Rozdział 41

667 18 10
                                    

Ściskałam z nerwów swój telefon w dłoni, która spoczywała w kieszeni puchowej kurtki. Czułam się w ten sposób odrobinę bezpieczniej, choć i tak niewiele mógłby mi on pomóc, ale chciałam wierzyć, że będzie inaczej. Tak jakby Chris mógł nagle się do mnie teleportować za pomocą tego małego urządzenia.

Uniosłam wzrok na stary magazyn, gdzie kilka dni temu siłą zostałam do niego wprowadzona. Wkraczając przez ogromne drzwi, miałam podpisać swój wyrok, czułam to, ale nie mogłam pozwolić sobie na stchórzenie. Tylko czy ratowanie swojego życia, można było nazwać tchórzostwem? W jakoś sposób na pewno.

Przełknęłam z trudem ślinę i oblizałam wyschnięte od mrozu usta. Przypomniało mi się od razu uczucie, gdy malowałam je matową szminką. Teraz już dawno nie miałam niczego takiego na ustach. Gdy spotykałam się z Chrisem, wybierałam te najbardziej błyszczące. Z jakiegoś powodu myślałam, że właśnie takie były odpowiednie do mojego zadania, choć sama za nimi nie przepadałam.

Otworzyłam ogromne, ciężkie drzwi, a ich skrzypienie rozniosło się po pustych korytarzach. Spojrzałam ciemności w oczy, a znany dreszcz przeszedł mi po plecach. Trochę zaniepokoił mnie brak oświetlenia, lecz bardziej skupiłam się, by odtworzyć w pamięci drogę, którą byłam prowadzona.

Ścisnęłam ostatni raz swój telefon, modląc się, by nie stracił on zasięgu. O ile już tego nie zrobił.

Bez latarki w telefonie się nie obyło, ale czułam przynajmniej większy komfort psychiczny, gdy miałam urządzenie przed twarzą do pełnej dyspozycji.

Odskoczyłam na bok, gdy w moich okularach odbiło się światło z latarki, gdy skierowałam ją trochę wyżej. Miałam wrażenie, że coś się za mną poruszyło. Czułam, jak moje serce bije z zawrotną prędkością, a ciało całe spięte miało trudności, by poruszać się sprawnie do przodu.

W momencie kiedy przeszłam przez kolejne drzwi, a za nimi ujrzałam dużą otwartą przestrzeń, odetchnęłam z ulgą, bo przez okna w suficie wpadało do niej dużo światła słonecznego.

Odcięłam się prędko od ciemnej przestrzeni w obawie, że coś mogłoby mnie chcieć z powrotem do niej wciągnąć i wyszłam na środek pomieszczenia. Wszędzie było pusto i cicho. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przecież poprzednim razem było w tym miejscu o wiele żywiej. Niepokoiło mnie to, ale jednocześnie czułam się lepiej, nie musząc przebywać między moimi "kolegami po fachu".

Tylko że nie wiedziałam, co powinnam dalej zrobić.

Zacisnęłam palce na telefonie, rozglądając się po pomieszczeniu, jakby coś miało mi to dać. A może jednak dało, bo w momencie kiedy chciałam zawrócić, usłyszałam zbliżające się do mnie kroki. Choć wizja powrotu przez ciemne korytarze nie była zbyt zachęcająca, to i tak lepsza od spotkania swojego "kuriera".

Mężczyzna, którego miałam już okazję zobaczyć w tym miejscu, podszedł do mnie pewnym siebie krokiem. Nie przejął się, nawet kiedy nieświadomie skuliłam się, gdy stanął tuż przede mną. Chyba nawet był z tego zadowolony, albo znudzony, w sumie wyglądało, jakby czuł te dwie emocje jednocześnie. Trochę dziwnie.

— Przynajmniej jesteś punktualna — odparł, spoglądając na swój zegarek.

Nie odpowiedziałam nic, bo ciężko było mi cokolwiek wydukać przez zaciśnięte gardło. Tym bardziej że gdy odchylił swoją kurtkę, by wyciągnąć z niej małą paczuszkę, zauważyłam przypięty do poszewki okrycia mały, czarny pistolet. Jego widok wciąż powodował mój paraliż, choć powinnam się już do niego przyzwyczaić. Chyba nigdy to nie będzie możliwe.

— Tyle na początek, następne miejsce spotkania prześlę ci w wiadomości — oświadczył znudzony.

— Nie będzie to tutaj? — spytałam, choć mogłam się tego domyślić po tym, że panowała dookoła nas pustka, gdy jeszcze kilka dni temu magazyn był zapełniony ludźmi.

Zanim Cię PoznałamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz