Rozdział 53

762 22 11
                                    

Nigdy nie potrafiłam przespać całej nocy w nowym miejscu. Najczęściej budziłam się co godzinę, lub wstawałam wraz ze wschodem słońca, bo nie potrafiłam ponownie zasnąć. Ten wypad wcale nie był wyjątkiem. Choć może właśnie można było zaliczyć go do tych wyjątkowych. W końcu wstałam później niż słomce, a o tej porze i tak późno wschodziło. Nie zmieniło się jednak to, iż czułam, jakby nie zmrużyłam oka. Przez koszmary, miałam wrażenie, że zamiast odpocząć, tylko jeszcze bardziej zmęczyłam się walką o życie. Każdy kolejny sen przynosił mi inną śmierć. Postrzelenie, uduszenie, lub świadomość, że to ja kogoś zabiłam. Nie potrafiłam powstrzymać drżenia ciała nawet po przebudzeniu. Najgorszy był chyba ten fragment, w którym mój oprawca trzymał w dłoni nóż. Tymi, przed którym uciekałam byli najczęściej ludzie Mullera. Nie zmieniło to faktu, że i Chris raz dostał rolę mojego kata. Oczywiście musiał trzymać ten pieprzony pistolet. Nawet z otwartymi oczami mogłam opisać go co do centymetra. Miałam okazję mu się przyjrzeć gdy trzymał go zaledwie kilka centymetrów od mojej twarzy. Oczywiście ten, który wytworzył mój umysł. Czy pokrywał się on z rzeczywistością? Tego nie wiedziałam. I chyba wolałam się nie dowiadywać.

Dopiero po chwili, kiedy pierwszy szok i strach minął, a ja zorientowałam się, że już wcale nie śniłam i byłam w jakimś stopniu bezpieczna, wyczułam w powietrzu unoszący się zapach kawy.

Usiadłam, a koc, którym byłam szczelnie przykryta, opadł mi na kolana. Od razu poczułam otulające mnie zimno, lecz objęłam się tylko rękami, bo moje myśli pochłonął całkiem inny widok.

Zaraz za drewnianym stołem, znajdowało się wyjście na taras i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, co było za nim. Ogromne, zamarznięte jezioro, wokół którego rosły wysokie drzewa iglaste pokryte białym puchem. Wyglądało to pięknie. Przez chwilę nie mogłam oderwać od tego widoku wzroku.

Dopiero po chwili zauważyłam sylwetkę mężczyzny, który stał na tarasie oparty o barierkę. W jednej dłoni trzymał kubek parującego napoju, najprawdopodobniej kawy, której zapach wciąż unosił się w powietrzu. Na jego plecach zarzucona była kurtka. Wyglądał na rozluźnionego. Przez chwilę nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, bo nie byłam pewna czy to na pewno Chris. Sama jego postawa była do niego nie podobna. Zawsze pewny siebie i stanowczy, teraz po prostu odpuścił. Czułam że gdybym podeszła do niego z pytaniem, czy mogę wrócić do domu i skończyć z tym wszystkim, jego odpowiedź byłaby twierdzącą. Choć wiedziałam, że sprawiał tylko takie wrażenie. Dlatego, zamiast rzucać się na takie poronione pomysły, udałam się do łazienki, odwiedzając po drodze pokój z szafą.

Wchodząc do sypialni, czułam się, jakbym wchodziła do zakazanego rejonu. Dlatego szybko zabrałam co miałam wziąć i prędko uciekłam. Brakowało mi jeszcze, by Chris pomyślał, że grzebałam w jego rzeczach.

Wzięłam szybki prysznic. Lecz nie mogłam powstrzymać się przed tym, by stanąć odrobinę dłużej pod strumieniem ciepłej wody.

Wychodząc z zaparowanej łazienki, czułam się trochę lepiej niż przed tym jak do niej wchodziłam. Rozbudziłam się odrobinę, a poranny strach po koszmarze zaczął znikać, lecz wciąż przed twarzą miałam moich oprawców i ich przerażający wyraz twarzy.

Gdy weszłam na dół, przystanęłam na końcu schodów, a mój widok przykuły dwa talerze znajdujące się na stole. Przed jednym z nich siedział Chris, a drugi... był najwidoczniej dla mnie. Nie tego się spodziewałam. Myślałam, że raczej będzie mnie ignorował cały wyjazd. Nie byliśmy nawet znajomymi.

— Dzień dobry — powiedziałam wciąż zaskoczona i dopiero gdy się odezwałam, zorientowałam się, co zrobiłam.

Chris odwrócił się do mnie i skinął głową gdy przeżuwał swój kawałek jajecznicy. Po chwili jednak odezwał się do mnie, kiedy nie ruszyłam się z miejsca.

Zanim Cię PoznałamWhere stories live. Discover now