Rozdział 17

1.1K 25 12
                                    

Od zawsze z niecierpliwością wyczekiwałam tego jednego dnia, gdzie spotykaliśmy się całą rodziną przy stole. W tle leciała świąteczna melodia, a w rogu pokoju stała pięknie przystrojona choinka. W powietrzu unosił się zapach różnych potraw, a każdy stawał się jakoś tak milszy dla drugiej osoby.

Uwielbiłam święta jako dziecko ze względu na prezenty, ale i gdy podrosłam, nie przestały mieć dla mnie tak dużej wagi, nawet jeśli dowiedziałam się, że to nie święty Mikołaj przynosił te wszystkie podarki.

Ten rok z pozoru nie różnił się zbyt wiele od innych, a jednak wiedziałam, że przy stole zabraknie jednej osoby i choć starałam się o tym nie myśleć, to zawsze gdy spoglądałam na zastawiony stół, to wiedziałam, że go nie będzie.

Przez ostatnie dni zdążyłam się już trochę uspokoić. A raczej po prostu wypełniło mnie uczucie pustki. Nie przeżywałam już tak naszego rozstania z Aaronem i nawet gdy zadzwonił dzień przed świętami, oznajmiając mi, że to definitywnie koniec, to nawet udało mi się nie rozpłakać do słuchawki. Bolało mnie jedynie, z jaką pewnością to powiedział. Nawet się nie zawahał, by zerwać naszą znajomość. Może planował to od dawna?

— Uważaj na siebie.

Odwróciłam się, a na drodze napotkałam swoją rodzicielkę z niepokojem wypisanym na twarzy, który nie opuszczał jej od kilku dni. Przyglądała się temu, jak starannie owijałam się szalikiem.

— Są święta, na drogach jest pełno ludzi. — Starałam się ją trochę uspokoić, ale i siebie.

— Wiem — odparła z westchnięciem i podeszła do mnie poprawiając mi okrycie, z którym się szarpałam. — Po prostu się martwię. — Uśmiechnęła się delikatnie.

Poczułam ukłucie w sercu, ale żadna łza nawet nie zebrała się w moich oczach.

Tyle razy na nią narzekałam, a ona się po prostu o mnie martwiła. To samo robiłam ja z Aaronem. Czy to tak właśnie się czuł? Czy mnie też wyklinał jak ja czasami swoją matkę? Chyba jednak aż tak bardzo się od niej nie różniłam.

Wyszłam na zimny dwór, a biały dymek momentalnie pojawił się przed moją twarzą. Śnieżyca, która nawiedziła miasto jeszcze tego ranka, zdołała odpuścić, zanim wyszłam i nie musiałam się martwić płatkami śniegu obijającymi się o moją twarz.

Ruszyłam przed siebie, a moim celem był dom Debby. Blondynka miała później jechać z Damonem do jego rodziny, a ja chciałam spędzić choć trochę świątecznego czasu w jej obecności.

Spojrzałam na trzymane prezenty w moich dłoniach. Jeden z nich miał dostać tego wieczora Aaron. Długo się zastanawiałam, ale ostatecznie wiedziałam, że nie mogłam go wciąż trzymać w domu, dlatego postanowiłam podarować go Damonowi. Może jemu się na coś przyda, a mi nie będzie głupio, gdy wszystkim wręczę jakiś upominek, a jego pominę. A chodzenie po sklepach w ostatnie dni nie było na moją głowę.

Wszystkie drogi, którymi szłam były w pełni oświetlone, a śnieg leżący na chodnikach sprawiał wrażenie, że było jeszcze jaśniej. Co chwilę mijałam pojedyńcze osoby. Cieszyłam się z tego, bo wiedziałam, że nie byłam sama pośrodku ciemnej nocy. Lecz nawet to nie zdołało pozbyć się wszystkich moich wątpliwości. Sytuacja sprzed sklepu wciąż siedziała w mojej głowie i przypominała o niebezpieczeństwie, na jakie się naraziłam. Do tej pory nic się nie działo, ale ataku mogłam spodziewać się w najmniej oczekiwanym momencie i doskonale o tym wiedziałam.

Z początku nawet najmniejszy hałas przed domem wywoływały moje zdenerwowanie. Nawet bałam się zasnąć. Wyobrażałam sobie wszystko co najgorsze, jakby tamten mężczyzna miał jakieś nadprzyrodzone zdolności i w zaledwie sekundzie mógł dostać się do mojego pokoju, a przecież był zwykłym człowiekiem. Poza tym, że z tego co zdążyłam zauważyć, był dosyć rozpoznawalny przez ludzi z miasta, tylko że raczej nie w ten pozytywny sposób.

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now