Rozdział 72

562 20 19
                                    

Już dawno powinnam zrozumieć, że jakakolwiek walka z Harrisem była spisana dla mnie na straty. Jednak ja wciąż się nie poddawałam. Nie chciałam pokazać mu tego jak moje ciało drżało ze strachu. Jak miałam ochotę opuścić głowę kiedy zatrzymaliśmy się przed jego domem. Może wtedy by o mnie zapomniał. 

Nie.

Nie zrobiłby tego. Ciągle dawał mi znak, że o mnie pamięta, zerkając w lusterko w samochodzie. 

Potarłam dłońmi o siebie, chcąc powstrzymać ich drżenie, kiedy obserwowałam, jak Chris wysiada z pojazdu i okrąża go powolnym krokiem, wcale się nie spiesząc. Czyżby wiedział, że tym wprawi mnie tylko w większe zdenerwowanie. 

Czułam na sobie niepewne spojrzenie Debby, ale nie odwróciłam głowy. Patrząc na nią, mogłam nie dać rady utrzymać swojej maski. Szukałabym w niej ratunku. By wstawiła się za mną i przekonała Harrisa, że tylko udawałam. Nie wątpiłam, że wystarczyło tylko jedno moje słowo, że zrobiłaby to. Ale wtedy wszystko, do czego dążyłam, co starałam się osiągnąć, runęłaby. A na to nie mogłam pozwolić. Nie po tym co zrobiłam. Teraz musiałam wziąć za to odpowiedzialność.

Drzwi z mojej strony otworzyły się, ale ja wciąż wpatrywałam się w fotel przed sobą, co chyba nie spodobało się zbytnio mężczyźnie. 

— Długo będziesz się jeszcze dąsać. — Usłyszałam obok siebie spokojny ton głosu, ale nie wątpiłam, że jego cierpliwość skończy się dosyć prędko. 

Nie musiałam długo czekać na jego reakcję. Tak jak się spodziewałam, nie bawił się więcej w żadne prośby. Poczułam uścisk na przedramieniu, a później czy tego chciałam, czy nie, zostałam wyciągnięta siłą z samochodu. 

— Gdzie się podziała twoja waleczna postawa. — Drwił ze mnie, wcale się z tym nie kryjąc. — Nagle coś przygasłaś.

Zacisnęłam zęby, by nie odpowiedzieć mu czegoś, czego bym później jeszcze bardziej żałowała. Ale nie mogłam powstrzymać się, by nie posłać mu swojego wściekłego spojrzenia. Liczyłam się z tym, że i tym mogłam tylko bardziej go rozzłościć, ale może mi się wydawało, ale przez moment jego kącik ust drgnął ku górze. Szybko zbyłam to na swoje przewidzenie, bo ktoś taki jak on się przecież nie uśmiechał.

Zerknęłam jeszcze na Debrę wysiadającą z pomocą Damona z samochodu. Jej wzrok ponownie prędko odnalazł mój, lecz to ja szybko odwróciłam głowę, bojąc się tego co zobaczę w jej oczach. 

Będąc prowadzona przez może najgroźniejszego mężczyznę w mięśnie do jego domu, miałam ochotę zaśmiać się samej sobie w twarz przez to, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam. Jeszcze kilka miesięcy temu nawet nie pomyślałbym, że coś takiego mi się przydarzy. Miałam przecież szczęśliwe życie, nijak niezwiązane z mafią. Gdzie do głowy by mi przyszło, że już niedługo stanę przed diabłem i to jeszcze celując w niego z prawdziwej broni. Zemsta potrafiła wykończyć obie strony.

Przeszliśmy przez korytarz, na końcu którego znajdowały się zwyczajne drzwi. Z wyglądu wcale nie przypominały bram piekła, ale ja tak właśnie je widziałam. Jakby wraz z ich otwarciem, miałam przypieczętować swój los. Nic więc dziwnego, że przystanęłam przed nimi, nie chcąc podejść bliżej. Czułam coraz to większą panikę zbierająca się w moim ciele, bo zaczęło do mnie docierać, że naprawdę za chwilę mogłam usłyszeć swój wyrok.

Słyszałam ciche kroki zbliżających się dwóch osób za moimi plecami. Doskonale wiedziałam, że była to Debby i Damon. Mężczyzna zawsze trzymał się blisko Chrisa i widząc jednego, można było spodziewać się ze ten drugi też kręci się w okolicy. Był jego zaufanym przyjacielem, ale ja nie podzielałam tego zdania. Dla mnie każdy mógł być zdrajcą. Jeśli podejrzewałam o to swoją najlepszą przyjaciółkę, to znaczyło, że zaczynałam powoli wariować, nie wiedząc, komu mogłam ufać. 

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now