Rozdział 2.

35.7K 1.8K 196
                                    

Cała lekcja mi się dłuży. Siedzę na krześle, w ogóle się nie ruszając, a na dzwonek czekam jak na zbawienie. Nie wiem jak dla niego, ale dla mnie atmosfera jest wyjątkowo niekomfortowa. Boję się nawet na niego spojrzeć. W te lodowato niebieskie oczy. Mimo mojej niechęci do niego, muszę przyznać, że ma piękne oczy. Takie czyste, ale zimne.

Nawet się nie znamy się, ale już się nie lubimy. On wkurzył mnie, a ja jego. Wolę go unikać.

Miałaś się nie rzucać w oczy Sophie! - skarciłam się w duchu.

Z moich myśli wyrywa mnie dzwonek. Aiden równo z nim zrywa się z ławki, jak oparzony. Czym ja go tak zdenerwowałam? Przecież to nie moja wina, że nigdzie indziej nie było wolnego miejsca. Co mu się nie stanie jak posiedzi ze mną te dwie lekcje historii w tygodniu? Chyba nie jestem aż taka zła?

Też chcę stąd jak najszybciej wyjść, więc pakuje zeszyt i kieruję się do drzwi. Przez mój pośpiech niechcący wpadam na kogoś. Okazuje się że to Alice. 

Co ona tu robi?

- Cześć - chichoce - Idziemy na chemię. A jak było na historii? Smith na serio jest surowa. Kiedyś miałam z nią zastępstwo na angielskim i zaczęła nas pytać z całego poprzedniego roku, zdajesz sobie sprawę? Połowa klasy dostała jedynki. Rozumiesz? - zapytała oburzona, po czym znowu kontynuowała - Nienawidzę tej baby. Na szczęście nasza nauczycielka od historii powiedziała, że pominie te oceny. Tak, pani Heatman to cudowna kobieta. - powiedziała znowu chichocząc.

Nie do końca za nią nadążam. Ja w ogóle nie muszę nic mówić. Ona nadrabia za nas dwie. W sumie to powinnam być wdzięczna, że się nade mną zlitowała i odprowadziła na lekcję. Teraz po prostu idę za nią, patrząc przed siebie nieprzytomnym wzrokiem. Będę udawać, że jej słucham. Jak będzie miała coś przeciwko, to pewnie odejdzie, jeśli nie, to zostanie. 

Co mnie to interesuje?

Nic.

Weszłyśmy do klasy. Czas na kolejne zajęcia. Mam nadzieję, że nie będzie tu Aidena. Trochę mnie przeraża, ale oczywiście nigdy się do tego nie przyznam.

Alice przywitała się z jakąś dziewczyną.

- To Grace. Grace to Sophie. Jest nowa- powiedziała Amelia.

Wyciągnęłam do niej rękę, a ona się uśmiechnęła i potrzasnęła nią.

- Kiedy się przeprowadziłaś? - pyta.

- Kilka dni temu - odpowiadam krótko, znowu to samo pytanie, które mnie niesamowicie irytuje, ale to nie jest dziwne, że kiedy sie kogoś poznaje, to chce sie jakoś zagadać, a moja przeprowadzka to raczej pierwszy punkt zahaczenia do rozmowy, wię craczej nie mogę mieć tego ludziom za złę, bo są niczego nieświadomi, ale mimo wszystko mnie to denerwuje. 

- Siadasz z nami? Jest wolne miejsce obok nas - zapytała Grace.

- Mogę? - pytam, bo nie lubię się nigdy nikomu narzucać. 

- Pewnie - odpowiadają razem - one naprawdę wydają się być miłe,  na razie co prawda nie mogę powiedzieć, że je lubię, ale przynajmniej nie irytują mnie tak jak reszta ludzi. 

Ławki są potrójne. Szybki rachunek matematyczny: Ja + Alice + Grace = brak miejsca dla Aidena, więc uważam to za bardzo dobrą opcję. Chemię akurat nawet lubię, nauczycielka wydaję sie być w porządku i nawet chce mi się słuchać. Zajęcia mijają miarę szybko. Alice i Grace odprowadzają mnie pod każdą klasę, bo jeszcze nie znam szkoły, co jest mimo wszystko pomocne, przynajmniej nie muszę szukać klas sama, zajęłoby mi to za długo, nie zdążyłabym pewnie w ciągu krótkiej przewry i wpadłabym do klasy spóżniona, a wolę nie zwracać na siebie uwagi, chcociaż juz nie wyszło przez akcję z pierwszej lekcji.  Dziweczyny więcej nie poruszały tematu mojej przeprowadzki, za co jestem im wdzięczna. Nie jestem już taka oschła jak na początku. One w końcu mi nic nie zrobiły. Czasami nawet zainteresuje mnie to, o czym akurat rozmawiają, więc trochę posłucham i może sama coś dodam. Dalej nie rozumiem dlaczego są takie miłe, ale doszłam do wniosku, że to jest ich sprawa. Ja ich do niczego nie zmuszam. Robię, co chcę i one też. 

My bad boyWhere stories live. Discover now