobiec na górę, jednak Nancy stoi tuż przede mną oparta o ścianę. Zwiesiłam głowę na dół i spróbowałam jakoś ją ominąć, ale zatrzymała mnie, chwytając za łokieć.

- Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale zostałam...

- Znowu płakałaś? - zapytała, nie dając mi dokończyć.

Nie patrzę jej w oczy.

Przytuliła mnie do siebie, zanim zdążyłam zaprzeczyć.

Nie chcę jej pocieszenia. Nie chcę teraz nikogo. Po prostu mam ochotę iść na górę, zostać sama i w spokoju się wypłakać.

- Tak dalej nie może być. - powiedziała, lekko odsuwając się ode mnie - Musisz iść do psychologa. To pomoże.

Na początku bardzo naciskała, żebym poszła na wizytę, ale w końcu zrezygnowała, bo upierałam się przy swoim. Nie mam zamiaru się nikomu wyżalać. To moja sprawa.

- Nie pójdę nigdzie. Nie potrzebuję czyjejś pomocy. Sama sobie poradzę.

- Wiem, że nie jest ci łatwo...

- Nic nie wiesz - powiedziałam w końcu.

Nikt nie wie, co naprawdę się dzieje w mojej głowie. Dlaczego naprawdę tak cierpię. Ale nie chcę nikomu o tym mówić, bo jest mi wstyd za to, co zrobiłam. Nie sądziła, że kiedykolwiek będę musiała się zmierzyć z takim poczuciem winy. 

- Taka rozmowa ci pomoże.

- Nie mam zamiaru się z nikim dzielić moimi problemami.

Po tych słowach wyrwałam jej się i pobiegłam na górę, nie zważając na ból w jej oczach. To samolubne, ale teraz chcę po prostu mieć święty spokój. Położyć się na moim łóżku, wypłakać się i kiedyś w końcu przyjdzie sen.

Zakluczyłam drzwi i weszłam do łazienki.

Popatrzyłam w lustro i kiedyś zobaczyłabym uśmiechniętą dziewczynę z zarumienionymi policzkami i błyszczącymi oczami, teraz widzę siebie jako nieszczęśliwą osobę. 

My bad boyWhere stories live. Discover now