Rozdział 68

451 19 10
                                    

Zastanawiałam się, czy na pewno dobrze postąpiłam, zgadzając się na tatuaż. W końcu stałam się jedną z nich, ale może był jakiś inny sposób? Czy po tym wszystkim, kiedy to się skończy, będę mogła odciąć się od tego świata?

— Starałeś się mnie przed tym obronić prawda? — spytałam, pociągając nosem. 

Schowałam ręce do kieszeni, zamykając na chwilę oczy, bo wtedy mogłam wyobrazić sobie, że był obok mnie. 

— Wiesz co? — Uśmiechnęłam się  delikatnie. — Zawsze myślałam, że znajdę wyjście z każdej sytuacji, ale teraz naprawdę nie wiem, co robić. — Otworzyłam oczy, a kilka słonych kropli od razu z nich wypłynęło. — Nie miałam pojęcia, jak ciężko ci było, przepraszam. 

Zdusiłam w sobie szloch, zaciskająca zęby, a dzwoniący telefon w mojej kieszeni sprawił, że miałam jeszcze większą ochotę schować się przed całym światem. Musiałam iść, ale tak bardzo tego nie chciałam. Lecz ponowne próby dodzwonienia się do mnie sprawiły, że wstałam z cmentarnej ławeczki.

— Przyjdę jeszcze... kiedyś. — Spojrzałam na ekran telefonu, lecz zaraz wróciłam wzrokiem do nagrobka. — Pa Aaron. — Prędko odebrałam połączenie, by nie denerwować bardziej osoby po drugiej stronie. — Zaraz będę — odparłam oficjalnym tonem.

Dzisiaj miało odbyć się spotkanie, by omówić nasze kolejne kroki przeciwko Chrisowi. Zebrali się wszyscy bardziej zaufani ludzie w tym ja. Ta, która zjawiła się całkiem znikąd i zyskała uznanie szefa. Choć nawet pomimo krzywych spojrzeń, zaczynałam przyzwyczajać się do środowiska, w którym się znalazłam. Nawiązałam dobry kontakt z Sergio, nawet Mary okazała się być w porządku. A przecież nie wyglądało na to przy naszym pierwszym spotkaniu. W końcu chciała mnie zastrzelić. Oczywiście wciąż istniała taka opcja, ale nawiązałyśmy cienką nić porozumienia. Obie nie znosiliśmy spotkań takich jak to, które nas czekało. 

Idąc na nie, przechodziłam obok cmentarza. Nie wiedziałam, czy znajdę na nim grób Aarona. Odkąd umarł, nie chciałam znać miejsca jego spoczynku. Bałam się na nie przyjść. Lecz w momencie kiedy zostałam całkiem sama i mogłam zwierzyć się tylko jemu, naprawdę zapragnęłam go odwiedzić. Zdawałam sobie sprawę, że rozmowa z nim może podnieść mnie na duchu, albo całkiem załamać, bo nie będzie mógł mnie przytulić czy dodać otuchy, ale musiałam przekonać się, czy naprawdę tu był? Pracując dla Mullera, słyszałam wiele wersji wydarzeń i zaczynałam wariować, nie wiedząc, która jest prawdziwa. Teraz przynajmniej mogłam być pewna jednego. Lecz dalej nie wiedziałam, czy Chris nie miał w tym swojego udziału. 

Mężczyzna nie dosyć, że był jedną wielką zagadką, to jeszcze nie pozwalał o sobie zapomnieć. Czy to przez jego dziwne posunięcia, czy samych ludzi? Nie mogłam zaprzeczyć, że widząc Damona idącego z Debrą za rękę, myślałam także o nim. Para szła z naprzeciwka w moim kierunku. Oczywiście od razu mnie zauważyli, nie przejęłam się tym jednak. Nie utrzymywałam już z nimi kontaktu. Trochę jakby zobaczyło się dawnego znajomego z podstawówki. Nie musieliśmy ze sobą rozmawiać, ale tylko ja miałam takie zdanie. Debra zatrzymała się przede mną, a jej wymuszony uśmiech miał przykryć smutek w oczach. Odczułam to aż zbyt mocno, ale od razu zepchnęłam to w tył głowy i ominęła parę jakby byli zwykłą przeszkodą. Tak też było. 

— Gwen poczekaj! — zawołała za mną Debby, szybko zbliżając się do mnie.

— Jeszcze nie zrozumiałaś? — Westchnęłam z przekąsem, dalej idąc w swoją stronę. 

— Mogę ci wszystko wyjaśnić. Ktoś cię oszukał.

— Tak, wiem o tym i wiesz, co, naprawdę nie chce mieć z tą osobą już nic wspólnego — odpowiedziałam spokojnie, widząc kątem oka, jak blondynka skrzywiłam się po moich słowach. Raniłam ją coraz bardziej. 

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now