Rozdział 3.

31.1K 1.9K 189
                                    

Budzi mnie denerwujący dźwięk. Kto w ogóle wymyślił budziki? Chcąc, nie chcąc wstaje z łóżka i idę do kuchni.

- Cześć - mówię, zaspana, witając się z Nancy.

Odwraca się do mnie.

- O, cześć. Zrobiłam śniadanie - mówi, uśmiechając się.

Kładzie przede mną talerz z omletem. Już drugi dzień z rzędu widzę ją, jak gotuje. To dziwne. Wręcz bardzo dziwne. Drugi dzień szkoły i zaczyna się tak samo . Walka, żeby wstać, śniadanie i pójście na zajęcia. Czy tak będzie wyglądać moje życie przez następne kilka miesięcy? 

- Dziękuję - odpowiadam.

Omlet i tosty były zjadliwe, a może nawet całkiem dobre. Nie przywykłam do jedzenie czegoś, co zostało zrobione przez Nancy. Może dlatego mam uprzedzenia. Jednak i kuchnia, i ja dalej żyjemy, więc może czas się ich pozbyć. Ciekawa jestem tylko ile jeszcze to potrwa, zanim przestanie bawić się w kucharkę, a ja będę musiała sama gotować albo coś zamawiać, a na obie rzeczy jestem za leniwa. 

Ile człowiek może wytrzymać bez jedzenia? 

Chyba za niedługo się dowiem. 

Poszłam umyć twarz i zęby, a później zabrałam z szafy cokolwiek i się w to ubrałam, a na stopy wsunęłam buty te same co wczoraj, bo były już wyciągnięte, dlatego że nie chciało mi się ich chować dzień wcześniej. Jeszcze tylko wzięłam torbę i zeszłam na dół. Nancy teraz jest ubrana w szarą koszulę i czarną spódnicę. Ma na sobie eleganckie szpilki, a jej włosy są upięte w ciasnego koka z tyłu głowy, tak żeby przypadkiem żaden kosmyk się z niego nie wydostał. Dla niej wszystko musi być na miejscu. Nawet jeżeli chodzi o takie drobiazgi.

Weszłyśmy do jej samochodu. Auto ruszyło, a ja dalej nie poznaję okolicy, mimo że wczoraj pewnie przejeżdżałyśmy dokładnie tą samą drogą.  Nigdy nie miałam za bardzo orientacji w terenie i nie potrafię zapamietąć nigdy trasy. 

Auto zatrzymuje się przed budynkiem szkolnym. Biorę głęboki oddech i wychodzę. Gdybym tylko mogła, to uciekałabym jak najdalej stąd. Ale niestety znowu nie mam wyjścia, idę, mijając przy tym innych uczniów. Kieruję się pod salę, w której mam pierwszą lekcję: francuski. Po kilku małych problemach ze znalezieniem sali, w końcu do niej dotarłam. Zawsze mogło być gorzej. Gdyby nie to, że Nancy pilnuje czasu, kiedy mnie zawozi, na pewno byłabym spóźniona albo w ogóle nieobecna na tej lekcji. Nie rozglądałam się po klasie, tylko szybko zajęłam swoje miejsce, które jest obok Alice.

***

Do tej pory nie widziałam Aidena, więc na razie lekcje minęły normalnie. Jednak teraz jest pora lunchu. Weszłyśmy we trzy do stołówki i widzę, że on tam jest. Starając się na niego nie patrzeć, usiadłam na swoim krześle.

- Cześć, kochanie - powiedziała Alice do Caleba, całując go w policzek.

- Cześć. Idziesz dzisiaj? - zapytał chłopak, nie wiem, o co chodzi, ale teraz liczy się dla mnie tylko to, aby się ewakuować z tego miejsca, więc raczej nie interesują mnie ich sprawy.

Może już zacznę mój eksperyment, ile dokładnie można wytrzymać bez jedzenia?

- Tak, razem z Grace - odpowiedziała - a ty, Sophie, idziesz na imprezę do Aidena?

Do kogo? Nigdy w życiu tam nie pójdę. Zastanawiałam się, jaka wymówka będzie najlepsza, kiedy Aiden wstał i wyszedł. Widać, że był wkurzony. Czemu on ma do mnie taki problem? Ja rozumiem, że można za kimś nie przepadać, ale bez przesady, do cholety. Nie musiał wychodzić tak ostentacyjnie. 

Jakieś problemy z mówieniem? 

Zawsze można coś powiedzieć, a nie obrażać się, wyjść i zwracać tym uwagę każdego. 

My bad boyWhere stories live. Discover now