Rozdział 7

1.7K 26 21
                                    

Miasto, w którym mieszkałam, nie było jak jedno z tych gdzie przez okrągłą dobę, dwadzieścia cztery godziny ruch uliczny był w swoich szczytowych osiągach. Mogłabym powiedzieć, że dzielnica, którą zamieszkiwałam, była dosyć spokojna. Ludzie może nie znali się z widzenia, jak to było w małych wioskach, ale czasami można było spotkać w sklepie spożywczym swojego starego nauczyciela, czy kasjerkę z zieleniaka z obrzeży miasta. Chyba sam fakt, iż chodziła gdzieś indziej na zakupy, nie zachęcał innych do robienia ich tam gdzie pracowała. Albo towar schodził tak szybko, że nie zdążyła nic wziąć do siebie. Jedno z dwóch na pewno.

Machałam zniecierpliwiona nogą, gdy moje stopy pomimo grubych kozaków zaczęły odmarzać. Mówiłam poważnie, straciłam czucie w palcach i obawiałam się, że jeszcze chwila i trzeba będzie je amputować. Widocznie cena kozaków nie zawsze chodziła w parze z jakością. A były takie ładne.

Widząc zatrzymujące się na przystanku z początku nieznajome mi auto, nie zwróciłam na nie większej uwagi. Dopiero kiedy drzwi pasażera otworzyły się, a w środku zauważyłam uśmiechniętą Debby żegnającą się z Damonem, pojazd ten zyskał moją szczerą ciekawość. Nie wyglądał jakby chłopak sam na niego zapracować. Może nie znałam bruneta aż tak dobrze, ale wiedziałam, że łącząc studia z pracą, nie miał aż takiego dużego wyboru, a do pensji nie mógł wybrzydzać.

Nie poświęcałam temu większej uwagi, bowiem całe swoje zainteresowanie przekierowałam na blondynkę, która z rumieńcami powoli szła w moim kierunku. I byłam pewna, że kolor jej policzków nie był spowodowany mrozem.

— Przepraszam, że tak późno, staliśmy w korku — zaczęła się tłumaczyć gdy tylko do mnie podeszła.

Korki? A dopiero przed chwilą wspominałam, że miasteczko wcale nie było zatłoczone.

— Tak tak, a twoja rozmazana szminka to dlatego, że malowałaś się w samochodzie prawda? — Uniosłam brwi do góry, spoglądając na nią z rozbawieniem kiedy jej twarz zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

— To naprawdę nie to, co myślisz — zaprzeczyłam od razu. — Jadłam ciasto i musiałam zjeść szminkę — starała się obronić.

— Debby daj spokój, nie będę ci przecież niczego zabraniać. — Uśmiechnęłam się ciepło. — Nawet się cieszę — dodałam, widząc, jak marszczy czoło niezadowolona.

— Mówię poważnie. — Wyjęczała desperacko, widząc, że nie dam się przekonać.

— Yhm — wymruczałam rozbawiona jej reakcją.

Od zawsze taka była. Nieśmiała i cicha, ale przez to niesamowicie urocza. Damon miał szczęście, że zyskał zainteresowanie kogoś takiego jak ona. Jeśli tylko niczego nie zepsuje, to mogłam śmiało powiedzieć, że będą tworzyć związek na miarę wszystkich romansideł. Idealny.

— Możemy już iść? — Jej ton szybko zmienił się na prośbę. — Strasznie dzisiaj zimno — dodała, zaczynając pocierać o siebie dłońmi.

No co ty nie powiesz — odpowiedziałam w myślach.

— Stoisz na dworze zaledwie kilka minut — zauważyłam, ale posłusznie wstałam z ławki. — Ja czekam tu już od dwudziestu minut — powiedziałam, mijając ją z poważną miną, lecz gdy tylko znalazłam się zza jej plecami, uśmiechnęłam się do siebie, wiedząc, co za chwilę usłyszę.
Nie myliłam się. Odpowiedź przyszła nawet szybciej niż przypuszczałam.

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now