Rozdział 60

689 22 12
                                    

Doskonale wiedziałam już przy pierwszym spotkaniu z Chrisem, że był on człowiekiem, którego powinno omijać się szerokim łukiem. Samym swoim bytem zwiastował kłopoty, a mimo to podpisałam pakt z diabłem. Chciałam się zemścić za Aarona, ale po tak długim czasie zaczęłam wątpić, czy nie tkwiłam w miejscu zaślepiona tym pragnieniem. Sama nic nie mogłam zrobić i już nie raz się o tym przekonałam. Nie nadawałam się na wtykę. Nie potrafiłam grać na czas, podejmować spontaniczne decyzje i pilnować, by inni nie zorientowali się, że potajemnie przekazuję wszystko Chrisowi. 

Mogłoby się wydawać, że teraz był idealny czas na to, by z tym skończyć. Moja rola kreta nie wchodziła już w grę. Nie musiałam grać. Oczywiście gdybym naprawdę mogła wstać i wyjść z tego domu, nie przejmując się, że dostanę kulkę w głowę. Powinnam być martwa, a wciąż żyje. Ile to już razy otarłam się o śmierć? 

Tyle się wydarzyło, a wyglądało na to, że byłam na samym środku jeziora. Nie mogłam iść przed siebie, a tym bardziej zawrócić. 

Czy po tym wszystkim mogłabym zwyczajnie wrócić do domu? Co usłyszałabym z ust matki? Najpewniej kolejny wykład, dlaczego byłam złym dzieckiem. Ale nawet chciałam go usłyszeć.

Odwróciłam się na drugi bok. Damon miał rację, nie potrafiłam zasnąć. Choć oczy mnie piekły, a głową zaczynała boleć od natłoku myśli, nie potrafiłam zamknąć powiek na dłużej. Gdy to robiłam, po chwili i tak samoistnie się otwierały, a myśli uciekały do wydarzeń sprzed kilku dni.

Nie potrafiłam tak dłużej leżeć. Chciałam zasnąć i obudzić się kolejnego ranka. Sięgnęłam po opakowanie z lekami, które dał mi Damon. Zapaliłam lampkę w pokoju, chcąc przeczytać ulotkę. Jak bardzo beznadziejna była moja sytuacja, tak chciałam otworzyć oczy następnego dnia. 

Nie miałam wody, lecz tabletka nie była na tyle duża, bym bez tego nie dała rady. Kładąc ponownie głowę na poduszce, ponownie zaatakowały mnie ponure myśli, lecz tym razem miałam nadzieję, że szybko uda mi się o nich zapomnieć. I tym razem naprawdę tak było.

Kiedy kolejny raz otworzyłam oczy, zauważyłam przez niezasłonięte okno błękitny kolor nieba. Udało mi się zasnąć. Nie na długo, bo zegar wciąż wskazywał wczesną godzinę, ale zawsze coś.

Ociężałym krokiem udałam się do łazienki. Czułam ból w kościach, dokładnie jakbym była chora. Nos miałam zatkany, a oczy wciąż szczypały. Najchętniej zostałabym w łóżku, lecz nie mogłam sobie na to pozwolić. Wszystko było w porządku. To właśnie musiałam pokazać Chrisowi. 

Zeszłam na parter, a dom wciąż był pogrążony w ciszy. Wyglądało na to, że Harris wciąż spał. Tak mi się zdawało, bo gdy tylko weszłam do kuchni, zauważyłam mężczyznę stojącego przy kuchennym blacie. Zalewał właśnie kubek gorącą wodą, lecz gdy zauważyłam moje przybycie, odstawił czajnik, by sięgnąć po kolejne naczynie. O nic nie pytał. Nie odezwał się ani słowem. Ale może tak było lepiej. 

Podeszłam ostrożnie do stołu i zajęłam miejsce na krześle. Czułam się jak w potrzasku. Sama jego obecność była dla mnie ciężarem. Ponownie uważałam go za zagrożenie. Przez ostatnie dni trochę zapomniałam, jak bardzo powinnam się przy nim pilnować. To mnie zgubiło.

Chwilę później przed moim nosem pojawił się kubek parującej kawy. Spojrzałam na niego wciąż lekko skołowana i zanim zdążyłam podziękować, Chris zniknął za ścianą. Zostałam sama i nie do końca wiedziałam, jak miałam odebrać jego zachowanie. Z jednej strony sama chciałam ograniczyć nasz kontakt, ale nie znałam jego zdania. Poprzedniego dnia nie wyglądało, jakby doszedł do podobnego wniosku.

Przetarłam twarz dłońmi. Już nic nie rozumiałam. 

Zabrałam się powoli do picia kawy, którą przyszykować dla mnie mężczyzna. Spróbowałam jej, szykując się do gorzkiego posmaku w ustach, ale ku mojemu zaskoczeniu, delikatna słodycz rozpłynęła się po moim podniebieniu. Była dokładnie taka, jaką lubiłam. Nie spodziewałam się, że zapamiętał, ile łyżeczek cukru sypałam. 

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now