Rozdział 16.

22K 1.3K 86
                                    

Wróciliśmy do Miami w czwartek.

Resztę naszej wycieczki przesiedziałam w pokoju, potrzebowałam świętego spokoju. Dziewczyny pytały, czy coś sie stało, ale ale oczywiście zaprzeczałam i przy nich zachowywałam się w miarę normalnie, więc nie dociekały, chyba się już nauczyły, że  ode mnie się raczej nnie wyciągnie żadnej informacji, kiedy mówie ,,nie''. Po prostu tłumaczyłam, że jestem trochę zmęczona. W autokarze dopilnowałam, żebym siedziała, jak najdalej od Aidena, żeby mieć spokój, ale nie do końca to wyszło, bo cały czas się zastanawiałam co w tamtym momencie robił, obok kogo zajął sobie miejsce, z kim rozmawia.

Kiedy dotarłam do domu, z jednej strony cieszyłam się, że tutaj go nie ma i że nie natknę się nigdzie na niego, ale z drugiej strony pozostała ta ciekawość. Wiem, że nie powinien mnie w ogóle obchodzić, ale chciałabym wiedzieć na przykład gdzie teraz jest. Trochę mi go brakuje, ale chyba tęsknię tylko za kilkoma wspólnymi wspomnieniami, a nie za całym nim. Jego szarmanckie zachowanie idzie w parze z chamem. 

Te myśli są strasznie męczące. I doprowadzają mnie do szału.

Sprzątałam, czytałam książki, słuchałam muzyki, uczyłam się, nawet podcinałam drzewa w ogródku - wszystko, powtarzam wszystko, żeby tylko nie myśleć o nim.

Czy się udało?

Oczywiście, że nie.

Teraz jest 7:00 rano. Nie spałam chyba pół nocy. Mam jeszcze sporo czasu przed budzikiem, ale mimo to wstaję i  idę do łazienki. Po porannych czynnościach kieruję się do garderoby. Wybieram jakieś ubrania, prasuję je, zakładam, przeglądam się w lustrze, a następnie stwierdzam, że one nie pasują, więc robię to wszystko jeszcze raz. Normalnie by mi to nie przeszkadzało, ale chcę jakoś zabić czas - gdybym miała nic nie robić choćby przez minutę, chybabym oszalała. Wszystkie czynności trwają dłużej niż normalnie. Przebierałam się, malowałam i  czesałam po kilka razy, ale mimo to dalej mam ponad pół godziny do wyjścia. Więc idę do kuchni zrobić sobie śniadanie. Przez te trzydzieści minut może uda mi się ugotować coś zjadliwego.

Może.

Kiedy zeszłam na dół spodziewałam się zobaczyć Nancy, siedzącą przy stole, zawaloną papierami, ale dom jest pusty. Całkowicie pusty. Może poszła po coś do sklepu? Przecież nie zostawiłaby mnie samą tutaj, prawda? Przechodząc obok przedpokoju, zobaczyłam jakąś kartkę z kokardą. To ta czerwona wstążka przykuła moją uwagę. Podeszłam i zrozumiałam, że to liścik od Nancy:

,,Nie mogę Cię już dłużej podwozić do szkoły. Rano muszę być w pracy. I tak prędzej czy później musiałabym Ci to kupić''

Pod spodem była strzałka na dół, więc opuściłam wzrok. Na szafce ujrzałam kluczyki. I kolejny liścik:

,,Wyjdź na zewnątrz"

Tak też zrobiłam. Przed garażem stało auto.

Auto.

Prawdziwe auto.

I to nie byle jakie. Białe audi - tylko tyle o nim wiem. Nie znam się na samochodach, ale ślepy by zauważył, że jest luksusowe. Szybko podeszłam do mojego nowego "skarbu". Obeszłam je kilka razy, zanim w końcu zdecydowałam się wejść do środka. Kiedy usiadłam na fotelu, nie chciałam z niego wychodzić - jest taki wygodny. Bawiłam się wszystkimi funkcjami. Podgrzewane siedzenie i tak dalej. To jedno akurat nie będzie mi potrzebne, skoro mieszkam w Miami, ale reszta... Wcześniej zastanawiałam się, czy każdy tutaj musi jeździć takimi drogimi samochodami, a teraz sama takie mam. Dalej trudno mi w to uwierzyć. A propos ceny Nancy musiała się nieźle wykosztować. Co prawda, nie brak jej pieniędzy, ale to lekka przesada. Nie chcę od niej wyciągać tyle kasy. Zadzwonię do niej i porozmawiam z nią o tym. Wyciągam swój telefon i wybieram jej numer.

My bad boyWhere stories live. Discover now