Rozdział 58

703 20 17
                                    

Czułam okropny ból głowy. Każdy najmniejszy ruch sprawiał wrażenie jakbym leżała na środku wzburzonego oceanu. Nigdy nie miałam choroby morskiej, lecz tak właśnie się czułam.

Otworzyłam oczy, lecz przed sobą wciąż widziałam ciemność. Uniosłam rękę przed twarz, by upewnić się, że nie straciłam wzroku, lecz nawet to nie pomogło. Wciąż nic nie widziałam.

Przed atakiem paniki, która wciąż rosła w moim ciele gdy wspomnienia zaczęły wracać, uratowała mnie mała, migająca kropka gdzieś po drugiej stronie pokoju. Dzięki niej wiedziałam, że z moimi oczami było wszytko w porządku.

Byłam okropnie skołowana, bo choć film urwał mi się po tym, jak nieznajomy pozbawił mnie przytomności, to oprócz zawrotów głowy nie czułam niczego, co mogło świadczyć o tym, jakich obrażeń doznałam. Wyglądało na to, że byłam w jednym kawałku. Cieszyło mnie to, lecz jednocześnie napawało niepokojem, bo doskonale wyczułam miękką pościel, na której leżałam.

Usiadłam, starając się myśleć racjonalnie, zanim wpadnę w panikę. Starałam się odszukać swój telefon, który powinien leżeć gdzieś w mojej kieszeni, lecz oczywiście go nie było. Naprawdę naiwnie liczyłam, że będzie inaczej.

Nie byłam niczym związana, jedyne co nie pozwalało mi pomyśleć, że to wszystko było po prostu złym snem, była ciemność. Lecz nie była to przeszkoda, nad którą zamierzałam usiąść i rozpaczać. Po omacku starałam się odnaleźć najpierw ścianę, a później włącznik światła.

Aż przypomniały mi się czasy dzieciństwa i zabawy w ciuciubabkę. Z tym że wtedy po ściągnięciu opaski wszystko wracało do normy. Tutaj to, co przyjdzie wraz ze światłem, mogło okazać się bardziej przerażające niż ciemność.

Gdy tylko wyczułam pod palcami mały przełącznik, jak najszybciej włączyłam lampy, chcąc dowiedzieć się, jak miałam stąd uciec.

Pierwsze strumienie światła wcale nie sprawiły, iż widziałam więcej niż chwilę temu. Musiałam zamknąć oczy, gdyż światło było zbyt jasne, bym mogła od razu się do niego przyzwyczaić. Lecz już po chwili zaczęłam skanować wszystko dookoła mnie wzrokiem.

Strach, z jakim to robiłam, nie pozwolił mi od razu rozpoznać pomieszczenia, w którym się znalazłam, lecz gdy to zrobiłam, zauważyłam, że stałam w tym samym pokoju, w którym już raz się obudziłam po podobnej sytuacji.

Wychodząc stąd, byłam święcie przekonana, że już nigdy więcej moja noga tu nie postanie, a jednak znowu stałam w jednej z sypialni Harrisa, a nawet okoliczności były podobne. W końcu wtedy również byłam nieprzytomna.

Podeszłam do łóżka i usiadłam na nim, czując jak po opadnięciu emocji, zakręciło mi się w głowie.

Znowu tu byłam, ale dlaczego? Czy Chris załatwił Mullera i zdążył mnie ocalić? Czy gdyby tak było, leżałabym tu tak po prostu w jego sypialni? Lepiej byłoby odstawić mnie do domu i udawać, że to wszystko było jedynie strasznie pokręconym snem. Najlepiej tak by było. Tylko czy niebieskooki naprawdę chciał dać mi spokój po tym jak znałam o nim więcej niż zwykły szary obywatel?

Podeszłam do drzwi, sama nie wiedząc, na co liczyłam, może, że będą otwarte i o dziwo tak właśnie było. A więc nie byłam więźniem? Przynajmniej tyle?

W domu panowała cisza, jakby nikogo w nim nie było. Gdybym chciała, może dałabym radę stąd uciec. Tylko czy było warto skoro i tak prędzej, czy później Harris by mnie znalazł. Nie uniknęłabym z nim konfrontacji, dlatego chciałam mieć to jak najszybciej z głowy. Nie wiedziałam tylko gdzie go szukać.

Przeszłam przez salon, a nawet nasłuchiwałam odgłosów zza drzwi łazienki, lecz nigdzie go nie było. Mógł siedzieć w swoim biurze, a nawet spać w łóżku. Nawet nie wiedziałam, która była godzina.

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now