Rozdział 23.

20.8K 1.4K 42
                                    

Kiedy odchodziliśmy czułam na sobie spojrzenia Lucy i Chrisa. To mili ludzie, ale czuję się niekomfortowo, kiedy tak się na mnie patrzą. Żeby nie myśleć o tej dwójce za nami, staram się skupić na czymś innym, więc rozglądam się po okolicy. Wszędzie tutaj jest pełno drzew, ale nie takich równo przyciętych w przeróżne kształty, bo jak do tej pory tylko takie widziałam na ulicach Miami, tylko takich zwyczajnych. Normalnych. W ogóle wszystko tu jest takie kolorowe, pełne życia.

Nagle Aiden pociągnął mnie za rękę i skręcił w lewo.

- Powinniśmy im oszczędzić widoków - powiedział, sugestywnie wyginając przy tym swoje brwi, na co ja wybuchnęłam śmiechem.

- No tak, pewnie nie często widzą coś takiego - powiedziałam.

- Raczej nigdy nie widzieli - odpowiedział, podkreślając słowo nigdy.

Jak to?

Co prawda, słyszałam jak Lucy mówiła o tym że Aiden nie przyprowadza tu dziewczyn, ale nie wzięłam tego na poważnie. Myślałam, że żartowała albo że po prostu tak rzadko jakąś tu zaprasza. Chyba się pomyliłam.

- Zawsze taki byłeś? - pytam.

- To znaczy jaki? - odpowiada mi pytaniem, a na jego twarzy maluje się zdziwienie.

- Taki... no wiesz... - nie wiem jak mam to ująć, ale w końcu stwierdziłam, że powiem to co po prostu myślę - nie masz żadnej dziewczyny na stałe, a jest wiele takich, które chciałyby nią zostać, nie przyjaźnisz się z nikim, a widać, że Calebowi na tym zależy. Nie dopuszczasz do siebie nikogo. Nikomu nie ufasz - po tym jak to z siebie wyrzuciłam czułam ulgę, ale też strach przed jego reakcją.

Pewnie mu się nie spodobało, że zadałam takie osobiste pytanie. Albo to, że powiedziałam coś, czego nie widać na pierwszy rzut oka, coś o czym on nie chciał, żebym wiedziała. Ale z drugiej strony to, że nie ma żadnych  bliskich relacji z innymi chyba każdy widzi, prawda? Powinnam uszanować jego prywatność i to że po prostu nie chce mi czegoś powiedzieć. I tak zabrał mnie w miejsce, gdzie spędził dzieciństwo, coś co jest dla niego ważne, więc po co pytałam się o jeszcze więcej? Powinnam się cieszyć, że w ogóle ze mną jeszcze rozmawia i to że teraz pomimo tego wszystkiego dalej jest obok mnie. Pewnie teraz ma mnie za jedną z tych osób, które zwróciły na niego uwagę tylko przez jego wygląd, pieniądze i zadają się z nim dlatego, że zna połowę osób w tym mieście i myślą, że dzięki niemu też takie będą, a chcą się dowiedzieć o nim czegoś więcej tylko po to by mieć kolejny temat do plotek i z własnej ciekawości, nie interesując się tym jaki Aiden jest naprawdę.

- Nie sądzę, żebym się taki urodził, ale tak się zachowuję odkąd pamiętam.

Po tym jak to powiedział, od razu popatrzyłam się na niego, szukajc jakiegoś potwierdzenia na jego twarzy, bo nie potrafiłam uwierzyć w to, że mi odpowiedział.

- Moi rodzice zawsze dużo pracowali i rzadko byli w domu. Dlatego zawsze zostawiali mnie z Lucy - przerwał.

Aiden ani razu nie popatrzył się w moją stronę kiedy to wszystko mówił. Wiem, że jest mu trudno, dlatego chwyciłam go za rękę. Chciałam mu jakoś dodać otuchy. A jeśli jestem pierwszą osobą, której to mówi? Chcę, żeby wiedział, że go słucham i że mnie to interesuje.

- Nawet nie chcieli spędzać czasu ze swoim synem, ze swoim jedynym dzieckiem. Wtedy jeszcze nie myślałem o tym w ten sposób, ale z czasem dotarło do mnie, że nie jestem taki, jaki oni by chcieli żebym był, że tak naprawdę nigdy ich nie interesowałem. Pewnie marzą o idealnym synu, którym będą się mogli chwalić przed swoimi znajomymi. W końcu stwierdziłem, że to wszystko nie ma sensu, bo i tak nie będę taki, jacy oni chcą. Chciałem się wyprowadzić z domu. A wiesz jak oni zareagowali?

Teraz uniósł swój wzrok na mnie i widzę w jego oczach ból. Pierwszy raz w życiu.

Potrząsnęłam lekko głową, w odpowiedzi na jego pytanie.

- Sami kupili mi mieszkanie, w ogóle przy tym nie protestując. Jak widać taka sytuacja im pasowała. Przesyłają pieniądze, chyba tylko po to, żeby mnie więcej nie widzieć - prychnął, a na jego twarzy było widać obrzydzenie, kiedy mówił o swoich rodzicach - Teraz mieszkam sam i nie muszę ich widzieć.

Pewnie dlatego jest taki zimny w stosunku do innych. Myśli, że skoro oni go odrzucili to inni też to zrobią, ale to jest nieprawda.

- Każdy rodzic byłby dumny z takiego syna - zaczęłam.

Nie mogę pozwolić na to, żeby myślał o sobie w taki sposób. To absurdalne, że ktoś taki jak on postrzega siebie tak nisko.

- Wiesz, ile osób chciałoby być na twoim miejscu?!

Przestałam już iść. Zatrzymałam się, żeby spojrzeć mu w oczy. Chcę, żeby dotarło do niego każde, pojedyncze słowo, które chcę mu powiedzieć.


- Może oni czują to samo co ty? Tylko w drugą stronę? Twierdzą, że to ty się nimi nie interesujesz? Uważają siebie za beznadziejnych rodziców?

Przestałam mówić, bo moje wspomnienia wróciły. Śmierć dwóch osób, które kochałam najbardziej na świecie. Zwiesiłam wzrok.

- Ty przynajmniej możesz to naprawić...

Złapał mnie mocno za ramiona i przytrzymał w miejscu. Nie mogę się ruszyć, ale wcale nie mam zamiaru. Chcę to komuś w końcu powiedzieć, a on jest przy mnie. Nie naciska, na to, żebym wyjawiła mu wszystkie moje sekrety tak jak inni to robili. Nie udaje tego, że mu zależy. Naprawdę tak jest.

- Moi rodzice nie żyją.

Łzy zaczęły mi napływać do oczu, ale nie zdążyły spłynąć po policzkach, bo Aiden je wytarł.

Patrzy na mnie, wzrokiem mówiąc, żebym kontynuowała, nie przestawała mówić. I widzę w jego wzroku nutkę zrozumienia.

- To trudne. Osoby które były z tobą od urodzenia, wiedziały o tobie wszystko, były przy tobie w najważniejszych momentach twojego życia, nagle odchodzą. Zupełnie nagle, tak że nie masz możliwości porozmawiania z nimi, zobaczenia ich.

- Chyba nie jestem zbyt dojrzała, żeby sobie z tym poradzić. Gdyby mi dali jeszcze kilka lat, może lepiej bym to zniosła.

Aiden ściera każdą jedną łze, która wypływa z moich oczu.

- Sophie... kochali cię, dalej cię kochają. Widocznie byli z tobą za krótko, ale teraz pewnie chcieliby, żebyś żyła normalnie. Nie mogli być z tobą tak długo, jakbyś chciała, ale na pewno chcą teraz, abyś była szczęśliwa. Oni nie zniknęli całkowicie.

Oparłam głowę o jego tors. Aiden przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.

- Wiem, że dasz sobie radę z tym wszystkim. Tylko potrzeba trochę czasu. Zrób to dla nich, bo oni na pewno nie są szczęśliwi, widząc cię w takim stanie - szepnął mi do ucha.

Jedną ręką silnie oplatał mnie w talii, a drugą uspokajająco gładził po włosach. 

Ja otoczyłam go moimi ramionami i palcami zataczałam małe kółka na jego plecach. 

Nie wyjaśniłam wszystkiego i słabo mi się robi, jak pomyślę o tym, że mogę to zrobić, jednak on tu dalej jest. Znajduję komfort w jego ramionach. 

Uświadomił mi coś ważnego. Moi rodzice nie chcieliby, żebym marnowała swoje życie.

My bad boyWhere stories live. Discover now